Ci, którzy do tej pory kojarzyli Davida Lyncha z hipnotycznie mrocznym klimatem jego filmów, do tych skojarzeń mogą dołączyć muzykę amerykańskiego reżysera. Wielki wizjoner kina wydał właśnie pierwszy autorski album „Crazy Clown Time”. Chociaż nie jest to wybitne muzyczne dzieło, to na pewno ciekawy dźwiękowy eksperyment. Tym bardziej że klimat całości przywodzi na myśl kadry z „Mulholland Drive” czy niezatapialnego „Miasteczka Twin Peaks”, czyli zabawę surrealistycznymi wariacjami na temat wstydliwych marzeń, fobii i podświadomości. Poza transowym „Good Day Today” i liryczną wręcz balladą „These Are My Friends” na płycie znajdziemy mroczne, dekadenckie bluesy i niepokojące, podsycone erotyką muzyczne pejzaże. Nic w tym dziwnego, bo jak mówi reżyser, „tajemniczość i niepokój jest jak magnes. Większość ludzi kocha się w nie zanurzać. Ja też”. Wokalnie Lyncha (gra też na gitarze) wspiera Karen O z zespołu Yeah Yeah Yeahs, która rządzi chociażby w „Pinky’s Dream”, a sam reżyser albo szepcze, jak w „Noah’s Ark”, albo słyszymy jego głos przepuszczony przez wokodery. Efekt? Dodatkowa dawka tajemniczości.