Najważniejsza coroczna ustawa ukończona została przez Sejm w czwartek, 9 stycznia o godz. 18.30 przyjęciem kompletu 28 poprawek Senatu. Marszałek Szymon Hołownia obiecał, że wersja finalna trafi z Kancelarii Sejmu do Kancelarii Prezydenta RP w piątek, w końcu wystarczy w kompleksie przy ulicy Wiejskiej dokument na papierze przenieść między budynkami. A jednak aparat sejmowy nie dotrzymał zobowiązania szefa, naniesienie 28 poprawek się przeciągnęło i budżet przepłynął przez podwórko dopiero 13 stycznia, zatem siedmiodniowy okres decyzyjny prezydenta automatycznie się przesunął. 20 stycznia do północy to termin nieprzekraczalny, decyzja oczywiście może zostać podjęta w każdej chwili. W poniedziałek faktyczną granicą będzie odlot Andrzeja Dudy do szwajcarskiego Davos na 54. Światowe Forum Ekonomiczne.
Prezydent na sto procent coś podpisze, tylko… co? Jeśli ustawę budżetową, to koniec dywagacji, trafi ona wprost do Dziennika Ustaw jak wszystkie budżety od początku III RP. Bardzo wiele jednak wskazuje, że Andrzej Duda na finiszu swojej dekady zechce zostać prekursorem i podpisze nie ustawę, lecz… wniosek do Trybunału Konstytucyjnego (TK) o jej prewencyjne zbadanie. Budżet to jedyna ustawa, której prezydent nie może zawetować, czyli zwrócić do Sejmu w celu ponownego uchwalenia większością trzech piątych głosów – nieosiągalną dla rządzącego tzw. konsorcjum 15 października. Może natomiast posłać w trybie prewencyjnym, czyli czasowo ją zawieszając, do organu pod przewodem Bogdana Święczkowskiego, który wniosek budżetowy musi rozpatrzyć w maksymalnie dwa miesiące. Jeśli się z orzeczeniem nie wyrobi, to ustawa jest podpisywana natychmiast.
Możliwy prekursorski wniosek Andrzeja Dudy rzecz jasna nie obejmie całej ogromnej ustawy. Zostanie zawężony punktowo do napiętnowania cięć w cząstkowych budżetach naczelnych organów państwa, z punktu widzenia rządu zasadnie zwanych tzw. świętymi krowami. Swoje wydatki na kolejny rok ustalają same, realizując wzniosłe hasło komunizmu – każdemu według potrzeb. Rada Ministrów z automatu włącza ich żądania do projektu, znajduje pokrycie po stronie dochodowej i dopiero parlament może świętokrowie rozpasanie – żądane wzrosty zdecydowanie przekraczały poziom inflacji – okiełznać. Co właśnie nastąpiło, na kilku przykładach najbardziej zapalnych podam różnicę, kwoty są w milionach złotych, najpierw ta żądana i do jakiej została obniżona. Kancelaria Prezydenta RP – z 312,04 do 298,94; Trybunał Konstytucyjny – z 63,45 do 52,62; Instytut Pamięci Narodowej – z 652,66 do 583,01; Krajowa Rada Sądownictwa – z 27,57 do 21,16. Jak widać, ustawowe cięcia absolutnie nie oznaczają zagłodzenia finansowego naczelnych organów, jedynie ograniczenie ich bizantyjskiego rozdęcia.
Ewentualne zawieszenie ustawy na dwa miesiące na szczęście nie rozbija całkiem finansów publicznych. Od 1 stycznia 2025 r. Rada Ministrów realizuje budżet na podstawie projektu, prawidłowo wniesionego do Sejmu 30 września 2024 r. Święte krowy się radują, bo póki co mogą realizować wydatki w pierwotnych rozmiarach, płacowych na zapas się nie da, ale np. zakupowe – jak najbardziej. Z drugiej jednak strony w ustawie znajduje się art. 9 strategiczny dla całej sfery budżetowej, ponieważ reguluje system płac mnożnikowych, od najwyższej tzw. R-ki łącznie z prezydentem przez korpus urzędników, żołnierzy i funkcjonariuszy, nauczycieli etc. Ten sam artykuł w identycznym brzmieniu i kwotach znajdował się w rządowym projekcie, ale już istnieją spory interpretacyjne, czy bez ogłoszenia budżetu w Dzienniku Ustaw wyższe kwoty mnożnikowe będą mogły wejść w życie. Generalnie niepodpisanie przez Andrzeja Dudę ustawy otworzy kolejny front starć politycznych, o których filozofom dotychczas w III RP się nie śniło.