Okienko transferowe zamknie się wieczorem 6 lipca w warszawskim domu aukcyjnym Artissima, który wyznaczył cenę wywoławczą na poziomie 42 tys. zł. Selekcjoner aktywów do portfela, który w uporze dążyłby do przejęcia Hofmana, miałby co prawda wybór, bo w katalogu są nawet trzy przejawy jego niezłej formy: jeden ściśle sportowy i dwa z kategorii „melancholia w szczerym polu”.

Dostępnemu na rynku dorobkowi malarza bliżej w końcu do wiejskiej kapliczki niż do puchnącego od kibicowskich ryków stadionu, bo piłkarskie motywy widywane są w obiegu znacznie rzadziej niż ujęcia rozmodlonych chłopów. Madonna okutana ludową chustą próbuje ukołysać gromadkę, siedząc boso na skraju polnej drogi. Jasne twarzyczki lekko zaróżowione wiatrem zarysowuje regularny kontur, a szafirowe oczy łagodnie spuszczają wzrok w niewymuszonej skromności pastuszków. O nich na rynku nie tak trudno, dlatego gratką są przedstawieni na obrazie z lat 30. piłkarze — sędzia byłby kalosz, gdyby odpadli.
Buszujący w zbożu
Żeby ich awansować do zbioru aktywów, w górę muszą pójść lizaki. W branży nazywa się tak pociągłe tabliczki z numerami, podnoszone przez licytujących na aukcji — nie są niezbędne, bo oferty można składać też przez telefon czy internet, ale warto znać określenie, żeby uniknąć oczywistego zdziwienia.
Jeśli jednak każda wymiana zdań w galerii kojarzy nam się z krępującym potokiem pretensjonalnych zwrotów, właśnie Wlastimil Hofman pozwoli nam się od tego zdystansować. Dziecięce portrety i łąkowe wizerunki Matki Boskiej są nie do pomylenia z pracami innych malarzy, a trudno w dodatku wyjść na ignoranta, pytając ze zmarszczonymi brwiami o datę. Autor wypracował swój styl, silnie odnosząc się do estetyki przełomu wieków, ale co to za Młoda Polska, skoro obraz może być z końca lat 60. — w każdym okresie malarz sięgał przecież po ten niezatarty kontur czy dziwnie niezagospodarowany pejzaż, skupiający wzrok na pastuszkach urastających do symboli aniołów w zbożu.
Im bardziej schematycznie zarysowana twarz chłopięca czy chłopska i im mniejszych rozmiarów, tym skromniejsze ceny na aukcjach, chociaż popyt i tak raczej gwarantowany. Obrót pracami Hofmana był w ubiegłym roku rekordowy i o ponad 150 proc. wyższy niż w 2015 r., podają statystyki Artprice, ograniczające się do sprzedaży na aukcjach. Zwykle takie dane słyną z tego, że mają mnóstwo wad — próba jest skąpa, a w niej i drogie lśniące malowidła, i mizerne szkice — jednak nie w tym przypadku.
Dominująca większość wystawianych dzieł Hofmana to olejne obrazy na płótnie, sklejce czy tekturze. W tym roku wylicytowano już 15 prac autora, głównie zadumanych chłopów, kilka aniołków z gładkimi policzkami i widok żniw, ale ani jednego całkowicie wytrąconego z tych młodopolskich modłów piłkarza.
Wisła, Legia, wieloryb
Żeby zainwestować w wystawiony obraz, nie trzeba nawet wiedzieć, że jest jakaś różnica między Legią a Lechią, ale dobrze się na moment skoncentrować, bo artysta nie namalował w końcu piłkarzy w barwach zmyślonych, tylko klubowych.
— Wlastimil Hofmann niejednokrotnie podejmował w swojej twórczości tematykę piłkarską. Najczęściej portretował swoją ulubioną drużynę Wisłę Kraków oraz jej kapitana Henryka Reymana, któremu poświęcił kilka prac. W 1928 r. jego obraz „Drużyna Wisły” wysłany został do Amsterdamu na wystawę o tematyce sportowej, otwartej równolegle do IX Igrzysk Olimpijskich.
Namalowany w 1935 r. obraz „Piłkarze” mógł być przygotowywany na konkurs artystyczny o tym samym motywie przewodnim, który miał się odbyć na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie rok później. Ostatecznie został zadedykowany Adamowi Obrubańskiemu, który na początku lat 20. reprezentował barwy Wisły Kraków — komentuje dr Przemysław Strożek, kurator bieżącej wystawy prac Enrica Prampoliniego w Muzeum Sztuki w Łodzi.
Mimo że tematyka — choć podejmowana przez malarza z zapałem — nie jest w rynkowej ofercie powszechna, rozlegający się za boiskiem krajobraz jest dosyć typowy i gdyby nie niebieski transparent, mogłaby się na nim równie dobrze objawić któraś z ludowych wersji Matki Boskiej.
— Obraz Hofmana przedstawia najprawdopodobniej sparing jego ulubionej drużyny „Białej gwiazdy” z innym klubem, najpewniej Legią Warszawą, ponieważ nie widać na płótnie ani stadionu, ani wiwatujących tłumów, jedynie dwójkę fanów wspinających się w tle na drzewo, by dojrzeć swoich idoli w akcji. Jest to kolejna wariacja Hofmana na temat swojej ukochanej drużyny, świadcząca o tym, jak bardzo tematyka sportowa w malarstwie była ważnym elementem praktyk artystycznych dwudziestolecia — dodaje dr Przemysław Strożek.
Trudno w dodatku, żeby sport międzywojnia wydawał się dzisiaj bez fasonu, skoro — jak u Szczepana Twardocha — zawodnik mógł jeszcze na ringu odetchnąć papierosem, w szatni gładził garnitur i włosy, a gdy jechał zachodnim autem przez Warszawę, snuł się za nim ciemnoszary wieloryb, bucząc i hacząc płetwą o dworzec.