Producenci ropy podjęli dość drastyczny ruch biorąc pod uwagę, że mimo chwilowego spadku w połowie marca kurs baryłki był dość stabilny w oczekiwaniu na ograniczenie podaży w drugiej połowie 2023 r. Dowodem na to, że inwestorzy nie spodziewali się nagłej zmiany strategii OPEC+ są notowania odmiany Brent i WTI urosły po około 5 proc. w ciągu kilku minut od upublicznienia decyzji. Ich zwyżka za ostatni tydzień przekroczyła już 10 proc.
Liderem jeśli chodzi o rozmiar obniżki dziennej produkcji będzie Arabia Saudyjska, która zetnie produkcję o 500 tys. baryłek dziennie. Wśród państw, które dokonają redukcji podaży znalazły się również Kuwejt, Algieria i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Rosja zapowiedziała, że zmniejszenie produkcji, które planowane było na okres od marca do czerwca, zostanie przedłużone na resztę 2023 r.
Analitycy reagują
Globalni stratedzy zgodnie przyznali, że ruch kartelu był niespodziewany. Goldman Sachs, który nie tak dawno był jednym z większych niedźwiedzi na rynku surowca, zdecydował się podnieść prognozę ceny na koniec roku o 5 USD do 95 USD. Instytucja spodziewa się silnego popytu w Europie i przede wszystkim w Chinach.
- Jeśli dane makro będą sugerować ożywienie w Państwie Środka, a cięcia w produkcji OPEC+ się zmaterializują, wzrost cen baryłki Brent do około 100 USD w drugim kwartale 2023 r. jest jak najbardziej prawdopodobny - mówi Łukasz Zembik, analityk Oanda TMS Brokers.
Według danych agencji Bloomberg, wiele instytucji nie zdecydowało się jeszcze na oficjalną zmianę prognoz. Powodem może być zróżnicowane podejście do popytu oraz brak wiedzy na temat tego, czy OPEC+ nowe plany zrealizuje. Kartel w przeszłości wielokrotnie nie wywiązywał się obietnic, ale korzystał z podwyżek cen, które one wywołały.

Zagranie polityczne
Jeśli plany kartelu rzeczywiście by się ziściły, w przyszłym miesiącu globalna produkcja ropy byłaby o 1,1 mln baryłek mniejsza niż rynek przewidywał na początku roku. W związku z przedłużeniem cięcia produkcji planowanego przez Rosję, w lipcu ubytek zwiększyłby się do 1,6 mln baryłek dziennie. Federacja Rosyjska rozpoczęła zmniejszanie podaży w marcu jako odpowiedź na sankcje nałożone na nią przez państwa zachodnie.
Decyzja o cięciu podaży nie tylko pogorszy słabe już relacje Rosji z NATO, ale wpłynie także na stosunki Stanów Zjednoczonych z Arabią Saudyjską. W lipcu 2022 r. prezydent USA Joe Biden udał się w podróż na półwysep arabski, aby wynegocjować brak obniżek produkcji - jednak bez skutku. W październiku OPEC+ obniżył produkcję o 2 mln baryłek dzień przed wyborami połowkowymi do kongresu USA.
Ostatnia obniżka również byłą ciosem w administrację Joego Bidena. Prezydent nazwał ją nierozważną w obecnych warunkach rynkowych i zapowiedział współpracę z lokalnymi producentami, aby utrzymać ceny benzyny na akceptowalnym poziomie. Wzrost cen na stacjach paliw przełoży się bowiem na inflację, co nie pozostanie bez wpływu na decyzję Fedu w sprawie stóp procentowych.
– Po zaskakującym kroku OPEC+ rynek ropy szybciej przejdzie do deficytu, który będzie głębszy niż się spodziewano. Już wcześniej zakładaliśmy, że ceny surowca będą w tym roku rosnąć. Teraz istnieje ryzyko silniejszych zwyżek w kierunku 100 USD za baryłkę, które utrudni tłumienie presji cenowej przez banki centralne - mówi Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Aby wspomóc Fed, administracja Joego Bidena może sięgnąć po rezerwy surowca.
- Wzrost cen stworzy presję na kartel, aby ten zwiększył produkcję. Podobnie jak w zeszłym roku OPEC może to zignorować. W takiej sytuacji Stany Zjednoczone będą musiały ponownie sięgnąć po strategiczne rezerwy ropy naftowej. Zrobią to jednak niechętnie, bo ich poziom jest najniższy od czterdziestu lat - mówi Łukasz Zembik.