Wielu przedsiębiorców z rezerwą podchodzi do powierzania obsługi swoich zadań zewnętrznym firmom. Niepotrzebnie.
Zmienia się podejście do korzystania z outsourcingu. Aktualna sytuacja
na rynku spowodowana epidemią może przyspieszyć rozwój niektórych nowych
zasad współpracy z firmami obsługującymi przedsiębiorców w wykonywaniu
ich wewnętrznych zadań lub funkcji. Jak mówi Piotr Hanusiak, prezes
firmy Incat, obecny zastój gospodarczy stawia pod znakiem zapytania
możliwość kontynuacji wielu projektów, a zarazem trudno
nagle porzucić je ze względu na umowy, terminy, zewnętrzne finansowanie.
W konsekwencji, chociażby z uwagi na koszty, część planów jest
zawieszana, a realizujące je zespoły zwalnianie. Gdy sytuacja w kraju
zacznie się stabilizować, może zabraknąć takich specjalistów. Zdaniem
Piotra Hanusiaka rozwiązaniem może okazać się powierzanie wykonania
projektów zewnętrznym firmom, ale tak, aby nie stracić wpływu na
ostateczny kształt przedsięwzięć. To wymaga zmiany modeli współpracy.
— Muszą one łączyć w sobie zalety klasycznych, znanych do tej
pory form, dających klientowi możliwość kontroli, a jednocześnie
zdejmować z niego obciążenie związane z tworzeniem oprogramowania czy
produktu. Rola usługodawcy ewoluuje zatem do roli partnera
technologicznego — mówi Piotr Hanusiak.
Podejście do korzystania z outsourcingu zmienia się nie tylko pod
względem zakresu usług. Wydaje się też, że może wzrosnąć zainteresowanie
outsourcingiem pracowniczym, który budził wiele kontrowersji. Zarzucano
mu pozorowanie stosunku pracy dla niepłacenia składek na ubezpieczenia
społeczne pracowników czy podatków. Przełomowy wyrok w tej sprawie
wydał jesienią ubiegłego roku Sąd Najwyższy (SN). Orzekł, że nie można z
góry przypisywać wspomnianej pozorności.
— Brak regulacji prawnych i nieprzychylne dotąd orzecznictwo sądów
powodowały, że przedsiębiorcy podchodzili do outsourcingu z dużą
rezerwą. Choć polskie prawo nie działa na zasadzie precedensów, wyrok
stanowi mocny argument, aby nie obawiać się tej formy korzystania z
zewnętrznych firm — ocenia Anna Wiluś-Antoniuk, radca prawny w agencji
zatrudnienia LeasingTeam.
Wyrokiem z 2 października 2019 r. (sygn. II UK 103/18) SN rozstrzygnął
spór międzyZakładem Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) a spółką prowadzącą
sklepy budowlane. Powierzyła ona ich obsługę firmie zewnętrznej,
korzystając z pracy jej załogi. Spółka miała nad tymi pracownikami
merytoryczny nadzór. ZUS uznał, że powinni być traktowani jak jej własny
personel. SN uznał inaczej. Według niego nawet jeśli w praktyce ludzie
ci świadczyli pracę na rzecz właściciela sklepów, nie można domniemywać,
że zaistniał tu stosunek „zatrudnienia” między zewnętrznymi członkami
obsługi marketu a prowadzącą go spółką.
— Wyrok dowodzi, że tok myślenia z automatu i na skróty jest
błędny i nie stanowi wystarczającego argumentu, by
kwestionować rzeczywisty outsourcing — komentuje radca.
Jednocześnie przypomina, że obawy przedsiębiorców przed korzystaniem z
takiej formy usług są pokłosiem nadużyć z przeszłości, które polegały
głównie na pozorowaniu outsourcingu w celu niepłacenia i unikania
zobowiązań publicznoprawnych.
— Ponieważ outsourcing zakłada współodpowiedzialność, negatywne efekty
takich zaniechań odczuwały firmy zlecające tę usługę, bo musiały
zapłacić zaległe należności — mówi Anna Wiluś-Antoniuk.
© ℗