LEKTURY
Ekodolary
Niewiele jest państw, którym można przypisać nazwę jakiegoś gatunku ptaków lub innego zwierzęcia. Polska ma to szczęście: co trzeci bocian pochodzi z naszego kraju. Na dodatek — tym ptakom okazujemy specjalne względy, oczekujemy ich przylotów, pomagamy budować nowe gniazda chronimy i przenosimy zagrożone. Bocian jest elementem polskiego wiejskiego krajobrazu, wrósł w ludową tradycję, a symbolicznie — i to nie tylko w Polsce — kojarzy się z nowym życiem. Legenda i symbole już przynoszą nam pieniądze przywożone przez turystów z całego świata. Wiadomo, że zostawialiby oni u nas jeszcze więcej dolarów czy euro, gdybyśmy potrafili zainteresowanie naszą przyrodą lepiej wykorzystać, poprawić standard hoteli, poszerzyć ofertę dla gości, zaskoczyć ich nowymi pomysłami.
Jedno jest pewne: właśnie przyroda i nic innego przyciąga do nas miliony gości. Gdy ją zniszczymy, poprawianie jakości usług turystycznych na nic się zda, wielu turystów stracimy bezpowrotnie. Właśnie to nam grozi: urzędnicy rządowi i samorządowi wspierani przez społeczności lokalne protestujące przeciwko ochronie środowiska, dążą do tego, by w Polsce na każdym hektarze ziemi “zintensyfikować gospodarowanie”. I do tego, by zapanowała pełna swoboda zarabiania pieniędzy na wszystkim, nawet kosztem dewastacji wód i gruntów.
Zwolennicy pełnej intensyfikacji gospodarki wiejskiej i leśnej zapominają o tym, że w dzisiejszym świecie turystyka to lepszy biznes niż rolnictwo. I że na ochronie krajobrazu zarobić można znacznie więcej niż na wyciskaniu siódmych potów z hektara. Przewagą turystyki jest i to, że nie powoduje takich ubocznych skutków, jak zatrucie wód gruntowych nawozami chemicznymi. Na zachodzie Europy jest już za późno na odbudowę siedlisk zwierzyny. W Polsce mamy szansę uniknąć błędów i zniszczeń powstałych w innych krajach.
„Wprost”