Liberalizacja nad przepaścią

Dawid Tokarz
opublikowano: 2002-05-27 00:00

Sukces NOM (bo niewątpliwie trzeba o nim mówić w przypadku firmy, która przez niespełna rok zdobywa 1/4 połączeń międzystrefowych) był jedną z niewielu jaskółek zwiastujących rzeczywistą liberalizację rynku telekomunikacyjnego. Co warte odnotowania, już po kilku miesiącach skutki zaistnienia konkurencji w tym segmencie rynku odczuli (poprzez obniżki stawek) klienci.

Jednak ten, kto myślał, że proces demonopolizacji będzie postępował nadal, grubo się przeliczył. Ostatnio podpisane przez TP SA i NOM porozumienie będzie najprawdopodobniej skutkowało tym, że większość z nas będzie odcięta od realnej możliwości wyboru. Trudno mieć o to pretensje do NOM, który by istnieć, musiał odzyskać przynajmniej część zainwestowanych pieniędzy. Nie można też specjalnie winić TP SA, bo — jak każdy były monopolista — wykorzystuje wszelkie możliwe sposoby utrzymania swoich udziałów w rynku.

Można natomiast, a nawet trzeba zadać następujące pytanie:

Jak możliwe jest, że z Ministerstwa Łączności wychodzi rozporządzenie, regulujące kwestię fakturowania operatorów międzystrefowych, które w jawny sposób kłóci się z ustawą o podatku VAT? Przecież rozporządzenie takie powinno być skonsultowane z resortem finansów. I jeśli nie było konsultacji lub MF wydało opinię, że rozporządzenie jest zgodne z obowiązującym prawem, to tak czy inaczej ktoś powinien za to (bardzo delikatnie mówiąc) niedopatrzenie ponieść odpowiedzialność.

Ministerstwo Infrastruktury przygotowuje obecnie projekt nowelizacji prawa telekomunikacyjnego. Konieczne jest, by w noweli znalazły się zapisy uściślające kwestie rozliczeń międzyoperatorskich. Szczególnie, gdy uwzględni się fakt, że za niewiele ponad pół roku czeka nas uwolnienie rynku międzynarodowego. Jeśli liberalizacja i tego segmentu rynku będzie przebiegać z podobnymi kłopotami, to bez ogródek będzie można mówić o fiasku całego procesu.