„Akcje pracownicze to świetna inwestycja, dużo lepsza niż lokata! Kupuje pan teraz, a za parę miesięcy od razu w dniu debiutu sprzedaje pan ze sporą przebitką!” — takimi słowami menedżer sprzedaży jednej z firm pośredniczących w obrocie akcjami pracowniczymi próbował ostatnio zachęcić dziennikarza „Pulsu Biznesu”. Oferował pakiet akcji pracowniczych Gamratu, spółki zależnej giełdowego Lenteksu.
— Może je pan kupić po 38,5 zł albo taniej, jeśli będzie to większy pakiet. A potencjał w dniu debiutu, do którego powinno dojść na początku przyszłego roku, to 42-45 zł — zachęcał sprzedawca. Taka oferta nie jest niezgodna z prawem, wzbudza jednak spore wątpliwości.
Kupowanie kota w worku
Gamrat to producent m.in. systemów rynnowych i rur. W 2011 r. został sprywatyzowany — 85 proc. jego akcji kupił wtedy produkujący wykładziny Lentex, który wyłożył na to maksymalnie 120 mln zł. Oznaczało to, że jedna akcja była wtedy warta około 15,3 zł. Prawo do objęcia 15 proc. akcji uzyskali pracownicy (nie wszyscy z niego skorzystali), a Gamrat pod kierunkiem Lenteksu — i m.in. aktywnego w nim inwestora Krzysztofa Moski — zaczął restrukturyzować działalność, sprzedawać spółki zależne i kupować nowe. Gamrat poprawiał wyniki i wypłacał dywidendę — tak Lenteksowi, jak i pracownikom.W 2014 r. było to 1,5 zł na akcję, rok później — 2 zł, a w tym roku znów 1,5 zł. W tym czasie, pod koniec 2014 r., Gamrat odkupił od Lenteksu 17,63 proc. akcji własnych, płacąc za nie 26 mln zł. To oznaczało wycenę na poziomie 15,8 zł za papier. Te akcje umorzono. W 2015 r. doszło do kolejnej transakcji, w ramach której Gamrat kupił akcje własne, ponownie przy wycenie 15,8 zł za papier. Właśnie ten ostatni pakiet, według zapowiedzi Krzysztofa Moski, mogły trafić do inwestorów w ramach oferty publicznej. Stanowi on obecnie niespełna 20 proc. kapitału, a 64,66 proc. ma Lentex. Gamrat nadal przynosi zyski i zwiększa skalę biznesu. W ubiegłym roku jego przychody sięgnęły 148 mln zł (z czego 17 proc. pochodziło z rynków eksportowych). Problem tylko w tym, że przejmowanie jego akcji teraz z myślą o zarobku na debiucie giełdowym to nic innego jak kupowanie kota w worku. Spółka oficjalnie nie składa żadnych deklaracji w sprawie wejścia na GPW.
— Obecnie nie ma żadnych decyzji w tej sprawie, nie mówiąc już o rozpoczęciu prac nad prospektem — mówi Michał Mróz, prezes Gamratu. Michał Mróz nie wyklucza, że spółka podejmie decyzję o wejściu na giełdę, ale podkreśla, że jeśli to się stanie, rynek zostanie poinformowany o tym raportem bieżącym. W sprawie debiutu Gamratu nie chciał się też wypowiadać teraz Krzysztof Moska, do ubiegłego roku prezes spółki, a wciąż znaczący akcjonariusz Lenteksu.
Ostrożność zalecana
Rzutki sprzedawca, który spotkał się z naszym dziennikarzem, miał w ofercie także akcje pracownicze innych dużych spółek, głównie kontrolowanych przez skarb państwa. Były to m.in. papiery Katowickiego Holdingu Węglowego, Bumaru, Radwaru czy Polfy Tarchomin. Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) w taki proceder nie ingeruje, o ile akcje nie są oferowane publicznie, czyli „gdy oferta jest skierowana do nie więcej niż 149 osób, do tzw. oznaczonych adresatów”. Inwestorzy kuszeni wizją szybkiego i dużego zysku na akcjach pracowniczych powinni być jednak szczególnie ostrożni.
— Zakup akcji pracowniczych w ofercie niepublicznej czy poza obrotem giełdowym jest obarczony większym ryzykiem, wynikającym z braku nadzoru nad tego typu transakcjami. Inwestor powinien zwrócić uwagę na wiarygodność firmy, która taką ofertę prezentuje, autentyczność samych papierów, które zamierza nabyć, a także na spółkę, której akcje są przedmiotem transakcji. Zwykle bowiem źródło informacji o spółkach, których akcje nie są notowane na rynku publicznym, jest ograniczone — tłumaczy Maciej Krzysztoszek z KNF.