Żegnamy stopniowo wysoką inflację i w związku z tym też wysokie stopy procentowe. W lipcu inflacja zbliży się prawdopodobnie do celu Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc.). Kiedy Rada Polityki Pieniężnej zobaczyła nowe prognozy postanowiła zareagować redukcją kosztu pieniądza. Przy czym koszt pieniądza skorygowany o inflację – tzw. realna stopa procentowa – jest wciąż wysoki na tle historycznym.
W środę RPP ścięła stopy o 0,25 pkt proc., sprowadzając stopę referencyjną do 5 proc., chociaż na rynku powszechne było oczekiwanie, że zrobi to dopiero po wakacjach. Takie przewidywania wynikały z wypowiedzi Adama Glapińskiego, prezesa NBP, który sugerował, że lipiec nie będzie odpowiednim momentem na łagodzenie polityki pieniężnej. Prezes jednak lubi niespodzianki, więc znów postanowił wszystkich zaskoczyć.
Wiele wskazuje na to, że radę przekonała najnowsza projekcja inflacji. Jest to raport przygotowywany trzy razy do roku przez ekonomistów NBP, pokazujący najbardziej prawdopodobną ścieżkę inflacji i PKB przy założeniu stałych parametrów polityki pieniężnej.
W najnowszej projekcji znacząco ścięte zostały przewidywania dotyczące wzrostu cen. W tym roku ma wynieść średnio 4 proc., co oznacza, że w drugim półroczu będzie to 3,5 proc. (dane za czerwiec pokazywały 4,1 proc.). Przy czym te dane mogą nie uwzględniać ostatnich decyzji rządu o zamrożeniu cen prądu. W przyszłym roku inflacja ma spaść do 3,1 proc., a za dwa lata do 2 proc., czyli poniżej celu banku centralnego. Jak widać na załączonym wykresie, obecna projekcja jest średnio o ok. 1 pkt proc. niższa od poprzedniej.
Wzrost gospodarczy ma w tym i przyszłym roku wynieść średnio 3,5 proc. To przewidywanie podobne jak w poprzedniej analizie.
Ponieważ nominalne stopy procentowe NBP nie spadają szybciej niż inflacja, to stopy realne utrzymują się na wysokim poziomie. Z moich szacunków wynika, że obecnie – już po środowej decyzji – realna stopa procentowa wynosi 2 proc. i jest na najwyższym poziomie od 17 lat.
Nie ma oczywiście jednej miary stopy realnej, ponieważ do jej liczenia należy wykorzystać inflację oczekiwaną, a nie bieżącą. A nie ma jednej powszechnie akceptowanej miary oczekiwanej inflacji. Inaczej na przyszłość cen patrzą konsumenci, inaczej menedżerowie w firmach, jeszcze inaczej ekonomiści. Ja wykorzystałem prognozy rynkowe, ponieważ ten wskaźnik ma najbardziej spójny historyczny szereg danych. Możliwe, że przy wykorzystaniu innych miar poziom realnej stopy wyglądałby inaczej, ale utrzymałby się wniosek, że ona szybko rośnie i jest dużo wyższa niż w ostatnich 10 latach, utrzymałby się. Wiele wskaźników - a są to nie tylko prognozy rynkowe, ale również badania firm handlowych i usługowych czy badania konsumentów - pokazuje bowiem, że oczekiwana inflacja jest coraz niższa.
Czy obecny poziom realnej stopy procentowej jest dobry czy zły dla gospodarki? On pokazuje, że bank centralny jest absolutnie zdeterminowany do zduszenia inflacji, do sprowadzenia jej w miarę szybko do celu, czyli 2,5 proc., i zapewnienia, że nie zacznie szybko rosnąć ponownie. To oczywiście odbywa się kosztem niższego wzrostu gospodarczego, który utrzymuje się poniżej długookresowego trendu. Innym kosztem jest szybki wzrost wydatków budżetowych na odsetki płacone przez skarb państwa, co utrudnia redukcję deficytu fiskalnego państwa.
Wiele jednak wskazuje, że realne stopy nie wrócą już do tak niskich poziomów, jak w latach 2010-22. Wtedy były, średnio rzecz biorąc, ujemne z powodu restrukturyzacji zadłużenia na świecie po kryzysie finansowym, gdy popyt na kredyt był bardzo niski i inflacja znajdowała się poniżej celów banków centralnych. Teraz zostaniemy prawdopodobnie z dodatnimi realnymi stopami procentowymi. Czyli będą one trochę wyższe od inflacji.
