Założony w 2011 r. przez Andreja Babiša ruch ANO (Akce Nespokojenych Obczanu – Ruch Niezadowolonych Obywateli) zdobył w 200-osobowej Izbie Poselskiej 80 mandatów. Z polityczną niechęcią, ale arytmetyczną koniecznością musi do koalicji dobrać 15-mandatową skrajnie prawicową SPD (Wolność i Demokracja Bezpośrednia), której przewodzi czesko-japoński menedżer Tomio Okamura, zapewne nowy marszałek izby. Drugą podpórką będzie 13 posłów także prawicowej partii Zmotoryzowani, która jest mniej skrajna – w odróżnieniu od SPD nie ma w programie np. takiego absurdu jak referendum w sprawie wyjścia Czech z UE, a nawet z NATO. Zsumowana liczba daje koalicji większość 108 mandatów, wystarczającą nie tylko do wotum zaufania dla rządu Andreja Babiša oraz uchwalania ustaw, lecz także – to ogromna różnica w stosunku do realiów polskich – do łatwego odbijania 101. głosami ewentualnego weta bezpartyjnego prezydenta Petra Pavla.
Andrej Babiš powraca na stanowisko premiera, które zajmował w kadencji 2017-2021. Notabene w wyborach w 2021 r. jego lista ANO z wynikiem 72 mandatów utrzymała złoty medal, konkurencyjna koalicja Spolu (Razem) miała 71, ale jej lider Petr Fiala z ODS (Obywatelskiej Partii Demokratycznej) okazał się sprawniejszy w montowaniu większości. Teraz Spolu objęła tylko 52 fotele, zatem nie ma o czym mówić. Szef ODS naturalnie jest załamany, jak każdy przegrany, ale po cichu docenia osiągnięcie Andreja Babiša – odzyskanie głosów utraconych cztery lata temu, a także podebranie ich niewygodnemu koalicjantowi SPD, który zmniejszył urobek z 20 do 15 mandatów.
Bagażem obciążającym Andreja Babiša jako premiera jest konflikt jego interesów biznesowo-politycznych. Oligarcha kontroluje ponad 200 firm wartego 3 mld EUR holdingu Agrofert i jest siódmy na liście najbogatszych Czechów. Przekazanie majątku do funduszy powierniczych było jego zagrywką księgową, która nie zdyskwalifikowała go w oczach elektoratu. Wywietrzało również jego członkostwo Komunistycznej Partii Czechosłowacji oraz współpraca ze służbą bezpieczeństwa – może dlatego, że to jeszcze słowacki okres jego życia. Z lat czeskich za byłym/nowym premierem ciągną się zarzuty wyłudzenia dotacji unijnych. Proces w tej sprawie przekazany został do ponownego rozpatrzenia sądowi pierwszej instancji. Możliwe, że Andrej Babiš kadencję rozpocznie – jako poseł, nie premier – od… zrzeczenia się immunitetu. Co obiecał, pozycjonując się na ofiarę liberalnych elit na podobieństwo Donalda Trumpa, który jest jego idolem. Notabene władca USA uzyskuje kolejnego premierowskiego wyznawcę z Grupy Wyszehradzkiej (V4), jako że od dawna jest idolem Viktora Orbána i Roberta Ficy. Od normy V4 będzie odstawał tylko Donald Tusk, ale w imieniu Polski uwielbienie dla Trumpa z naddatkiem uprawia Karol Nawrocki.
Andrej Babiš oczywiście deklaruje utrzymanie kursu prozachodniego, ale zarazem krytycyzmu wobec UE. Charakterystyczny jest rozkład 21 czeskich mandatów w Parlamencie Europejskim. Do najbardziej decyzyjnej Europejskiej Partii Ludowej należy zaledwie piątka, i to z partii burmistrzowskiej. Większość ekipy wstąpiła do grup o znaczeniu zerowym. Europosłowie ANO z aliantami, w sumie to dziewiątka, należą do Patriotów za Europą, czyli trzymają z delegatami Viktora Orbána, Matteo Salviniego i Marine Le Pen. Nieliczna reprezentacja dotychczasowego rządu z ODS w liczbie trojga europosłów współtworzy m.in. z naszym PiS bezdecyzyjną grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Generalny wniosek jest zatem bardzo ciekawy. W odróżnieniu od polskiej cała czeska klasa polityczna koncentruje się na problemach oraz wyborczej rywalizacji krajowej, jedynie kibicując rozgrywkom w Brukseli i Strasburgu.