Nie potrafimy twardo bronić własnych interesów

Roman Nowicki
opublikowano: 2000-02-15 00:00

Roman Nowicki: Nie potrafimy twardo bronić własnych interesów

PRZED REFERENDUM: W społeczeństwie narasta przekonanie, że nie ma współpartnerstwa w negocjacjach z UE — dowodzi Roman Nowicki. fot. Grzegorz Kawecki

Ustalmy od razu, że nikomu nawet się nie śni, żeby zawracać Wisłę kijem. Prywatyzacja — tak, Unia Europejska — tak, programy przystosowawcze — tak. Jest jednak kilka spraw, które powodują, że Polacy, którym wystarczyło wyobraźni, żeby wesprzeć i doprowadzić do końca rewolucję ustrojową, nagle zaczynają mieć wątpliwości, czy wstąpić do UE. Jakie są główne przyczyny tego regresu napisano już prawie wszystko — bardzo zła polityka informacyjna rządu, błędy przy tworzeniu struktur i nadmierne ich upartyjnianie oraz niezwykły wprost populizm części koalicji.

JEST JESZCZE jednak coś, co w sposób zdecydowany i nieustający przysparza liczby przeciwników wejścia do Unii. W społeczeństwie narasta przekonanie, że elity polityczne, słabe i skłócone wewnętrznie, nie mają czasu i determinacji, żeby dostatecznie dobrze i twardo bronić interesów narodowych. Trzeba pamiętać, że żyjemy w czasach, kiedy nikt nikomu nic nie daje za darmo, a każdy kompromis trzeba wywalczyć. Prowadzenie negocjacji w takich warunkach wymaga wiedzy, determinacji, dyplomatycznych zdolności, ale przecież również wielkiego charakteru i oddania interesom państwa. Jak się wydaje społeczeństwo coraz bardziej umacnia się w przekonaniu, że słabość elit politycznych powoduje, iż nie ma partnerstwa w negocjacjach i gwarancji, że będą one prowadzone jak należy.

O WIELKICH SPRAWACH wszystko już powiedziano, poprzestańmy więc na kilku drobnych przykładach. Umowa polsko-niemiecka zagwarantowała pracę kilkudziesięciu tysiącom polskich fachowców w Niemczech. Strona niemiecka od lat tworzy jednak nieprawdopodobne wręcz utrudnienia w jej realizacji: wysokie opłaty za pozwolenia na pracę wynoszące rocznie około 60 mln DEM; wprowadzono praktykę, że pozwolenia te są wydawane tylko w jednym biurze na terenie całych Niemiec, co powoduje wielomiesięczne oczekiwania; polskie przedsiębiorstwa mogą być tylko podwykonawcami; strona niemiecka określa poziom płac w naszych przedsiębiorstwach na jej terenie itp.

OD LAT nie możemy uzyskać w tej pozornie drobnej sprawie równoprawnych warunków na rynku niemieckim, chociaż jesteśmy największym partnerem handlowym z Europy Środkowej i Wschodniej, a eksport niemiecki do Polski wielokrotnie przewyższa import. Kiedyś wyliczono, że z samej tej nadwyżki eksportu nad importem Niemcy zatrudniają ponad 100 tys. robotników. A co robi nasz rząd w tej sprawie? Prawie nic, mało tego, dał sobie narzucić od lat zasadę, zgodnie z którą w corocznych negocjacjach o kontraktach polskich fachowców strona polska jest reprezentowana przez resort gospodarczy, a strona niemiecka przez resort pracy. Nic dziwnego, że rozmowy są jak ze ślepym o kolorach.

NIE MOŻNA MÓWIĆ o otwarciu na Zachód przy nieustającej dyskryminacji polskich interesów gospodarczych. Oto Niemcy budują wielki zakład przemysłowy w Polsce, ale stawiają warunek, że konstrukcje stalowe dostarczą sami, chociaż my oferujemy lepsze warunki finansowe i porównywalną jakościowo stal. Inny kraj Unii buduje w Warszawie hotel za kredyt, który tak czy inaczej będziemy spłacać, ale nie można dostarczyć materiałów z fabryk zlokalizowanych w Polsce, bo kontrakt gwarantuje, że 90 proc. dostaw będzie z kraju, który udzielił kredytu. Przetargi często wygrywają firmy zagraniczne nie mające prawie żadnego potencjału wykonawczego, podzlecając czarną robotę bardzo dobrym przedsiębiorstwom polskim.

ŚWIADOMOŚĆ takich praktyk jest coraz powszechniejsza. W opinii publicznej narasta przekonanie, że nie jesteśmy przygotowani do obrony naszych interesów. I to — jak się wydaje — jest głównym powodem spadku poparcia dla wstąpienia Polski do UE.

Roman Nowicki jest wiceprezesem Stałej Konferencji Inwestorów