Kredyty w euro i frankach pętają ręce NBP. Jedyne rozwiązanie, jakie widzi nadzór, to mocno je ograniczyć.
W miniony piątek Komisja Nadzoru Finansowego zorganizowała konferencję poświęconą zasadności wprowadzenia tzw. rekomendacji S kwadrat, pokazując jastrzębi pazur. Całość można streścić jednym zdaniem: kredyt walutowy musi odejść. Dlaczego? Uczestnicy mogli obejrzeć kilka prezentacji dlaczego trzeba je wyrugować z gospodarki, jednak zasadniczy argument jest jeden: kredyty walutowe wiążą ręce bankowi centralnemu, ograniczając swobodę kreowania polityki pieniężnej.
— Chodzi o przywrócenie wpływu NBP na kształtowanie akcji kredytowej. W latach 2008-09 rosła ona za szybko. Bank centralny nie mógł jej przystopować, bo kredyty były udzielane w innych walutach. Jeżeli stworzymy warunki do niestabilnego boomu gospodarczego to prędzej czy później krach wszystkim zwali się na głowy — przekonywał prof. Andrzej Sławiński, doradca przewodniczącego KNF.
Gdzie jest to dziecko
Wobec takiego zagrożenia wszelkie argumenty za kredytem walutowym tracą na znaczeniu. Kiedy uczestnicy konferencji przestrzegali, by zaostrzając przepisy nie wylać dziecka z kąpielą, prof. Sławiński zapytał: "czym jest to dziecko? Nie wiem co państwo mają na myśli".
— Kiedy mówię o potrzebie ograniczenia akcji kredytowej w innych walutach, mam na myśli to, że jeśli nie podejmie się zdecydowanych środków, które nie przywrócą wpływ banku centralnego na wzrost akcji kredytowej, zepchniemy polską gospodarkę ze ścieżki zrównoważonego wzrostu — wyjaśnia doradca szefa KNF.
Prof. Sławiński uważa, że są tylko dwa wyjścia:,
— Albo zakaz albo rozwiązanie kompromisowe. To 50 proc., które jest tak strasznie krytykowane, jest rozwiązaniem kompromisowym. Daje możliwość kredytowania w walutach. ale zachowuje wpływ NBP na wzrost akcji kredytowej — mówi prof. Sławiński.
50 proc. to jest limit jaki chce prowadzić KNF na kredyty walutowe. Nie mogłyby one stanowić więcej niż połową wartości wszystkich kredytów udzielonych przez bank.
Hipoteka się psuje
Andrzej Kotowicz, eksport z Departamentu Nadzoru Sektora Bankowego Pionu Nadzoru Finansowego KNF nie krył, że jest to ukłon w kierunku banków, bo najlepiej byłoby całkowicie zakazać kredytowania w walutach obcych. Przekonywał, że jest to produkt zły dla klientów, gdyż naraża ich na ryzyko kursowe i stopy procentowej.
— W razie konieczności przedterminowej spłaty, większości kredytobiorców grozi katastrofa, ponieważ wartość zadłużenia jest obecnie znacznie wyższa niż w momencie zaciągania kredytu — mówi Andrzej Kotowicz.
Waluty groźne są też dla banków, bo wbrew powszechnym opiniom, kredyt hipoteczny wcale tak dobrze się nie spłacają.
— Odnotowaliśmy wzrost odpisów z tytułu kredytów mieszkaniowych do 0,5 mld zł, czyli o 60 proc. Niepokoi silny wzrost odpisów w II kwartale tego roku — o ponad 70 proc. w stosunku do I kwartału br. i o blisko 75 proc. w stosunku do II kwartału 2009 r. — mówi Andrzej Kotowicz.