Po raz pierwszy poleciałam do miasta Kuwejt w 2006 roku, by zaśpiewać operowo-pieśniarski recital na zakończenie obchodów Konkursu Chopinowskiego. Śpiewałam w ogromnej sali mieszczącej się w Al-Hashemim II – to największy na świecie drewniany statek, prawie 90-metrowy, o wadze 2,5 tony, który nigdy nie został zwodowany.
Znajdują się tam też restauracje oraz muzeum. To główna atrakcja turystyczna. Stamtąd jest rzut beretem do portu w Ras Salmiya, gdzie stoją zabytkowe łodzie, na których można popłynąć w trzygodzinny rejs po Zatoce Perskiej. W Kuwejcie dzięki ropie naftowej żyje najwięcej miliarderów na metr kwadratowy na świecie.
Miałam okazję przekonać się o tym na własnej skórze. Tuż po wspomnianym występie podszedł do mnie niepozornie wyglądający pan w białej galabii i zapytał, czy zgodzę się zaśpiewać w jego prywatnym domu. Okazało się, że to jeden z najsłynniejszych w Kuwejcie architektów Sabah Al Rayes, a muzyka klasyczna to jego największa miłość.
W najdroższej dzielnicy ma pałac, a w nim salę koncertową z najnowszym steinwayem. Za pałacem znajduje się minipark, w którym stoi około 100 samochodów kupionych na aukcjach, wśród nich m.in. terenowe lamborghini (jedno z pięciu stworzonych dla armii amerykańskiej podczas wojny w Kuwejcie), corvette’a Marilyn Monroe i rolls-royce Kennedych. Każde ma swoją historię i każde jeździ.
Trzeźwy umysł. W Kuwejcie nie można kupić alkoholu ani publicznie go pić. Dlatego jednym ze stałych punktów w kalendarzu mieszkańców są huczne prywatne i rzecz jasna zakrapiane imprezy. Nie można też przywozić alkoholu, dlatego tuż po lądowaniu na lotnisku przechodzi się skrupulatną odprawę. Oczywiście podziemny handel alkoholem tam kwitnie – butelka najzwyklejszego Johnny’ego Walkera kosztuje około 250 dolarów. Za to znacznie tańsze niż u nas są: złoto, benzyna (100 litrów za prawie 40 złotych), jedzenie, sprzęt elektroniczny, a telefony stacjonarne są za darmo.
Bliżej chmur. Architektura w centrum Kuwejtu może przywodzić na myśl Nowy Jork – drapacze chmur (każdy wieżowiec to jednak koncepcyjna perełka), szerokie ulice, pastelowe kolory, dużo srebra, metalu, kamienia i szkła. Na każdym rogu rośnie albo niski krzew, albo gęsta palma o intensywnie zielonych liściach, jakby ktoś pomalował je farbą – wszystkie rośliny nawadniane są sztucznie. Wokół miasta rozciągają się tereny pustynne, które stanowią 90 procent powierzchni kraju.
Na żwirowej pustyni (zwanej serir) można spotkać gazelę arabską bądź szakala czy karakala (rysia stepowego). Jak ich przodkowie nomadzi współcześni Kuwejtczycy ciągną na pustynię – w weekendy jeżdżą na nią całymi rodzinami, rozkładają dywany, rozbijają wielkie namioty i ustawiają w nich… telewizory plazmowe. To też dla nich rodzaj rozrywki. My wypoczywamy w lesie, oni na pustyni.
Targowisko różnorodności. W Kuwejcie nie można ominąć największego i najstarszego targu – suku Mubarakija. Można tam kupić dosłownie wszystko – od naturalnych pereł, które kilogramami wiszą na stojakach, i pięknych, ręcznie wyszywanych chust arabskich, przez gadające papugi, po skóry z dzikich zwierząt. Zjemy tam także przepyszną kabzę, którą robi się z ryżu i najczęściej jagnięciny. Osobna alejka jest poświęcona najróżniejszym przyprawom, których zapach jeszcze długo po jej opuszczeniu zostaje w nozdrzach. W suku sprzedaje się też perfumy. Nie są to jednak zwykłe perfumy, ponieważ zapachy komponuje się samemu.
W specjalnych drogeriach miesza się wybrane wcześniej oleiste esencje, do których dobierany jest kryształowy flakon. Gotowe perfumy nie mają dla Kuwejtczyków większej wartości, podobnie jak brylanty. Mają szacunek tylko dla 22-karatowego złota. Zresztą traktowane jest ono tam tak jak u nas kwiaty – jako prezent na każdą okazję.
Los na loterii. W Kuwejcie mieszka około 3 mln ludzi (tylko 45 procent to rodowici Kuwejtczycy). Każde młode małżeństwo dostaje od państwa mieszkanie i pracę. Nie tak łatwo jednak być obywatelem tego kraju – trzeba się urodzić w Kuwejcie i mieć ojca Kuwejtczyka. Żeby tam wjechać, trzeba mieć wizę i zaproszenie. Co mnie zdziwiło w Kuwejcie, to absolutny brak turystów. Kuwejtczycy nie są nimi zainteresowani. Nie ma tam też zabytków, pensjonatów, a za pokój hotelowy średniej klasy zapłacimy średnio 300 euro. Zabawne, bo tam można spotkać hotele nawet 7-gwiazdkowe.
Kobiety. W 2006 roku dostały prawo wyborcze. Nadal jednak nie mogą podróżować bez mężczyzn i muszą nosić zarówno nakrycia głowy, jak i galabije. Zamożniejsze muzułmanki całe dnie spędzają na zakupach i spotkaniach w specjalnie dla nich stworzonych klubach. Tam mogą zrzucić galabije i poczuć się paniami swojego losu. W Kuwejcie można jednak też spotkać kobiety, które robią interesy i są niezależne.
Alicja Węgorzewska
Mezzosopranistka, współpracowała z teatrami w Wiedniu, Berlinie, Bayreuth, Monte Carlo. Śpiewała też m.in. w łódzkim Teatrze Wielkim, Operze Krakowskiej, Operze Narodowej. Prowadzi fundację STARTSMART, która zajmuje się edukacją dzieci. Można ją zobaczyć w warszawskim Teatrze Polonia w monodramie „Diva for Rent”.