Giełda nazywana bywa barometrem gospodarki, ale porównywanie indeksów z różnych rynków może zaprowadzić na manowce. Owszem, różne kraje różnie sobie z koronawirusem radzą, różna jednak jest też struktura branżowa indeksów, co może mieć kluczowe znaczenie dla ich stóp zwrotu. Szczególnie w czasach tak gwałtownych zmian, jakie obecnie obserwujemy.

Uwagę inwestorów zwraca m.in. względna odporność na koronawirusa sztandarowego amerykańskiego indeksu, czyli S&P500. Od 21 lutego, a więc ostatniego dnia przed tąpnięciem na giełdach, stracił on 14,6 proc. Dla porównania — w tym samym okresie niemiecki DAX stracił 22 proc., polski WIG20 24,9 proc., a główne indeksy giełd w Hiszpanii, Włoszech i Francji przeszło 25 proc. To zauważalna dysproporcja na korzyść Wall Street. Czy właściwe byłoby zatem wyciągnięcie wniosku, że pandemia w gospodarkę Stanów Zjednoczony uderzy słabiej, niż np. w Niemcy, Polskę czy Hiszpanię?
To niestety zbyt daleko posunięty wniosek, by bazować tylko i wyłącznie na stopie zwrotu z giełdowych indeksów. Oczywiście za Stanami Zjednoczonymi przemawiają argumenty silnej waluty i pozycji gospodarczej, przeciw europejskim krajom zaś problem ratowania krajów basenu Morza Śródziemnego, co do którego nadal nie ma konsensu między północą a południem. Najlepiej udowodnił to spór o koronaobligacje, które dla południa były lekiem na całe zło, dla północy natomiast (głównie Niemiec i Holandii) finansową bombą z opóźnionym zapłonem. Podstawy do faworyzowania Ameryki zatem istnieją. W rozważaniach na temat względnej siły S&P500 wskazuje się także na działania Rezerwy Federalnej, warto jednak zauważyć, że inne główne banki centralne również nie szczędzą amunicji.
Siła FANMAG-ów
Istotną rolę we względnej odporności S&P500 może jednak odgrywać jego struktura. Największy udział w indeksie mają — kolejno — Microsoft, Apple, Amazon, Facebook oraz Alphabet (dawne Google). Spółki te wraz z Netfliksem potocznie określane bywają akronimem FANMAG. Grupuje się je nie tylko z powodu rozmiaru, ale również obszaru działalności. Cała szóstka to firmy tzw. nowej gospodarki. Opierają swój biznes na internecie i nowych technologiach, to zaś w czasach koronawirusa okazało się zbawienne. O ile giganci przemysłu naftowego czy lotniczego drżą o przyszłość, FANMAG-i mają się dobrze nawet mimo lockdownu.
Dowodem na to są choćby wyniki za I kwartał 2020 r., a więc obejmujące już okres kwarantanny. Każda z wymienionych firm zanotowała w tym okresie wzrost przychodów względem poprzedniego roku. Najsłabiej poradziło sobie oparte na sprzedaży sprzętu Apple, które poprawiło się tylko o 1 proc. Drugi najsłabszy Alphabet urósł już jednak o 13 proc., najlepszy Netflix zaś o 28 proc.
Każda ze spółek wykazała także zysk. Na tle walczących o życie bądź notujących straty firm z innych branż to wyniki wręcz rewelacyjne.
Pomagają w bessie
Oczywiście w przypadku FANMAG-ów i szerzej — spółek technologicznych nie brakuje „ale”. O ile Microsoft czy Apple mają ogromną poduszkę finansową, o tyle wiele mniejszych podmiotów gotówkę „przepala”. Dodatkowo spółki technologiczne są bardzo drogie w porównaniu do zysków, jakie osiągją. Przed koronawirusem w sektorze trwała wielka hossa, która windowała nie tylko ceny spółek nowej gospodarki, ale także pośrednio S&P500.Maszyna zaczęła się zresztą w pewnym sensie sama napędzać, bo wraz ze wzrostem cen akcji rosło znaczenie tych firm w indeksie, przez co indeks mógł bardziej korzystać z ich zwyżek. Apple, Microsoft, Amazon, Alphabet i Facebook posiadają łącznie 20-procentowy udział w S&P500.Tak dużego wpływu piątki firm na ten indeks nie obserwowano na Wall Street od przeszło 40 lat.
Tym łatwiej dobre zachowanie tych spółek znajduje przełożenie na cały S&P500.To szczególnie istotne w czasach koronawirusa, gdy wspomniane spółki suchą stopą przechodzą przez kryzys. Sukces biznesowy znajduje przełożenie na notowania. Akcje całej szóstki są w tym roku na plusie, FANMAG-i albo odrobiły już zdecydowaną większość koronawirusowych strat, albo są nawet notowane wyraźnie powyżej poziomów sprzed krachu (Netflix, Amazon). Spora część względnej odporności S&P500 na koronawirusa wiąże się zatem właśnie z siłą FANMAG-ów i im podobnych spółek. Widać to zresztą po stopie zwrotu Nasdaqa, a więc indeksu grupującego przede wszystkim firmy tzw. nowej gospodarki. Jest on notowany jedynie 7,5 proc. poniżej poziomów z 21 lutego, radzi sobie zatem lepiej niż S&P500. Sam indeks blue chipów bez sektora technologicznego byłby pod kreską 17 proc. w porównaniu ze stanem z 21 lutego.
Nie tylko Ameryka
Siłę firm nowej gospodarki w czasach koronawirusa widać nie tylko w Ameryce, ale również w Europie. O ile DAX stracił od krachu 22 proc., o tyle nastawiony na nowe technologie TecDAX jest pod kreską tylko 7,4 proc. Wśród głównych indeksów dużych europejskich gospodarek najlepszą stopę zwrotu ma szwajcarski SMI, który stracił 13,9 proc. Duża w tym zasługa m.in. farmaceutycznego Roche, który odrobił już wszystkie straty po krachu, w indeksie SMI zaś ma aż 19,8-procentowy udział. Polski WIG20 wciąż zdominowany jest przez banki i szeroko rozumiane firmy przemysłowe, co w obecnej sytuacji nie jest najszczęśliwszym miksem i utrudnia odbicie.
Warto jednak zauważyć, że największy udział w indeksie posiada CD Projekt (16,2 proc.), który jest jedynym przedstawicielem tzw. nowej gospodarki w WIG20. Być może po części jest to element napędzający hossę na akcjach firmy, jest ona bowiem notowana 8,8 proc. powyżej poziomów z 21 lutego. Oczywiście nie można zapomnieć o fakcie, że kwarantanna rynkowi gier sprzyjała i sprzyja.
Do tych rozważań można byłoby także podciągnąć inne indeksy GPW. sWIG80, w którego składzie banki mają symboliczny udział, coraz istotniejszą rolę odgrywają zaś gaming i biotechnologie, notowany jest 11,2 proc. poniżej poziomów z 21 lutego. Radzi sobie zatem zdecydowanie lepiej niż WIG20. Swoje pięć minut przeżywa NCIndex, w którym biotechy, fotowoltaika i gaming grają pierwsze skrzypce. Indeks jest już notowany 3,7 proc. powyżej poziomów sprzed tąpnięcia. Siła gospodarek i sytuacja w kraju bezapelacyjnie wpływają na giełdowe indeksy, porównując je, nie można jednak zapominać, że różnicę potrafi też robić sama struktura indeksu i udział w nim spółek z poszczególnych sektorów.
Podczas obecnego kryzysu spółki tzw. nowej gospodarki wykazują względną siłę i indeksy z dużym ich udziałem na tym korzystają. Nie oznacza to jednak, że na „starej gospodarce” należy postawiać krzyżyk. Po pierwsze, wciąż stanowi ona istotny element globalnej ekonomii i dostarcza dobra niezbędne nam do życia. Po drugie, każdy kryzys jest inny i być może niedługo to spółki „nowej gospodarki” będą na giełdach radziły sobie słabiej. O ryzyku przesadnego faworyzowania „nowego” kosztem „starego” dobitnie przypomina zresztą giełdowa historia początku XXI wieku.
20 proc. Taki udział w S&P500mają akcje Apple’a, Microsoftu, Amazona, Aphapbetu i Facebooka.