Rok temu, w trakcie forum ekonomicznego w Krynicy, Krzysztof Tchórzewski, minister energii, ogłosił, że projekt Ostrołęka będzie ostatnią dużą inwestycją w blok węglowy w Polsce. W tym roku też przygotował sensację — ogłosił, że ma pomysł, by do budowy tego bloku dorzucone zostały pieniądze z pracowniczych programów emerytalnych, prowadzonych przez firmy energetyczne. Pomysł ma wielu krytyków.
20 mld zł do wzięcia?
Pierwszy sygnał wskazujący na to, że struktura finasowania bloku w Ostrołęce będzie nowatorska, pojawił się we wtorek wieczorem. Wtedy państwowe Energa i Enea podały, że każda z nich zaangażuje się kapitałowo w tę inwestycję i wyłoży po 1 mld zł, a ponadto do 1 mld zł wyłoży FIZAN (fundusz zamknięty), którego akcjonariuszem jest firma PGE, też państwowa.
PGE szybko wyjaśniła, że funduszem tylko zarządza, a pieniądze nie należą do niej. Do kogo więc należą? Do dziś nie wiadomo. Z naszych informacji wynika, że nie wyłożył ich PFR, który wcześniej nie wykluczał takich inwestycji.
Światło na sprawę rzucił dopiero w środę Krzysztof Tchórzewski. W wypowiedzi dla PAP stwierdził, że chciałby, by w funduszu ulokowane zostały pieniądze z pracowniczych programów emerytalnych w spółkach energetycznych.
— W różnych funduszach na całym świecie rozrzucone są środki na programy emerytalne. Razem jest to ok. 20 mld zł — powiedział PAP Krzysztof Tchórzewski. Przyznał jednak, że trzeba to będzie uzgodnić ze związkami zawodowymi.
— Moim zdaniem byłoby bezpieczniej, gdyby te pieniądze były w instytucji, która pozyskuje pieniądze i funkcjonuje w otoczeniu dużych firm, w których państwo posiada udziały — dodał minister energii.
Związki mówią o gwarancjach. Kazimierz Grajcarek, były przewodniczący Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ Solidarność, widziałby możliwość zrealizowania pomysłu ministra, ale pod pewnymi warunkami.
— Po pierwsze, w nadzorze takiego funduszu zamkniętego musieliby się znaleźć przedstawiciele związków zawodowych, by sprawowali pieczę nad inwestycjami. Po drugie, rekomendowałbym jakąś formę gwarantowania takich wypłat. Przecież pieniądze na emerytury co do zasady powinny być inwestowane w przedsięwzięcia przynoszące stałe zyski — zauważa Kazimierz Grajcarek.
Pytany o to, jak interpretuje brak instytucji finansowych w ostrołęckim projekcie, zwrócił uwagę na kwestie związane z przygotowaniem tej inwestycji.
— Jeśli nie potrafimy przekonać inwestora do tego, by zainwestował miliard, to znaczy, że ten projekt po prostu nie jest dobrze przygotowany — stwierdza Kazimierz Grajcarek.
Czynniki ryzyka się mnożą
O opinię na temat pomysłu ministra poprosiliśmy analityków giełdowych. Zaczęli od czynników ryzyka. — Pomysł mógłby się wiązać z wystawieniem przyszłych świadczeń pracowniczych na istotne ryzyko rynkowe. Przykładem takiego ryzyka może być polityka samego rządu. Przecież plan budowy jednej bądź kilku elektrowni atomowych, propagowany przez rząd, oznacza zagrożenie dla zwrotu z projektu w Ostrołęce. Im więcej atomu w polskim miksie energetycznym, tym zysk z Ostrołęki może być mniej pewny. Do tego dochodzi polityka Unii Europejskiej, wspierająca zielone źródła i obciążająca źródła węglowe coraz wyższymi opłatami z tytułu CO 2
— wylicza Paweł Puchalski, szef działu analiz DM BZ WBK. Kamil Kliszcz, dyrektor departamentu analiz giełdowych mBanku, zwraca uwagę na pozytywy dla Energi i Enei.
— Z ich punktu widzenia rozwodnienie ich ekspozycji na budowę bloku w Ostrołęce jest pozytywną informacją pod warunkiem, że nie będą gwarantować funduszowi stopy zwrotu. Z naszych analiz wynika bowiem, że ten projekt ma małe szanse na rentowność — mówi Kamil Kliszcz. Na gwarancje zwraca też uwagę Paweł Puchalski.
— Gdyby częścią koncepcji miały być gwarancje wypłat, a gwarantami byłyby np. grupy energetyczne, mogłoby to oznaczać potencjalnie konieczność zwiększenia tworzonych obecnie rezerw, które obniżałyby wyniki spółek. Koniec końców, taka konstrukcja oznaczałaby, że cały ciężar inwestycji wezmą na siebie grupy energetyczne — uważa Paweł Puchalski.