Manowce humanizacji

Paweł BerłowskiPaweł Berłowski
opublikowano: 2006-06-12 00:00

 

Uczynić pracę bardziej ludzką — to piękna idea. Ożywić polski rynek turystyczny — również. Gdy się jednak pożeni jedno z drugim, rodzą się pomyłki.

Ci, którzy podsunęli premierowi pomysł wprowadzenia od przyszłego roku tzw. bonów wakacyjnych, posługiwali się oboma argumentami: pracownicy zostaną zachęceni do wypoczywania, a agroturystyka zyska klientów. Co więcej, pieniądze (bony) pracodawca wypłaci z funduszu świadczeń socjalnych, bez obciążeń na ZUS, a więc zaoszczędzi.

Poza lobby turystycznym pomysł nie wzbudza jednak entuzjazmu. Pracownicy przerazili się, że stracą „wczasy pod gruszą”, a to przecież żywy pieniądz, zero formalności, jedziesz, gdzie chcesz, i płacisz, za co chcesz (albo nigdzie nie jedziesz, bo nie chcesz).

Pracodawcy też nie marzą, by bawić się w dystrybucję bonów na wypoczynek u chłopa. Kilku pytanych przeze mnie kadrowców popukało się w czoło. Jeżeli w ogóle w regulaminie funduszu socjalnego zapisano u nich dofinansowanie wypoczynku, to właśnie „wczasy pod gruszą” są idealne, bo najmniej absorbujące: pracownik bierze urlop, prosi o dofinansowanie, dostaje przelew na konto i sprawa z głowy. Bony trzeba by gdzieś nabyć, poinformować, gdzie można je zrealizować, a na koniec słuchać utyskiwań, że komuś „przymusowy” urlop u chłopa się nie podobał.

Kiedy pojawiły się zwolnienia z ZUS na kupony świąteczne do hipermarketów, niektóre firmy w dużych miastach dawały zatrudnionym takie bonusy. Dostawcy kuponów oferowali też niekiedy rabaty (np. za bony o nominale 500 zł można było zrobić zakupy za 550 zł). Ale agroturystyka to nie hipermarket: wybór niewielki, a rabatki każdy gospodarz sadzi po swojemu.

Byłoby pięknie, gdyby firmy dostrzegły, że wypoczęty pracownik jest bardziej produktywny. Do tego jednak nie potrzeba bonów. Nie wierzę, by ci, którzy nie dofinansowywali wczasów, nagle zaczęli to robić, bo ktoś wydrukuje bony.

Oczywiście, pięknie by też było, gdyby nasz dochód narodowy mniej zasilał zagraniczne kurorty. Ale drukowanie bonów nic nie da, jeśli nikt nie zechce z nich korzystać.