Obligacje zamiast konwersji

Marta Filipiak, Bogdan Tychowski
opublikowano: 2004-12-21 00:00

Nie doszło do podwyższenia kapitału, polegającego na zamianie długów na akcje. Poszło o uprzywilejowanie głosów.

Wczoraj akcjonariusze Stoczni Gdynia nie podjęli oczekiwanej uchwały o podwyższeniu kapitału zakładowego kulejącej finansowo spółki. Jest to jednoznaczne z odrzuceniem planowanych zmian w akcjonariacie, a przede wszystkim konwersji wierzytelności na akcje stoczni. Przynajmniej na razie.

— Nikt z akcjonariuszy nie kwestionował konieczności podniesienia kapitału. Tyle tylko, że nie mogli się zgodzić co do sposobu uprzywilejowania głosów. Dlatego uchwała nie przeszła — tłumaczy Krzysztof Grabowski, doradca zarządu stoczni.

Wnioski są proste — stocznia nie wykona planu restrukturyzacji na 2004 r., w którym zakładano emisję akcji o równowartości 300 mln zł. Skarb państwa objął wprawdzie akcje za 80 mln zł, a na niecałe 5 mln zł skusiło się kilku drobnych wierzycieli. Pozostało 215 mln zł.

Bez armatora

Do stoczni miał wejść Rami Ungar, izraelski armator, który był gotowy zamienić 55 mln zł jej długów na niemal 10 proc. akcji. Kolejna szansa na podniesienie kapitału pojawi się w połowie lutego, kiedy akcjonariusze spotkają się na kolejnym walnym zgromadzeniu.

— Do tego czasu będziemy prowadzić rozmowy, aby uchwała przygotowana na walne miała szansę na akceptację — informuje Krzysztof Grabowski.

Problem w tym, że na wczorajszym walnym stawili się akcjonariusze reprezentujący 74 proc. głosów. Tymczasem do przepchnięcia uchwały o podniesieniu kapitału potrzeba reprezentacji 75 proc. głosów. W takiej sytuacji nie ma gwarancji, że w lutym będzie inaczej — czy dopisze frekwencja oraz czy uchwała zyska większą akceptację.

Alternatywa

Akcjonariusze stoczni podjęli natomiast jednogłośnie uchwałę o emisji obligacji zwykłych o łącznej wartości nominalnej do 200 mln zł. Papiery te zostaną wyemitowane w seriach do końca przyszłego roku. Ich okres wykupu zapadnie za 2-6 lat. W emisji pośredniczyć będzie bank PKO BP. Akcjonariusze mają nadzieję, że papiery trafią właśnie do wierzycieli.