Przez cztery lata — od 2019 r., kiedy resort sprawiedliwości opublikował pierwszą restrykcyjną wersję tzw. ustawy antylichwiarskiej obniżającej limity kosztów pozaodsetkowych — branża boksowała się z wiceministrem Marcinem Warchołem, autorem regulacji. Powalona lewym sierpowym padła na deski w czwartek. Cios wyszedł z niespodziewanej strony, bo z Lewicy. To z jej inicjatywy w ustawie znalazł się nokautujący zapis, obniżający limit kosztów pozaodsetkowych z obecnych 25 proc. (odsetki liczone od wartości pożyczki) i 30 proc. (odsetki liczone w skali roku) do 8 i 10 proc. To mniej, niż chciał minister Warchoł.

Lewy sierpowy
Historia procedowania projektu ustawy antylichwiarskiej to temat na pracę magisterską — tyle po drodze zaszło w niej zmian. Pierwsza jej wersja była gotowa w 2019 r., ale zabrakło czasu, żeby przed wyborami przeszła przez Sejm. Wtedy ministerstwo proponowało wprowadzenie progu na poziomie 20 proc. plus 20 proc. dla pożyczek krótkoterminowych. W czerwcu 2021 r. projekt został reanimowany w mocno zmienionej wersji. Ku zaskoczeniu branży pożyczkowej resort sprawiedliwości wpisał do projektu limit 10 plus 10. Regulacja nie była konsultowana z rynkiem, gdyż resort najpierw tłumaczył, że dyskusja odbyła się w 2019 r. Potem przekonywał, że będzie czas na rozmowy o zapisach ustawy podczas prac w Sejmie.
Na dyskusje nad projektem zabrakło jednak miejsca. W kwietniu bieżącego roku podczas prac w komisji finansów padło kilka propozycji zmiany limitu kosztów. PO proponowała 5 plus 45, SKOK-i 5 plus 15, a Kukiz’15 — 15 plus 15. Poprawki nie były głosowane. Projekt został zdjęty z porządku obrad i nie do końca było wiadomo, co się z nim dzieje. Latem pojawiły się informacje, że jest konsultowany z Komitetem Stabilności Finansowej.
Branża pożyczkowa miała nadzieję, że projekt nie będzie głosowany. Wiele wskazywało na to, że ministrowi Warchołowi trudno znaleźć poparcie dla regulacji. Z naszych informacji wynika, że gdy projekt we wrześniu wrócił do Sejmu, nie udało mu się znaleźć poparcia w klubach parlamentarnych.
Podczas drugiego czytania ustawy w czwartek były dwie poprawki dotyczące limitu. Kukizowcy wrócili ze swoim konceptem 15 plus 15. Został odrzucony. Jeszcze przed głosowaniem ustawy klub Lewicy poinformował o zgłoszonej poprawce: 8 plus 10. Limit został przegłosowany. Była to jedyna poprawka opozycji zaakceptowana przez klub PiS.
Paulina Matysiak z klubu Lewicy tłumaczyła, że poprawka w niewielkim stopniu zmienia mechanizm liczenia pozaodsetkowych kosztów.
— W efekcie dostajemy lepszą sytuację osoby, która będzie pożyczała. Będzie płaciła mniej — twierdziła posłanka.
Wyjaśniała, że w Polsce oszczędności nie ma 20 proc. społeczeństwa, i to właśnie te osoby korzystają z pożyczek. Skoro nie mają oszczędności, to trzeba koszt pożyczania dla nich obniżyć.
— To poprawka, która stoi po stronie konsumentów — podkreśliła posłanka.
Wielkie czyszczenie rynku
Skąd taki limit? Nie wiadomo. Tak samo jak nie wiadomo, na czym resort sprawiedliwości oparł się proponując próg 10 plus 10. Wniosek Lewicy przeszedł i do Senatu wpłynęła ustawa z nowym limitem pozaodsetkowych kosztów pożyczki. Co to oznacza dla branży? W uzasadnieniu projektu ustawy trudno doczytać się informacji o wpływie regulacji na rynek pozabankowy.
— Politycy wychodzą z założenia, że jak obniżą koszty, to zrobią Polakom dobrze. Otóż skutek będzie przeciwny — obniżenie limitu kosztów, czyli ważnej części przychodów firm pożyczkowych, drastycznie ograniczy dostęp do finansowania pozabankowego — mówi przedstawiciel sektora, zastrzegając sobie anonimowość.
Branża jest w trakcie gorączkowego szacowania szkód dla ich biznesu. Pewne wyobrażenie o skali wstrząsu dają badania przeprowadzone przez CRIF, który na przełomie stycznia i lutego 2022 r. zapytał firmy pożyczkowe, jak na sprzedaż wpłynie zmiana limitu kosztowego o 20 proc. (licząc łącznie obydwa parametry limitów odsetkowych). W tym scenariuszu wartość pożyczek spada o 63 proc., a liczba o 39 proc. w stosunku do poziomu z listopada 2021 r.
CRIF oszacował, że przy łącznym limicie 20 proc. z około 260 tys. osób miesięcznie wnioskujących o pożyczkę z kwitkiem odejdzie 185 tys. Przy progu obniżonym do 18 proc., jak chce ustawa, skutki dla rynku pożyczek będą jeszcze poważniejsze.
— Prawdopodobnie zmieni się struktura rynku i produktów. Z gry odpadną firmy, które nie będą w stanie ograniczyć kosztów. Są firmy, które nie będą w stanie zejść z kosztami finansowania. W trudnej sytuacji znajdą się pożyczkodawcy z dużymi kosztami stałymi zatrudnienia, czyli głównie działające offline — mówi menedżer z branży pożyczkowej.
Kiedy w marcu 2021 r., na wniosek UOKiK na półtora roku został wprowadzony na czas pandemii limit kosztów 15 plus 6 proc., z rynku zniknęło 30 proc. firm.
Wartość rynku pożyczkowego jest szacowana na 6-7 mld zł rocznie.
Ustawa, która miała regulować i cywilizować zasady pożyczania, zdewastuje je całkowicie. Nasi członkowie w trybie awaryjnym muszą przemyśleć zasadność dalszego prowadzenia działalności gospodarczej, a radykalne decyzje o cięciach kosztów już się zaczęły. Wielu przedsiębiorców już komunikuje nam, że wstrzyma działalność z dniem wejścia w życie ustawy.
To będzie tąpnięcie, które z dnia na dzień uderzy nie tylko w branżę pożyczkową, lecz również wiele firm zapewniających usługi wspierające bezpieczne pożyczki. Przede wszystkim ustawa uderzy jednak w konsumentów, szczególnie w segmencie pożyczek do 3 tys. zł na okres od miesiąca do roku, gdzie sektor pożyczkowy pokrywa większość zapotrzebowania. Banki ani SKOK-i nie chcą i nie mogą pokryć tej luki.
Ręce zacierają właściciele lombardów, gdzie nie ma żadnych limitów cen. Wszystko to w przeddzień największego kryzysu gospodarczego od lat, w którym pomoc finansowa dla wielu gospodarstw domowych będzie niezbędna. Szykuje się zatem sroga i droga zima, bo przez ustawę, która teoretycznie obniża koszty pożyczek, pozyskanie finansowania przez konsumentów może okazać się znacznie droższe niż dotychczas.