Nowa plaga na rynku NFT

Mikołaj Śmiłowski
opublikowano: 2022-02-17 20:00

Twórcy sprzedają tokeny sobie samym, podbijając wolumen i sztucznie zwiększając ich wartość. Platformy przymykają oko, ponieważ mają w tym interes.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jaka nielegalna praktyka wykorzystywana jest na rynku NFT
  • na czym ona polega
  • która platforma ją pośrednio wspiera
  • kto na niej korzysta, a kto traci

Użytkownicy tworzą NFT, po czym za pomocą kilku kont sami od siebie je kupują, tak aby rósł wolumen obrotu. Dzięki zawyżonym cenom sprzedaży wartość rynkowa wirtualnych aktywów również wzrasta. Jest to metoda zwana wash tradingiem.

Na amerykańskiej giełdzie po raz pierwszy zabroniono jej stosowania w 1936 r. Od kilkudziesięciu lat uznawana jest ona za nielegalną na większości światowych giełd. Rynek NFT nie jest jednak objęty kontrolą organizacji rządowych, opiera się na prywatnych platformach, które samodzielnie wprowadzają określone regulacje handlu. Mimo że ich polityka w większości aspektów nie odbiega od rządowej, zjawisko wash tradingu jest pomijane. Wynika to z czystego interesu.

Dowody w zasięgu ręki

Według raportu Chainalysis, portalu zajmującego się badaniem aktywności użytkowników korzystających z sieci blockchain, w 2021 r. w NFT zainwestowano co najmniej 42 mld USD. Ta rekordowa suma nie świadczy jednak wyłącznie o fascynacji wirtualnymi aktywami. Opierając się na micie anonimowości wielu użytkowników wykorzystywało kryptowaluty oraz tokeny do nielegalnego wzbogacenia się. Na początku istnienia blockchainu głównym problemem było pranie brudnych pieniędzy z wykorzystaniem kryptowalutowych portfeli.

Obecnie większym problemem jest wash trading. W najnowszym badaniu Chainalysis odkryło 262 użytkowników, którzy sprzedawali sami sobie tokeny ponad dwadzieścia razy. Przerzucali je między jednym portfelem a drugim, manipulując średnią ceną rynkowa posiadanych kolekcji. Dzięki temu udało im się zarobić w sumie 8,9 mln USD.

W najnowszym badaniu Chainalysis odkryło 262 użytkowników, którzy sprzedawali sami sobie tokeny ponad dwadzieścia razy.

Podobnego badania podjęła się agencja Reuters. Po przestudiowaniu danych dotyczących sprzedaży 27 najdroższych NFT w styczniu 2022 r. odkryła, że znajdowały się one w posiadaniu tylko dwóch wirtualnych portfeli, a wartość ich transakcji wyniosła w sumie 1,3 mld USD. Gdy powiększono rozmiary badanej grupy do 100 najdroższych NFT okazało się, że były w posiadaniu tylko szesnastu portfeli.

To nie przypadek

Nie dość, że wash trading jest dozwolony na platformach NFT, to bardzo często one same pośrednio zachęcają użytkowników, aby uciekali się do tej praktyki. Zarówno Chainalysis, jak Reuters korzystali ze statystyk rynku LooksRare. Od lat próbuje on dorównać OpenSea, niekwestionowanemu liderowi pod względem liczby dostępnych tokenów oraz wartości dziennych obrotów.

Rozmiary wolumenu są głównym czynnikiem branym pod uwagę przy tworzeniu rankingów platform do handlu wirtualnymi aktywami. Mający tego świadomość LooksRare postanowił wynagradzać użytkowników “proporcjonalnie do liczby sprzedanych przez nich NFT”. Osoby, które osiągną najbardziej imponującą liczbę dokonanych sprzedaży w danym miesiącu otrzymują od twórców platformy tokeny zwane “Looks”. Dzięki nim mogą oni ubiegać się o prowizję od dalszej sprzedaży stworzonych NFT.

Od czasu wprowadzenia w życie tej akcji promocyjnej obroty na LooksRare znacznie wzrosły. Nie zmieniła się natomiast liczba użytkowników korzystających z platformy. Po utworzeniu dzieła użytkownicy kilkukrotnie kupują je od siebie, aby podbić jego wartość rynkową. Następnie po otrzymaniu nagrody “Looks” sprzedają go na szerokim rynku, licząc na zarobki nie tylko od pierwotnej sprzedaży, ale od każdej kolejnej również.

Skutki tych działań dobrze odzwierciedla wykres przedstawiający obroty na całym rynku NFT. W styczniu, gdy LooksRare zaczął promować liczną sprzedaż, widać zdecydowaną zwyżkę.

Plan (nie)doskonały

Największymi wygranymi całego zamieszania związanego z wash tradingiem są platformy. Nie dość, że będą mogły pochwalić się znacznie bardziej imponującymi statystykami niż dotychczas, to ich konta bankowe zasilił spory zastrzyk gotówki.

Od każdej sprzedaży pobierana jest prowizja, która trafia bezpośrednio do właściciela danego serwisu. Mimo że ogólny bilans badanych przez Reutersa użytkowników sztucznie generujących obroty tokenów był dodatni, wielu z nich nie było nawet w stanie pokryć strat związanych z kosztami. Spośród grupy badanych osób większość była na minusie i straciła w sumie 416 tys. USD. Zarobić udało się nielicznym.