Odyseusz kopie w Wieliczce

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2014-04-25 00:00

Kopie nie łopatą, lecz piórem. Dociera do kolejnych warstw historii, które miały przepaść w niepamięci.

Wiesław Żyznowski, prezes firmy Mercator Medical, chce opisać każdy ciekawy zakątek swojej małej ojczyzny. W tym celu założył nawet Wydawnictwo Żyznowski.

Jednorazowe rękawice medyczne. Bądźmy szczerzy — ta zbitka wyrazów nie porywa, raczej razi beznamiętnością. Wydawałoby się zatem, że po producencie tego typu przedmiotów trudno się spodziewać fajerwerków. Błąd. Jest bowiem w Krakowie spółka Mercator Medical z prezesem doktorem Wiesławem Żyznowskim. Stopień naukowy szefa lidera sprzedaży rękawic medycznych w Polsce nie ma związku z praktyką i wiedzą lekarską ani techniczną. Na czele giełdowej spółki stoi filozof z krwi i kości, który pisząc pracę doktorską o „Człowieku zysku w filozofii i kulturze starożytnej Grecji”, nauczył się podstaw starogreckiego. O Wiesławie Żyznowskim znajomi mówią zatem z uznaniem: to człowiek nie tylko wielu pasji, ale i wielu talentów.

— Jak godzę pisarstwo i prowadzenie wydawnictwa z firmą? Zarządzam nimi w taki sposób, by nie wchodziły sobie w drogę. Pisanie to absolutnie nie jest hobby. Zresztą pomaga mi w giełdowym biznesie, rozwija umiejętność porozumiewania się właśnie przez słowo pisane. Nie ukrywam, że przy klawiaturze czuję się najpewniej — tłumaczy prezes i współwłaściciel Mercator Medicala.

Stąd też milionowe zyski Mercatora, plany naukowej habilitacji, ale i pęczniejący księgozbiór założonego w 2004 r. Wydawnictwa Żyznowski. Tu motywem przewodnim jest chwała małej ojczyzny biznesmena — rozumiana jako uwiecznianie na piśmie tego, co przemija w znanym podkrakowskim miasteczku i okolicach.

Hollywood przez łzy

Rozmowa z prezesem Mercatora szybko przechodzi w rozważania o rzeczach najważniejszych. Jak na mocny umysł przystało, błaha pogawędka rodzi kolejne pytania i odpowiedzi,dyskusja wokół jednego słowa może trwać kilka kwadransów.

— Dlaczego zatem piszę? Także, a może głównie dlatego, że jeśli coś wypowiedziano, napisano, to zostanie, nie zginie. Interesuje mnie przede wszystkim moja mała wielicka ojczyzna — podkreśla Wiesław Żyznowski, nawiązując do tematyki podejmowanej w opasłych tomiskach sygnowanych przez wydawnictwo z Sierczy na obrzeżach Wieliczki.

Czego nie ma na wielickiej ziemi? Czego trzeba bronić przed śmiercią w zakamarkach ulotnej pamięci? Odpowiedź zawiera spis zburzonych lub podupadłych zabytków, nieistniejących zawodów i sklepów. Wiesław Żyznowski pyta: kogo brakuje? Weźmy Nathana Kleinbergera, urodzonego w Wieliczce 85 lat temu, jednego z przedstawicieli resztki ocalałych wielickich Żydów, którzy przed wojną stanowili o sile i kolorycie miasta. Wśród dziesiątek wspomnień na kartach 600-stronicowej książki „Żydzi Wieliczki i Klasna 1872- -2012. Teksty i fotografie” historia Kleinbergera wydaje się najbardziej dramatyczna, choć reszta bynajmniej nie wieje nudą.

— To człowiek z kosmosu — mówi o Kleinbergerze prezes Mercator Medicala, który wraz z żoną Urszulą odkrył sędziwego Nathana dzięki swojej wyjątkowej dociekliwości. Kilka razy odwiedzał go w jego domu w dalekim Tel Awiwie. Oddajmy głos samemu Kleinbergerowi: „Postanowiłem z dwoma kolegami, że uciekniemy z wagonu [...]. Zrobiliśmy między sobą „en-den-dino” [wyliczanka — red.], kto pierwszy wyskoczy. Następnie zdjęliśmy druty z okienka i jeden kolega z Warszawy wyskoczył, ale dwie minuty po tym usłyszeliśmy strzał, otworzono drzwi do wagonu i wrzucono go nieżywego do nas.” Takich momentów zwrotnych, w których życie nastoletniego Nathana zależy od kilku przypadkowych kroków, fartu czy instynktu samozachowawczego, jest na kartach książki bez liku.

— To historia na hollywoodzki film. Namówiłem Nathana na przyjazd do Polski, namawiam go na kolejne, bardziej szczegółowe zwierzenia. W jakimś sensie odkryłem go dla szerszej publiczności w Polsce, roszczę sobie zatem pretensje do zrozumienia i zinterpretowania jego postaci choćby w części — zaznacza Wiesław Żyznowski.

Ideały z niszy

Niezwykle, także od strony wydawniczej, prezentuje się inna książka, której autorem jest Żyznowski (w publikacji o wielickich Żydach pełnił rolę wydawcy, opracowania tej antologii podjęła się żona Urszula wraz z Anną Krzeczkowską). Mowa o „Wieliczanach na opisanych fotografiach”. Twarda okładka, szlachetny papier, znakomita jakość druku. Nic dziwnego, że wydawnictwo zgarnęło już kilka nagród nie tylko za treść, ale i formę. Nic też zaskakującego, że o rentowności poszczególnych pozycji nikt nawet nie wspomina.

— Nie szukamy recepty na zysk. Z założenia zajmujemy się niszowymi tematami, które nie są przedmiotem zainteresowań wydawnictw komercyjnych. Kiedy wydamy coś komercyjnego, być może będzie to oznaczać, że zbyt daleko odeszliśmy od ideałów — ocenia dr filozofii, ale też absolwent krakowskiej Akademii Ekonomicznej. Zresztą zaraz się reflektuje, że przecież książki największych filozofów w cyfrowej formie można sobie ściągnąć za darmo. Największe dzieła myśli ludzkiej dostępne bez opłat! Zatem to nie cena ani zysk świadczą o jakości.

Odyseusz od Pilcha

Na razie lista osiągnięć — młodego wciąż — Wydawnictwa Żyznowski to jakość i poświęcenie zawarte w siedmiu tytułach traktujących o miejscach i ludziach z regionu Wieliczki. W przygotowaniu są kolejne pozycje, m.in. anglojęzyczna edycja jednej z książek.

— Mamy ambicję robić coś więcej, niż tylko dokumentować. Chcemy szukać pod wierzchnią warstwą. Dlatego np. fotografie wieliczan opatrzone są pogłębionym komentarzem, a nie tylko notką faktograficzną. Tak, by nie grać na sentymencie, ale wzruszyć czytelnika jeszcze głębiej — mówi Wiesław Żyznowski i zaznacza, że w obrazie wszyscy są nieśmiertelni, dopóki fotografia istnieje.

Pisarskie i filozoficzne talenty prezesa i jego ciągoty do dyskusji i pogłębionych rozważań odzwierciedla też regularnie aktualizowany blog. I choć sam mówi o nim „grafomania”, to tylko przekora. Dość powiedzieć, że prezes Mercator Medicala jest finalistą Ogólnopolskiego Konkursu na Opowiadanie, którego pomysłodawca był Jerzy Pilch (2005 r.). Chyba nikt zatem nie wątpi, że Wiesław Żyznowski będzie pisał i wydawał, póki starczy sił.

— Tym samym chcę być nie tyle szczęśliwym — to wyświechtane słowo — co być w drodze. Odyseuszem, niepewnym, czy dotrze do celu. A po dotarciu, osiągnięciu królestwa, znów dywagującym. O czym? Czy przypadkiem jego miejsce nie jest jednak na morzu...