Noszę w sobie ciekawość świata

Karolina GuzińskaKarolina Guzińska
opublikowano: 2024-09-06 14:00
zaktualizowano: 2024-09-05 17:20

Są równolatkami – familijny biznes rósł, dojrzewał i rozwijał się razem z nim. Patrzył na niego z różnych perspektyw: oczami dziecka, nastolatka i dorosłego. W 2024 r. Piotr Iwo Chmielewski przejął stery rodzinnej firmy. Jego droga do fotela prezesa Rohlig SUUS Logistics wiodła przez międzynarodowy konsulting i własne start-upy. Mówi, że jest niezmiernie wdzięczny rodzicom za przestrzeń do rozwoju.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pierwsze wspomnienie związane z firmą rodzinną to… bindowanie.

– Kiedy miałem 12–13 lat, tata zabierał mnie latem do pracy. Najbardziej lubiłem dział marketingu, a bindownicę opanowałem do perfekcji. Wtedy to była zabawa, ale pozwalała mi zrozumieć, czym zajmuje się ojciec, i uczyła etosu pracy – mówi Piotr Iwo Chmielewski, prezes Rohlig SUUS Logistics.

Biznes też jest sceną

Zaczynali od spedycji, sukcesywnie rozszerzając działalność o projekty nieruchomościowe, inwestycje w start-upy, rekreację i turystykę, import i dystrybucję win. Cała jego najbliższa rodzina aktywnie się angażuje – mama prowadzi Wine Avenue, brat Tomasz działa m.in. w nieruchomościach. Piotr przejął stery firmy logistycznej w 2024 r., kiedy jego ojciec Tadeusz, założyciel przedsiębiorstwa, przesiadł się na fotel przewodniczącego rady nadzorczej. Do sukcesji przygotowywał się przez wiele lat, przyznaje jednak, że po zakończeniu studiów nie myślał o dołączeniu do rodzinnego biznesu. Poszedł własną ścieżką.

– W mojej ocenie każdy potencjalny sukcesor powinien najpierw zbudować swoją tożsamość poza firmą rodzinną. Wchodzenie do niej od razu po studiach to często przepis na katastrofę. Trudno mi sobie wyobrazić budowanie własnej pozycji bez doświadczenia z zewnątrz. Do organizacji rodzinnej lepiej przynieść własną wiedzę i wartość biznesową chociażby po to, by pokazać nestorowi swoją przydatność – podkreśla Piotr Iwo Chmielewski.

Rodzice zawsze wspierali jego wybory.

– Noszę w sobie ciekawość świata. Chcę poznawać nowe kraje – zwiedziłem ich ponad 80 i mówię w sześciu językach. Każde doświadczenie traktuję jako możliwość nauczenia się czegoś. Rodzice pozwalali mi poszerzać horyzonty. Niczego nie narzucali, stali z boku i obserwowali. Doradzali, kiedy trzeba. Taką mieli filozofię. Dzięki temu dostałem przestrzeń do rozwoju. To chyba największy dar, jaki mogłem od nich otrzymać. To mnie ukształtowało – przyznaje menedżer.

W szkole był dobry i z przedmiotów humanistycznych, i ścisłych, a jego największym marzeniem było… stać się człowiekiem renesansu jak Leonardo da Vinci. Planując studia, był rozdarty między matematyką i aktorstwem.

– Jako nastolatek lubiłem być w centrum uwagi i trochę gwiazdorzyć – żartuje.

Dwa lata weekendowej nauki w Szkole Aktorskiej Haliny i Jana Machulskich w czasach licealnych procentują teraz w biznesie. Wyniesione z niej umiejętności wykorzystuje w trakcie wystąpień publicznych i prowadzenia spotkań.

– Najbardziej lubię pracę kreatywną. Aktorstwo jest mi bliskie, mam do niego predyspozycje. Z drugiej strony analityczny umysł sprawia, że jednym z moich ulubionych zajęć jest budowanie modeli w Excelu. To też mnie spełnia i po prostu uspokaja – mówi Piotr Iwo Chmielewski.

Ostatecznie ukończył zarządzanie w Cass Business School w Londynie.

– Wtedy nie byłem aż tak zaangażowany w działalność rodzinnej firmy – przyznaje.

Chociaż… nie do końca. W 2008 r. brał udział w projekcie brandingowym – tworzeniu marki SUUS. Z kolei trzy lata później, pisząc pracę na zakończenie studiów, uwzględnił rodzinny biznes.

Pięć start-upów w dwa lata

Pierwsze zawodowe kroki postawił jednak w branży kreatywnej.

– Stworzyliśmy z dwoma kolegami agencję kreatywną, zebraliśmy klientów, wymyślaliśmy hasła reklamowe i… doszedłem do wniosku, że dwudziestolatkowie nie mogą doradzać doświadczonym przedsiębiorcom, jak budować marki. Ewentualnie mogliśmy im pomóc w rozwinięciu mediów społecznościowych, bo wtedy był duży hype na współpracę z Facebookiem. Nie do końca jednak chciałem się tym zajmować, bo nie angażowałem w tę pracę wszystkich umiejętności, zwłaszcza analitycznych – mówi menedżer.

Nie poddał się jednak i w latach 2011–12 zakładał kolejne spółki w różnych branżach.

– Tworzyłem lub współtworzyłem pięć start-upów – poza agencją kreatywną były to trzy e-commerce’y, m.in. sprzedaż wina przez internet i prekursor dostaw jedzeniowych w czasach, gdy nie było wielu popularnych dziś marek. Tylko jeden wypalił, na dodatek ten, w którym moja rola była mniej istotna – przyznaje Piotr Iwo Chmielewski.

Te doświadczenia nauczyły go pokory i szacunku dla pracy ojca, który w 30 lat zmienił nieduże przedsiębiorstwo w istotnego europejskiego gracza. W 1994 r. miał pod sobą 15 osób i 4 mln zł przychodu, dziś firma zatrudnia ponad 2,5 tys. ludzi w siedmiu krajach Europy i Azji i generuje przychody przekraczające 2 mld zł.

Nie był jednak gotowy, by do niego dołączyć.

– Za poradą i wsparciem przyjaciela trafiłem do konsultingu. Gdzie naprawdę rozkwitłem. Poczułem, że wreszcie jestem w miejscu, w którym mogę wykorzystać cały potencjał i karmić głód świata – mówi menedżer.

W Kearneyu przepracował pięć lat. Doradzał spółkom m.in. w zakresie strategii, sprzedaży i inwestycji marketingowych w branżach FMCG, retail, finansów, energetyki i private equity.

– To było fascynujące pracować z rozmaitymi ludźmi, poznawać zagadnienia związane z biomasą agro, potem trafić do instytucji płatniczej, a następnie budować strategię zarządzania aktywami w elektrociepłowni. Skacząc po branżach, pracowałem z 30 firmami w pięciu krajach – wspomina Piotr Iwo Chmielewski.

Przełom przyszedł po czterech latach. Wtedy się przekonał, jaką cenę płaci organizm za pracę na najwyższych obrotach. Pojawiła się potrzeba odpoczynku i… refleksja innego rodzaju.

– Nagle sobie uświadomiłem, że doradzam firmom, które są mniejsze od naszej organizacji rodzinnej. Doszedłem do wniosku, że skoro tak dużo się nauczyłem i przyniosłem wartość pracodawcy, to nadszedł czas, żebym zaczął budować tę wartość w familijnym biznesie – mówi prezes Rohlig SUUS Logistics.

Dopiero spojrzenie z boku pozwoliło mu w pełni docenić pracę rodziców.

– Dlatego tak istotne w mojej ocenie jest zewnętrzne doświadczenie i oderwanie się od rodziny, chociaż na pięć lat. A czymże jest pięć lat w kontekście całego życia zawodowego? – pyta retorycznie.

Był rok 2017.

Jak w domu

W Rohlig SUUS Logistics zafascynował się branżą, która – jak się przekonał – jest niezwykle istotną częścią każdej działalności.

– Logistyka nie była moją pasją od urodzenia. Początkowo kojarzyła mi się z brudnymi ciężarówkami i stertą dokumentów. Gdy byłem na studiach i krótko po nich, wydawała mi się nudna. Dopiero po kilku latach pracy w doradztwie, przyglądaniu się, jak prowadzą biznes najwięksi, doceniłem jej znaczenie dla efektywności biznesowej firmy. To branża, która stanowi krwiobieg gospodarki. Niesamowity system naczyń połączonych, skomplikowanych, fascynujących procesów, który wpływa praktycznie na każdy sektor i może stanowić o przewadze konkurencyjnej firmy. Wtedy zdecydowałem się związać z branżą, która od zarania dziejów była ludziom bliska, bo zawsze trzeba było coś przewozić, transportować. Patrzę w przyszłość najdalej, jak potrafię, i nie wyobrażam sobie, by logistyka miała kiedyś zniknąć – opowiada z pasją.

Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem była kultura organizacyjna firmy – jasny podział obowiązków i odpowiedzialność, a jednocześnie współpraca i tolerancja.

– W pierwszych miesiącach byłem zdumiony. Widziałem w swoim dotychczasowym życiu sporo i niezależnie od rodzaju działalności ta organizacja zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Poczułem się jak w domu, choć w zasadzie to nie powinno dziwić – uśmiecha się Piotr Iwo Chmielewski.

Dołączając do rodzinnej grupy kapitałowej, przeszedł intensywne wdrożenie. Poznawał wszystkie jej oddziały. W 2020 r. wszedł do zarządu, w 2024 zasiadł na fotelu prezesa. Specjalizuje się m.in. w transformacji zrównoważonego rozwoju i technologicznej czy strategii rozwoju na nowych rynkach.

– Mam przyjemność współtworzyć, a od tego roku prowadzić cały nasz rozwój. Jestem w związku z tym pełen pokory – podkreśla prezes.

Uważa, że kluczem do sukcesu grupy jest różnorodność. Przedsiębiorstwo zatrudnia ludzi z doświadczeniem w bankowości, ubezpieczeniach, energetyce, telekomunikacji, sprzedaży. Podstawą życiowej filozofii prezesa jest poszukiwanie równowagi, więc stara się zapewnić work-life balance pracownikom – i sobie.

Gotowanie rozwija kreatywność

– Uwielbiam podróżować – jako podróżnik, nie turysta. Wspólnie z ojcem i bratem oraz znajomymi odwiedziłem wiele mniej popularnych krajów, m.in. Namibię, Belize, Gwineę Bissau, Bhutan, Liban, Iran, Boliwię czy Uzbekistan. Podróże kształcą jak mało co. Niedawno byłem biznesowo w Azji Środkowej i ten region niesamowicie mnie zauroczył. Niezwykła mozaika kultur – różne języki, grupy etniczne, jedzenie, sztuka czy podejście biznesowe – wymienia Piotr Iwo Chmielewski.

Marzy o Nowej Zelandii i Antarktydzie, gdzie jeszcze nie dotarł. Żyłkę podróżniczą ma cała rodzina – od siedmiu lat co roku towarzyszy babci podczas Ogólnopolskiego Spotkania Obieżyświatów, Trampów i Turystów (OSOTT), które od 40 lat jest organizowane na południu Polski. Społeczność podróżników dzieli się tam opowieściami z najdalszych zakątków świata.

Lubi też gotować. Traktuje to jako formę rozwijania kreatywności i spędzania czasu z rodziną i przyjaciółmi.

– Kiedy miałem 7–8 lat, ojciec uczył mnie kroić cebulę. Wyrywałem się do tego zajęcia, od dziecka je lubię i mam swój patent – robię to bardzo szybko i zgrabnie. Szykowaliśmy wtedy z tatą kanapki ze śledziem albo makaron z pomidorami czy jajecznicę na poranne weekendowe śniadania z muzyką klasyczną… To bardzo silne wspomnienia z dzieciństwa – mówi menedżer.

Teraz często gotuje w firmowym ośrodku rekreacyjno-szkoleniowym Karma House w Gościeńczycach. To rodzinna oaza spokoju i azyl z dala od miasta, a jednocześnie miejsce, w którym organizowane są szkolenia, warsztaty i spotkania.

– Najbardziej lubię kuchnię wietnamską, ale nie mam popisowego dania. Zimą idę w ciężkie, tłuste klimaty, latem w lżejsze. Gotuję też dużo potraw japońskich, np. dashi, łososia śniadaniowego shiozake, czasami własną zupę miso – wymienia Piotr Iwo Chmielewski.

W wolnym czasie gra w padla, tenisa i golfa, pływa, praktykuje jogę, ogląda piłkę nożną – od dziecka kibicuje Barcelonie. W biurze trzyma makietę stadionu klubu – Camp Nou, którą w pandemii ułożył z klocków lego.

Uważa, że kolorowe tropikalne ryby w olbrzymich akwariach i obrazy zdobiące warszawską siedzibę Rohlig SUUS Logistics wprowadzają dobrą energię i spokój w środowisku pracy. Cała familia interesuje się sztuką, żona pochodzi z wielopokoleniowej rodziny artystów.

Rok temu został ojcem. Mówi, że nie potrafi stać obojętnie, jeśli pomocy potrzebują najmłodsi. Wraz z firmą angażuje się więc w działalność charytatywną wspierającą zdrowie psychiczne 11–14-latków. Wspierają motywacyjno-rozwojowy program Biegun opracowany przez Fundację Marka Kamińskiego z myślą o dzieciach, którym w najbliższym otoczeniu brakuje pomocy w samorozwoju i realizacji marzeń. Snują też plany powołania fundacji charytatywnej prowadzącej własne programy w tym obszarze.

Spokojna ewolucja

– Kiedy w 2017 r. dołączyłem do firmy, poczułem, że Polska staje się dla nas troszeczkę za ciasna. Nadchodzi czas ekspansji – mówi prezes Rohlig SUUS Logistics.

W 2018 r. powstały oddziały w Czechach i na Węgrzech, potem na Słowacji, w Słowenii, Rumunii. W poprzednim roku dołączył Kazachstan. To niemałe inwestycje.

– Jestem w tej firmie siedem lat i to nie tak, że nagle coś rozpoczynam. Kontynuuję pracę ojca, dostosowując kurs do aktualnych warunków pogodowych. Przenoszę jego schedę w nową erę, bo jako osoba z innego pokolenia znacznie mocniej stawiam na technologię, transformację środowiskową, które są bardzo mocno zakorzenione w moim DNA – mówi menedżer.

Budując firmę rodzinną, myśli się o kolejnych pokoleniach. Piotr Iwo Chmielewski jako ojciec tym bardziej to rozumie.

– Nasz horyzont inwestycyjny to nie pięć, siedem czy dziesięć lat, tylko 30. To przywilej firm rodzinnych. Teraz nadszedł czas na mnie. Dziś nie wiem, czy mój syn będzie trzecim pokoleniem przedsiębiorców w SUUS-ie. Mogę sobie tylko tego życzyć. Ma 30 lat, żeby się przygotować. Zobaczymy, jak mu pójdzie – od rodziców odebrałem życiową lekcję otwartości i zamierzam kultywować to podejście – mówi prezes.

Co czeka firmę przez najbliższe 30 lat, w jakim pójdzie kierunku?

– W górę – kwituje Piotr Iwo Chmielewski.