Nie opadają emocje wokół podatku Belki. Giełdowi gracze, którzy właśnie otrzymali formularze PIT z biur maklerskich i dowiadują się, ile zarobionego grosza muszą oddać fiskusowi, tłumnie biorą udział w akcji „PB” i portalu pb.pl „Nie dla podatku giełdowego”. Piszą listy do ministra finansów z żądaniem skasowania daniny od zysków z akcji. Oburzają ich zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że podatek Belki będzie likwidowany stopniowo: od oszczędności — w połowie kadencji tego Sejmu, od zysków giełdowych — dopiero przed wyborami. Co na to ekonomiści?
Ożywczy powiew
Większość pytanych przez nas ekspertów uważa, że likwidacja podatku Belki dodałaby gazu gospodarce.
— Polska ma stanowczo zbyt rozbudowany system podatkowy, dlatego wszelkie ograniczanie obciążeń fiskalnych zasługuje na poparcie. Rezygnacja z podatku od dochodów wspierałaby koniunkturę. Wzrosłaby atrakcyjność rynku kapitałowego, a to (przynajmniej tak mówi teoria) przełożyłoby się na wyższy wzrost PKB — twierdzi Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.
Jego zdaniem, zmniejszenie przychodów do budżetu dałoby się częściowo zrekompensować dzięki większym dochodom giełdowych spółek i wyższym wpływom z podatku VAT.
Skasowanie daniny zachęciłoby też do oszczędzania.
— A to ograniczyłoby konsumpcję i przez to zahamowało inflację — twierdzi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Ekspertom bardzo nie podoba się jednak znoszenie Belki na raty.
— Rezygnacja w pierwszej kolejności z podatku od oszczędności będzie preferowała system bankowy. Tymczasem fiskus powinien być neutralny — przypomina Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Tego samego zdania są nawet analitycy pracujący dla sektora bankowego.
— Takie rozwiązanie sprawi, że banki będą tworzyły specjalne instrumenty finansowe, pozwalające na omijanie opodatkowania — mówi Mateusz Szczurek.
— Jak likwidować, to w całości — dodaje Ryszard Petru.
Podobnie myśli Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.
Dyplomatyczne milczenie
Fiskusowi trudno będzie rozstać się z 4,1 mld zł, które według założeń budżetu miał z tego podatku zgarnąć w tym roku. To aż jedna siódma całego tegorocznego deficytu budżetowego. Ekonomiści mają na to radę: tnąc Belkę, rząd musi jednocześnie ściąć wydatki.
— Cztery miliardy to cztery miliardy. Dla budżetu taka kwota nie jest bez znaczenia. W dobrych czasach to mało, ale w złych — bardzo dużo. Jeśli rząd zrezygnuje z tych dochodów, to będzie musiał zniwelować dziurę mniejszymi rozchodami — uważa Jacek Wiśniewski.
O tym jednak na razie rząd milczy.
— Nie wyobrażam sobie, żeby rząd nie łączył mniejszych przychodów z ograniczaniem wydatków. Zwłaszcza że jednocześnie padają propozycje wprowadzenia podatku liniowego oraz ograniczenia deficytu do 1 proc. PKB. Niestety, gabinetDonalda Tuska na razie głośno mówi tylko o zmniejszaniu podatków, a do deklaracji dotyczących potrzeby oszczędzania się nie kwapi — twierdzi Mateusz Szczurek.
Jacek Wiśniewski uważa, że kluczową sprawą dla uzdrowienia finansów publicznych jest obecnie ograniczenie przywilejów emerytalnych i reforma KRUS. Gdyby rząd poradził sobie z tymi problemami, budżet mógłby spokojnie znieść likwidację podatku Belki.
Czego chce rząd
Zniesienie podatku Belki to jedno ze sztandarowych haseł, z którymi Platforma Obywatelska szła do wyborów. Minęły prawie cztery miesiące i postulat wciąż nie został przekuty w projekt ustawy. Mało tego, rząd wciąż nie wypracował nawet wspólnej opinii w tej sprawie. Na likwidację krzywo patrzy Jacek Rostowski, minister finansów. Premier Donald Tusk chce znosić daninę stopniowo, ale wicepremier Waldemar Pawlak z PSL zaznacza, że sprawa wymaga poważnej dyskusji.
Jeśli chcesz poprzeć akcję „PB” i portalu pb.pl, napisz list na adres: [email protected]
Jacek Kowalczyk, [email protected]