W rankingu aresztowej niepraworządności Polska znajduje się blisko niechlubnego czuba wspólnoty, gorsza jest Grecja. Wypada przypomnieć, że Konstytucja RP ustala fundamentalną normę „Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”, chociaż z drugiej strony – dopuszcza pozbawienie wolności na 48 godzin, a realnie na 72, ponieważ dodaje 24 godziny dla sądu na ewentualne postanowienie o tymczasowym aresztowaniu. Zamykanie osób formalnie niewinnych nie jest konstytucyjną sprzecznością, lecz koniecznością, bo inaczej wymiar sprawiedliwości byłby bezradny np. wobec mordercy złapanego na gorącym uczynku. Problem polega na kodeksowym zrównoważeniu sprzecznych wartości oraz na szkodliwej praktyce.
Niestety, w ciągu minionych siedmiu lat praworządność w Polsce wykonała krok do tyłu. To ponury wniosek z porównania oficjalnych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości na dzień 31 grudnia – roku 2015 oraz 2022. Zestawiam te daty nieprzypadkowo, ponieważ to siedmiolatka tzw. dobrej zmiany od przejęcia władzy przez PiS, a w obszarze wymiaru sprawiedliwości przez Zbigniewa Ziobrę. Między sylwestrami 2015/16 oraz 2022/23 ogólna liczba osadzonych w zakładach karnych i aresztach śledczych (oba typy więzień praktycznie niewiele się różnią, ale prawnie – owszem) wzrosła jedynie śladowo, z 70 836 do 71 228, czyli o 0,55 proc. Bardzo złe zjawisko zaszło jednak wewnątrz zsumowanej grupy, otóż liczba winnych skazanych zmalała z 65 654 do 62 339, natomiast liczba niewinnych tymczasowo aresztowanych wzrosła skokowo z 4162 do 8149, czyli niemal dwukrotnie! Odwrotność trendów obu kategorii potwierdza postępującą w Polsce niepraworządność, niesprawność systemu oraz porażkę tzw. reform autorstwa obecnych władców. Wzrost aresztowań osób niewinnych – cały czas odnoszę się do normy konstytucyjnej – i zarazem spadek liczby winnych skazanych spowodowany jest podstawowymi różnicami w procedurze. Normalna rozprawa karna trwa miesiącami, natomiast w postępowaniu aresztowym sędzia ma na ocenę materiału zaledwie 24 godziny! W takim czasie absolutnie niemożliwe jest rozpoznanie np. spraw gospodarczych opartych na analizie tomów dokumentów. Z definicji zatem najwygodniej zastosować areszt, chociaż oczywiście zdarza się – niestety rzadko – uznanie przez sąd wniosku prokuratury za naciągany. Statystyka jest szokująca – aż 90 proc. wniosków sądy „przyklepują”.
Taki odsetek utrzymuje się w Polsce od lat bez względu na zmiany rządzących ekip. Znakiem szczególnym czasów PiS jest natomiast skokowy wzrost liczby wniosków aresztowych, która jest odwrotnie proporcjonalna do liczby postępowań zakończonych skierowaniem do sądu dobrze przygotowanego aktu oskarżenia. Prokuratura nie ma jakichkolwiek terminów, to kodeksowa ułomność, postępowania mogą rozciągać się w nieskończoność, a więc również tymczasowe aresztowania są przedłużane. Teoretycznie powinny się kończyć po trzech miesiącach, ale dla nieudolnej prokuratury okres izolacji osoby objętej zarzutami często jest za krótki na zebranie dowodów – dlatego składane są wnioski o przedłużanie aresztu, zawsze uzasadniane tzw. zawiłością sprawy. Notabene standardem prokuratury – po uzyskaniu sukcesu w postaci pierwszego tymczasowego aresztowania – jest… odkładanie sprawy. Osoba konstytucyjnie niewinna siedzi bez sensu długie tygodnie bez podejmowania przez śledczych czynności wobec niej. Przypominają oni sobie o sprawie dopiero pod koniec okresu aresztu i wnioskują o jego przedłużenie.

