Przedstawiona przez Telewizję Polsat w ostatnim programie „Państwo w państwie”, przygotowanym we współpracy z „Pulsem Biznesu”, historia Zbigniewa Góry jest niemal kopią perypetii Pawła Guza, prezentowanych w styczniu. Ten ostatni miał małą firmę budowlaną, podczas gdy bohater ostatniej audycji prowadzi pizzerię (wcześniej m.in. handlował telefonami komórkowymi). Obaj, bez jakichkolwiek dowodów, spędzili w areszcie wiele miesięcy oskarżeni o morderstwo. O ile jednak Paweł Guz spędził za kratkami 16 miesięcy, to Zbigniew Góra blisko 3 lata — dokładnie 1044 dni.
Koronnym dowodem, jaki miał przeciwko niemu prokurator, był zegarek kobiety zamordowanej w 2004 r. Policja z prokuraturą najpierw oddały go rodzinie i dopiero po trzech miesiącach od zbrodni przystąpiły do jego badania. Odkryły wtedy na nim ślady DNA, które mogły wskazywać na Zbigniewa Górę. Ale nie tylko na niego.
— Te ślady mogły należeć do co piątego mężczyzny w tym kraju. Jest nas kilku w tym studiu. Więc według prokuratury na bank jest tu morderca — szydził Przemysław Talkowski, prowadzący program. Zbigniewowi Górze raczej jednak nie było do śmiechu. Sąd uznał go za winnego i skazał na 25 lat więzienia. Dopiero sąd wyższej instancji dostrzegł miałkość materiału dowodowego. Po drugim procesie Zbigniew Góra został uniewinniony.
— Podstawowy błąd popełniony w pierwszej fazie śledztwa to niezabezpieczenie zegarka pokrzywdzonej i niezbadanie śladów krwi znajdujących się na tym zegarku — wyjaśniał Cezary Wójcik, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Lublinie.
— W wielu sprawach, zwłaszcza wtedy, jeśli mówimy o sprawach poszlakowych, zapomina się, że proces poszlakowy to nie jest jakaś jedna czy dwie poszlaki, tylko powinien być to zamknięty, nierozerwalny łańcuch poszlak, który wskazuje na to, że inna równie prawdopodobna wersja nie jest możliwa. Jak przypuszczam, w tym postępowaniu nikt nie zakładał innych wariantów i nie badał innych możliwych okoliczności. To jest niestety błąd często powtarzany — komentowała Barbara Piwnik, długoletnia sędzia i była minister sprawiedliwości.
Prokurator świętą krową
Prowadzący sprawę prokurator Mariusz Szewczyk miał przy tym szykanować rodzinę Zbigniewa Góry.
— Mama była poinformowana przez pana prokuratora w grudniu 2005 r., że po Nowym Roku wyjdę. Pięć godzin czekała przed aresztem w śniegu i mrozie, by się ze mną zobaczyć — opowiadał Zbigniew Góra.
— Pan prokurator mnie po prostu oszukiwał — potwierdzała Maria Góra, matka skazanego. Dziś jej syn domaga się od skarbu państwa 17 mln zł odszkodowania za niesłuszny areszt.
— Panu Górze należy się adekwatne odszkodowanie. Czy ma to być 17 czy 2 mln zł, to jest druga kwestia — komentował adwokat Paweł Kuglarz. I dodał, że kluczowe jest to, by to nie skarb państwa, czyli wszyscy podatnicy, płacili za takie działania wymiaru sprawiedliwości jak w przypadku właściciela pizzerii.
— Chciałem zgłosić jeszcze raz postulat odpowiedzialności prokuratorów za podejmowane decyzje. Skarb państwa zapłacił w poprzednich latach kilkadziesiąt milionów złotych za błędne decyzje. Dlaczego wobec tego ci, którzy to spowodowali, nie odpowiadają — apelował adwokat. Nie spotkał się jednak ze zrozumieniem obecnej w studiu posłanki Platformy Obywatelskiej Julii Pitery.
— Jeżeli byśmy obciążali karą funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości, obawiam się, że w ogóle śledztwa przestałyby się toczyć w obawie przed takimi skutkami — ripostowała Julia Pitera. — Dlaczego urzędnik skarbowy ma ponosić odpowiedzialność, a prokuratorzy nie — pytał Paweł Kuglarz, nawiązując do ustawy o odpowiedzialności urzędników, którą chwali się Platforma Obywatelska.
Będą następni
Przy takiej postawie przedstawicieli Sejmu nie ma się jednak co dziwić, że historie takie jak Zbigniewa Góry czy Pawła Guza będą się powtarzać. Przyznała to Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie, odpowiadając na pytanie reporterki Polsatu, czy dzisiaj prokuratura także podjęłaby decyzję o oskarżeniu Zbigniewa Góry.
— Trudno mi odpowiedzieć za osobę, która prowadziła to śledztwo. Mogę odpowiedzieć za siebie. Gdybym dysponowała takim materiałem dowodowym w 2005 r., skierowałabym w tej sprawie akt oskarżenia — stwierdziła pani prokurator.