Zanosi się na to, że ponowny proces szefów Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI) ruszy z kopyta dopiero w listopadzie 2023 r. Nie tylko dlatego, że w listopadzie i grudniu zarezerwowane są po cztery terminy, ale także dlatego, że wtedy realnie zacznie się coś dziać.
Sprawa dotyczy 247,9 mln zł strat (około 660 mln zł na dzisiejsze pieniądze) jakie poniosło 1156 osób w wyniku upadku WGI, po odebraniu jej w kwietniu 2006 r. licencji domu maklerskiego. Ze względu na upływ czasu, odsyłając sprawę do ponownego rozpatrzenia, sąd apelacyjny zalecił rozstrzygnięcie jej w ciągu „kilku miesięcy”. Postępowanie rozpoczęte 17 maja 2023 r. ma jednak pod górkę.
6 lipca 2023 r. strony przyszły do sądu tylko po to, by zaraz się rozejść. Okazało się, że przez błąd sekretariatu trzech prawników będących pełnomocnikami oskarżycieli posiłkowych (czyli poszkodowanych) nie zostało powiadomionych o lipcowym terminie.
Na 6 września zaplanowano początek odpowiedzi oskarżonych na pytania stron i sądu. Oskarżony A.S. na wstępie procesu zadeklarował, że na pytania odpowiadać nie zamierza, ale oskarżeni M.S. oraz Ł.K. nie mają nic przeciwko temu. Awaria systemu informatycznego sądu sprawiła jednak, że procedowanie okazało się niemożliwe. Po paru godzinach czekania przed drzwiami sali rozpraw wszyscy opuścili gmach.
11 października w prowadzeniu rozprawy przeszkodziło zakażenie COVID-19, jakie przeszedł Jakub Wende, obrońca szefów WGI. Dzień wcześniej wykonał test, który dał już wynik negatywny, ale na sali rozpraw oświadczył, że ze względu na stan zdrowia nie jest jednak w stanie wykonywać swoich obowiązków i prosi o odroczenie.
- Jest to termin bardzo istotny z punktu widzenia moich klientów: odpowiedzi na pytania. Moi klienci na mnie liczą – zaznaczył Jakub Wende.
Oskarżeni Ł.K. i M.S. oświadczyli, że pod nieobecność adwokata nie chcą odpowiadać na pytania.
Sąd przychylił się do wniosku o odroczenie.
- W interesie wszystkich stron postępowania, w tym także sądu, jest uzyskanie odpowiedzi od oskarżonych na pytania dotyczące istoty sprawy. Oskarżeni dopiero w ponownym postępowaniu zadeklarowali chęć odpowiedzi na pytania stron, a waga tej czynności jest ogromna, skoro strony informowały, że do oskarżonych mają po kilkadziesiąt, jak nie kilkaset pytań – uzasadniała sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska.
W poprzedzającej decyzję dyskusji, prokurator Marek Skrzetuski był za rozpoczęciem pytań do oskarżonych już 11 października, ale podkreślał, że zależy mu również na tym, by nie odmówili odpowiedzi pod nieobecność obrońcy. Bardziej stanowczy był radca prawny Robert Nogacki, reprezentujący niektórych pokrzywdzonych. Wniósł o prowadzenie rozprawy, uznając prośbę o odroczenie za wygodną taktykę procesową.
- Mówienie o taktyce procesowej traktuję jako zarzut – najdelikatniej rzecz ujmując – nieelegancki – ripostował mecenas Jakub Wende.
Tłumaczył, że dzień wcześniej czuł się już w miarę dobrze i liczył, że będzie mógł wykonywać czynności zawodowe. Przypomniał, że był na poprzednim terminie, gdy rozprawa nie odbyła się ze względu na awarię informatyczną. Generalnie zresztą na przestrzeni lat sądowych przepychanek trudno znaleźć termin, na którym by się nie pojawił.