Dokładną strukturę dostaw do Niemiec zbadałem po tym, gdy z Polski zaczęło nadchodzić wiele bardzo dobrych danych o aktywności w przemyśle. W piątek GUS podał, że produkcja wzrosła w listopadzie o 5,4 proc. rok do roku, znacznie powyżej oczekiwań. Rozmowy, które prowadzę z przedstawicielami różnych branż przemysłowych, wskazują, że koniunktura jest naprawdę solidna – nie we wszystkich branżach, ale w tych, które są mocno zintegrowane z międzynarodowymi łańcuchami dostaw. Jest też wiele sygnałów, że producenci w Niemczech zacieśniają współpracę z polskimi dostawcami (lub swoimi fabrykami w Polsce) kosztem dostaw z innych krajów. Wiele więc wskazuje, że za dobre wyniki przemysłu odpowiada bezpośredni lub pośredni (poprzez dostawców) popyt z Niemiec.
Rozbiłem niemiecki import według szerokich kategorii ekonomicznych BEC (z angielskiego – broad economic categories), które dzielą towary m.in. na konsumpcyjne trwałe i nietrwałe, pośrednie, kapitałowe oraz transportowe.
Dwa najważniejsze źródła wzrostu popytu na towary z Polski w ostatnich kilku miesiącach to części transportowe i trwałe dobra konsumpcyjne. Warto pamiętać, że dostawcy do Niemiec składają intensywne zamówienia u swoich dostawców w Polsce i w ten sposób impulsy międzynarodowe rozchodzą się po krajowych firmach.
Dostawy części transportowych do Niemic z Polski w trzecim kwartale wzrosły o 17 proc. rok do roku. W tym samym czasie niemieckie zamówienia ogółem ze świata spadły o… 16 proc. Doszło zatem do zwiększenia udziału Polski w strumieniu handlu płynącego do największej gospodarki Europy. Obecnie udział ten wynosi 11 proc., podczas gdy przed rokiem wynosił 7,8 proc. (dane za trzeci kwartał). Obecnie Polska jest największym dostawcą do Niemiec w tej dziedzinie, podczas gdy przed rokiem była na czwartym miejscu. Na wykresie widać, jak wyjątkowe jest to zjawisko.
Co ciekawe, przyczyną tego awansu raczej nie jest wypieranie dostaw z Azji, co przewidywano wiosną. Po Polsce największy wzrost udziału w dostawach do Niemiec zanotowały Chiny, a największy spadek USA i Rumunia. Nie wygląda to na efekt pandemicznych przetasowań. Możliwe, że polskie zakłady w kryzysie udowodniły swoją wiarygodność i jakość. A może są jakieś inne przyczyny, których nie znamy (zawsze zakładam, że zaskakujące zjawisko może mieć zaskakujące przyczyny, które poznamy w przyszłości).
Drugim obszarem, w którym widać rosnący popyt na towary z Polski, są trwałe dobra konsumpcyjne, czyli meble, pralki itd. Dostawy do Niemiec z Polski wzrosły w trzecim kwartale o 16 proc., podczas gdy dostawy z całego świata – o 7 proc. Generalnie w czasie pandemii popyt na tego typu towary wzrósł, ponieważ nastąpiła zmiana struktury wydatków konsumpcyjnych – jeśli ktoś nie poszedł do opery, to przynajmniej kupił sprzęt grający, a do tego pralkę. Skorzystała na tym Polska, która takich dóbr produkuje dużo.
Również w tej dziedzinie udział Polski w niemieckim imporcie rósł najszybciej ze wszystkich krajów. Przy czym Polska utrzymała trzecie miejsce na liście największych dostawców, za Chinami i Holandią. Te trzy kraje mają mniej więcej po 15 proc. udziału w niemieckim imporcie w tym obszarze.
Jaki z tego wszystkiego możemy wyciągnąć wniosek na przyszłość? Awans Polski w międzynarodowym systemie handlowym ma naprawdę silne podstawy, zakorzenione prawdopodobnie w bardzo wysokiej jakości produkcji w polskich zakładach. Ta przewaga konkurencyjna powinna zapewnić gospodarce wiatr w żagle w najbliższych kwartałach.