Najprostsza ścieżka kariery to tory kolejowe. Tomasz Zaboklicki w 1983 r., jako dwudziestopięciolatek, zaczął pracę w bydgoskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. Po czternastu latach w państwowej firmie został członkiem jej zarządu, a rok później awansował na fotel prezesa. W 2001 r. zadłużył się po uszy i wraz z dwoma innymi menedżerami, Zygfrydem Żurawskim i Zenonem Duszyńskim, przejął kontrolę nad zakładami i zmienił szyld na Pesa.
Zmiana warty

Po szesnastu latach w podwójnej roli współwłaściciela i szefa, w czasie których spółka przekształciła się z serwisanta w producenta taboru, Tomasz Zaboklicki wycofuje się z aktywnego zarządzania. W poniedziałek przekazał fotel prezesa Robertowi Świechowiczowi, dotychczasowemu wiceprezesowi i dyrektorowi generalnemu Pesy. Sam przesiadł się do rady nadzorczej, gdzie - obok Zygfryda Żurawskiego i Zenona Duszyńskiego - będzie wiceprzewodniczącym.
Przedstawiciele Pesy zapewniają, że zmiana na fotelu prezesa była przygotowywana od kilku lat i jest „naturalną, zaplanowaną wcześniej sukcesją”. Robert Świechowicz, który teraz będzie kierował spółką, pracuje w niej od dwóch dekad, na początku jako samodzielny pracownik ds. ekonomicznych, a potem przez wiele lat jako dyrektor finansowy. Od ubiegłego roku, gdy przejął stanowisko dyrektora generalnego, w praktyce odpowiadał za zarządzanie Pesą.
- Nowego prezesa nie znam, w Pesie zawsze załatwiało się wszystko z Tomaszem Zaboklickim. Zaskakuje mnie informacja o jego odejściu, nie wierzę, żeby szedł na emeryturę w formie pracy w radzie nadzorczej spółki. Zakładam, że za chwilę wypłynie w jakiejś ważnej, zarządczej roli. W końcu nie jest tajemnicą, że Pesa jest w trakcie pozyskiwania inwestora - ten proces może mieć wpływ na ruchy kadrowe. Spółka – podobnie jak my – działa na naprawdę trudnym i konkurencyjnym rynku, ciężko się przebić do Europy Zachodniej. Tym trudniej z pojazdami szynowymi, dla których normy są ostrzejsze. Nowy prezes ma przed sobą nie lada wyzwania – mówi Solange Olszewska, prezes Solarisa.
Kilka lat temu Tomasz Zaboklicki dostał od jednego z konkurentów książkę o strategii błękitnego oceanu. Autor radził, jak reorganizując firmę, wypłynąć na nowe rynki produktowe. Prezes Pesy prezent przyjął ze stwierdzeniem, że taka strategia to nie jego bajka.
- Ja już się nauczyłam, że czasem lepiej poczekać i nie włączać się w zarzynanie w oceanie pełnym krwi – mówi Solange Olszewska.
Zbigniew Jakubas, właściciel m.in. Newagu, do zmiany warty u konkurenta odnosi się krótko.
- Moim zdaniem, w firmie inżynierskiej finansiści u steru to nie jest dobry pomysł. W zarządzie powinni zasiadać głównie inżynierowie – mówi biznesmen.
Chwila prawdy
Tymczasem Pesa zbliża się do zwrotnicy. Po latach bardzo szybkiego rozwoju i podejmowania się realizacji dużych kontraktów na dostawę taboru, w którego produkcji spółka nie miała dużego doświadczenia, narastają spekulacje o przejęciu.
Spółka musi zmierzyć się z dwoma palącymi problemami. Pierwszy to opóźnione dostawy pociągów dla niemieckiego DB Regio w ramach wartego 1,2 mld USD kontraktu z 2012 r. Spółce grożą w związku z tym wielomilionowe kary. Kłopoty ma też na rodzimym rynku - PKP Intercity nie zdecydowały się na skorzystanie z opcji zakupu dodatkowych pociągów Dart. Tu także w grę wchodzą kary za opóźnienia.
- Tomasz Zaboklicki przez lata w Pesie wykonał olbrzymią pracę, ale rynek w tym czasie też mocno się zmienił. To dobry moment, by operacyjnym zarządzaniem spółką zajął się ktoś nowy. Pesa potrzebuje nowej strategii i uporządkowania pomysłów na biznes. Do tej pory walczyła głównie ceną i skracaniem czasu dostawy. A że trudno jest produkować szybko, tanio i dobrze, z czasem pojawiły się spory z zamawiającymi. W nowych przetargach Pesa już nie jest najtańsza, co może sygnalizować zmianę pozycjonowania na rynku – ocenia Jakub Majewski, prezes fundacji ProKolej.
Jak pisaliśmy w „PB” na początku maja, Pesie ostrożnie przyglądają się potencjalni inwestorzy, choć przedstawiciele spółki podkreślali, że chcą zachować jej „narodowy charakter” i skorzystać z pieniędzy Polskiego Funduszu Rozwoju przy rozbudowie biznesu. Pesa liczy też na nowe kontrakty od polskich samorządów, m.in. na tramwaje i wagony metra.
Jeden z przedsiębiorców z branży kolejowej, z którymi rozmawialiśmy, uważa, że obecnie Pesa to spółka, która ma minimalne szanse na przetrwanie.
- Nie mają produktu, który byłby pożądany na rynku, a zadłużenie w bankach przebija 1 mld zł. Do tego dochodzą olbrzymie kary z racji kontraktu w Niemczech. Jak dla mnie, to już nie pożar, lecz pogorzelisko. To nie jest łakomy kąsek dla inwestorów – uważa nasz rozmówca.
Zgodnie z ostatnimi dostępnymi danymi z KRS Pesa w 2015 r. - po kilku latach sutych zysków - zanotowała 130 mln zł straty na poziomie netto i 197 mln zł straty operacyjnej. Jej przychody przekroczyły 3,1 mld zł.