Jeszcze tylko klik i przed oczami stanie mi serwis internetowy pełny wykresów, zmieniających się kursów, krótkich informacji, ale i rekomendacji, komunikatów systemu Emitent, sygnałów analizy technicznej, wzbogacony o alerty cenowe czy „pushe” z najświeższymi, cenotwórczymi informacjami - myślałem, wspominając ocenę, jaką Eugeniusz Twaróg wystawił aplikacji mBanku, z tej samej grupy.







Pierwsze wrażenie naprawdę dobre – świetna prezencja, prosta nawigacja, rewelacyjna zakładka „help”. Aktualizacja notowań na bieżąco, dynamiczne wykresy - niemal jak przed terminalem Bloomberga.
Im więcej klikałem i słajpowałem, tym moje rozczarowanie jednak rosło. mBank wyszedł z założenia, że inwestor potrzebuje aplikacji jedynie do składania zleceń. Resztę, czyli 99 proc. inwestycyjnej aktywności, będzie spędzał na stronach www i innych (konkurencyjnych zapewne) aplikacjach. Tę politykę zrozumiałem później, sprawdzając strony brokera, w których serwis transakcyjny ostro oddzielony jest od serwisu informacyjnego. Tylko dlaczego?
Wiemy już zatem, czego brak aplikacji. A co ma?
- funkcja „Best” – tryb składania zleceń z limitem, który w momencie składania zlecenia jest najlepszy na rynku. Czyli coś w stylu HFT dla ubogich. Świetny pomysł, jeśli ktoś uznaje, że ma informacje cenniejszą niż koszt, który musimy ponieść za przebicie najlepszej na rynku oferty. Niestety, sam serwis transakcyjny – jak już wiemy - tych informacji nie posiada/wysyła.
- system składania zleceń „OneTouch” – czyli wykorzystanie możliwości, jakie daje tablet do intuicyjnego wprowadzania danych. Intuicja zawodzi jednak w momencie, gdy na ekranie widzę dwie możliwości składania zlecenia i chcę skorzystać z obu (bo przecież nie wiem, że nie są ze sobą związane, bo – jak się później okazuje – nie są)
- portfel – jest osobną zakładką. To dobrze. Ale bardzo ubogą (brak np. historii rachunku). Wiem, wiem…serwis transakcyjny. Jedyny problem pojawia się w momencie przejścia z portfela do zleceń. Jeśli chcę sprzedać akcje, a nie wiem, ile ich mam w portfelu, muszę strzelać podając jakąś wysoką liczbę, a system dopiero wtedy wyświetli mi komunikat, że mam tylko X akcji. Co gorsza, spółki z portfela nie trafiają automatycznie do któregoś z obserwowanych koszyków, przez co, by sprzedać akcje trzeba je najpierw znaleźć na liście wszystkich spółek (no chyba, że jest jakiś skrót, którego nie znalazłem)
- komunikaty – praktycznie brak (serwis transakcyjny)
Generalnie jednak, aplikacja jest w porządku. Jak na początek. brokerowi radzę zintegrować go jednak z serwisem informacyjnym. Dodać „mięso”, które pozwoli w pełni wykorzystać możliwości, jaką dają aplikacje – np. pushe, które rozwiązałyby problem błyskawicznego i jednoczesnego dostępu do niusa przez inwestorów, wysyłania alertów analizy technicznej i alertu mocnej zmiany kursu papieru z portfela (to, wydawało mi się wcześniej, jazda obowiązkowa takiej aplikacji).
Zrobić atrakcyjną wizualnie aplikację na iPada było najłatwiej. I pewnie była najpotrzebniejsza klientom biura (usłyszałem w nim, że 30 proc. ruchu mobilnego na www brokera generują właśnie iPady) Czekamy na iPhone (wiem, że już nad tym pracują) i Androida (pracują w drugiej kolejności). Niestety, usłyszałem też, że „skupiamy się na serwisach transakcyjnych, newsowe w drugim planie”.
ps. Wszedłem na stronę www brokera i już wiem bardziej rozumiem, dlaczego zaczęli od serwisu transakcyjnego