Na wakacje wyjedziemy do Polski

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2020-04-19 22:00

Touroperatorzy są gotowi sprzedawać wyjazdy zagraniczne, ale na razie chętnych brak. Firmy rozbudowują ofertę w kraju

Przeczytaj i dowiedz się:

  • Jakie wyjazdy sprzedają się teraz najlepiej
  • Jakimi kryteriami kierują się obecnie Polacy podczas wybierania wakacyjnych kierunków
  • Jak radzą sobie znane biura podróży

Granice zamknięte są — na razie — do 3 maja, a powracających do Polski czeka dwutygodniowa kwarantanna. Może się okazać, że w tym roku wakacje spędzimy w kraju.

TO SE NE VRATI:
TO SE NE VRATI:
Polacy naśmiewali się z naszego zamiłowania do parawaningu. Tymczasem w dobie koronawirusa może się ono rozpowszechnić. Przedstawiciele włoskich kurortów zaproponowali ostatnio boksy z pleksi mające zapewnić plażowiczom ochronę.
Fot. WM

— Nie wiem, kiedy Polacy wyjadą za granicę. Robiliśmy eksperymenty z ceną dla wyjazdów w sierpniu, wrześniu czy październiku, ale nic nie działa, zagranica obecnie w ogóle się nie sprzedaje — mówi Marcin Dymnicki, dyrektor zarządzający TUI Poland.

— Rezerwacje na lato 2020 są śladowe i dotyczą głównie sierpnia i września. Relatywnie nieźle sprzedaje się zima — mamy 30 proc. tego co w zeszłym roku o tej porze — przyznaje Grzegorz Baszczyński, prezes giełdowego Rainbowa.

Bardziej radykalny jest Maciej Nykiel, były prezes Neckermanna, który w grudniu ubiegłego roku założył biuro podróży Nekera.

— Jeżeli wraz z otwarciem granic nie zostanie zniesiony obowiązek kwarantanny, nie wyjedziemy do Czech, bo w tym momencie trzeba by odbyć dwutygodniową kwarantannę tam i po powrocie do Polski, a co dopiero na Zanzibar. Biznes związany z wycieczkami zagranicznymi ogranicza się do administrowania ofertą sprzedaną przed kryzysem — klienci anulują, przekładają wyjazdy lub odbierają vouchery — twierdzi Maciej Nykiel.

Krajowe hotele

Nekera poza zagranicznymi wyjazdami sprzedaje miejsca hotelowe w Polsce znajdujące się w ofercie platformy triverna.pl, udziałowca firmy.

— Mamy w ofercie 700 hoteli w Polsce, najwięcej ze wszystkich touroperatorów. Popyt spadł, mamy półtoramiesięczną dziurę w sprzedaży, ale są pojedyncze rezerwacje na dalsze miesiące wakacyjne. Dotyczą pasu wybrzeża bałtyckiego, Mazur i gór — Sudetów, Tatr, trochę mniej Bieszczad. Kluczowe jest zdjęcie zakazu działalności hoteli, na które czekamy — zaznacza Maciej Nykiel.

Duże biura podróży budują ofertę w Polsce.

— Mamy 50 obiektów, teraz prowadzimy rozmowy ze 150 kolejnymi. To jednak będzie nisza, 2-3 proc. biznesu. Jest to jednak obecnie jedyna oferta, która się sprzedaje. Część klientów, którzy przekładają wyjazdy, wybiera ofertę w Polsce — twierdzi Marcin Dymnicki.

Rainbow również ma takie plany.

— Oferta krajowa pojawi się w systemie, ale nie będzie to „gamechanger”. Sprzedaż odbywa się głównie w internecie, sporo jest też kwater prywatnych, do których turyści sami docierają. Będziemy się mocniej koncentrować na ofercie do Chorwacji, Bułgarii i Grecji z dojazdem własnym, bo spodziewamy się, że klient może się bać podróży samolotem — uważa Grzegorz Baszczyński.

Gdzie po epidemii

Eksperci nie są zgodni w prognozach, dokąd Polacy pojadą na wakacje, gdy już dojdzie do otwarcia granic. Andrzej Betlej, prezes Instytutu Turystyki TravelData, uważa, że tam, gdzie wirus nie jest mocno rozpowszechniony.

„Przykładowo w Kalabrii i na Sycylii proporcjonalne do liczby mieszkańców liczby zgonów są obecnie 34 razy mniejsze niż w Lombardii, a na Sardynii 26 razy mniejsze. Są one jedynie około 5-6-krotnie większe niż obecnie w Polsce. Podobna jest sytuacja na Wyspach Kanaryjskich, przy czym jest dość prawdopodobne, że sytuacja się poprawi. Można założyć, że ryzyko wyjazdów turystycznych ze stosunkowo słabo zainfekowanej Polski do miejsc takich jak Bułgaria, wyspy greckie, wymienione regiony włoskie i Wyspy Kanaryjskie byłoby bardzo niskie i z racjonalnego punktu widzenia mogłoby być akceptowalne, zwłaszcza przy ograniczeniu wieku wyjeżdżających np. do 55 lat i ewentualnych szybkich testach przeprowadzanych przed wylotem. Jest to jednak podejście bazujące na szacowanym ryzyku statystycznym niekoniecznie mającym większe przełożenie na decyzje administracyjne w zakresie odbywania podróży” — napisał w komentarzu Andrzej Betlej.

Wiceszef Itaki również sądzi, że głównym kryterium będzie bezpieczeństwo.

— Klienci postawią na kraj, w którym będą się czuć najbezpieczniej. Włosi i Hiszpanie już sygnalizują, że nie będą przyjmować w wakacje zagranicznych turystów, w tym roku chcą wypoczywać w swoich krajach sami. Dla nich wakacje to sierpień, więc nie wiadomo, jak będzie z pozostałymi miesiącami — mówi Piotr Henicz.

Dyrektor zarządzający TUI Poland jest pewien, że wyjazdy egzotyczne nie będą się sprzedawać.

— Dyskusja o kierunkach to dziś wróżenie z fusów. Są w Grecji wyspy, np. Korfu, gdzie nie ma ani jednego przypadku zachorowań, jest Bułgaria z niewielką ilością, są Wyspy Kanaryjskie. Włochy jako pierwsze przejdą przez najgorszą fazę, ale kojarzą się ryzykownie. Jesteśmy przygotowani wysłać klientów tam, gdzie będą chcieli jechać, o ile pozwolą na to przepisy. Ale nie wiem, czy wybiorą Grecję, Bułgarię czy Egipt. Jestem natomiast pewien, że runie egzotyka, letnia i zimowa, bo ludzie nie będą chcieli latać do miejsc oddalonych o 10 godzin lotu od domu — mówi szef Marcin Dymnicki.

— Na ten moment najbardziej prawdopodobne, że ze względu na geografię koronawirusa popularne mogą być Grecja i kraje Afryki Północnej, a w dalszej kolejności może Chorwacja, Albania, Bułgaria i Gruzja. Hiszpania natomiast będzie miała duży problem — przewiduje szef Rainbowa.

Stan hibernacji

Na razie biura podróży tną koszty.

— Zwolniliśmy pracowników w marcu, ale nie były to zwolnienia grupowe, nie przekroczyły 30 osób. Składamy wnioski o dofinansowanie wynagrodzeń pracowników — mówi Piotr Henicz.

Rainbow oszczędza na marketingu, którego koszty zredukował niemal do zera, na umowach stałych czy zakupie sprzętu.

— Duże oszczędności dają nam rządowe programy, bo obecnie większość załogi pracuje albo na 4/5 etatu, albo jest na tzw. postojowym. Przez ostatnie półtora miesiąca zwolniliśmy też 10-12 proc. załogi. Obecnie nie płacimy także czynszów w galeriach, a zawieszono nam zapłatę podatków i ZUS. W ten sposób udało się nam zredukować koszty stałe o 70 proc. — mówi Grzegorz Baszczyński.

Wszystkie wydatki marketingowe obciął też TUI Poland.

— Zmniejszyliśmy też koszty osobowe — są to także zwolnienia. Wstrzymaliśmy wszystkie projekty rozwojowe, czyli otwieranie nowych biur własnych i rozbudowę strony internetowej. Korzystamy z tarczy antykryzysowej w trzech wymiarach: wykorzystujemy 180 dni na zwrot pieniędzy klientom, którzy nie wyjadą zgodnie z planem, wystąpiliśmy o tzw. postojowe, a jesienią skorzystamy z możliwości wykupu niższej gwarancji, w wysokości 30 proc. zeszłorocznego obrotu — wymienia Marcin Dymnicki.

Chwila prawdy

Właśnie wykup gwarancji, który dla większości biur przypada we wrześniu, może być trudnym momentem. Rozmowy z ubezpieczycielami zaczną się za miesiąc-dwa.

— Już wiadomo, że nie będą łatwe. Firmy ubezpieczeniowe oczekują, że zapłacimy w gotówce pełną kwotę gwarancji! Dla największych firm to grube miliony. Może się zdarzyć, że przedsiębiorcy będą zamykać firmę i otwierać nowe biuro, żeby uniknąć płacenia wysokiej gwarancji — twierdzi jeden z rozmówców.

Jednocześnie przypomina, że klienci będą chronieni — tarcza antykryzysowa umożliwia dofinansowanie przez państwo Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego, drugiego filara, dzięki któremu nawet w przypadku bankructwa biura podróży turyści mają opłacony hotel do końca pobytu, a także powrót zgodnie z planem. Optymistą jest w tej kwestii szef Rainbowa.

— W naszym przypadku zamiast gwarancji rzędu 200 mln zł będzie 60-70 mln zł. O taką gwarancję powinno być łatwiej. Nie stanowimy dla ubezpieczyciela dużego ryzyka, nawet w najgorszym scenariuszu rozwoju epidemii i braku sprzedaży przez najbliższe miesiące możemy w stanie hibernacji przetrwać co najmniej 1,5 roku — mówi Grzegorz Baszczyński.