mBank zdecydowanie nie może liczyć na pobłażliwość sędziów w Łodzi, która jest matecznikiem detalicznej części banku. Tu przegrał wszystkie batalie prawne z grupą klientów, którzy w 2010 r. wystąpili przeciw niemu z pozwem zbiorowym. Teraz zapowiada się powtórka z historii. Sąd okręgowy odrzucił wszystkie wnioski prawników banku o oddalenie pozwu zbiorowego złożonego przez ponad pół tysiąca frankowiczów, wspieranych przez stołecznego rzecznika konsumentów, którzy żądają unieważnienia umów walutowych kredytów hipotecznych.
Powód jest ten sam co w poprzednim pozwie i w innych podobnych sprawach wytaczanych zbiorowo bankom: klauzula waloryzacyjna, czyli mechanizm przeliczania waluty kredytu na złote.
W mBanku oraz w kilku innych bankach kurs wymiany określany był nie przez umowę, ale przez zarząd. Taka metoda już wiele lat temu została uznana za niezgodną z przepisami i wpisana na listę klauzul niedozwolonych. Decyzja łódzkiego sądu nie jest prawomocna. Bank zapowiedział apelację. Zapowiada się zatem długa batalia, której wynik wcale nie jest przesądzony,co pokazuje przykład pierwszego pozwu przeciw mBankowi. Sprawa zaczęła się w 2010 r. W kolejnych sądach wygrywali frankowicze, ale polegli w kasacji, o którą wystąpił pozwany. W maju 2015 r.
Sąd Najwyższy zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia, stwierdzając, że nie wystarczy uznać, że klauzula jest abuzywna, i w związku z tym umowa nie obowiązuje. Zalecił powołanie biegłego do wyliczenia rzeczywistych kosztów ponoszonych przez bank w celu określenia, czy stosowany przez niego kurs przeliczenia waluty był za wysoki. Kilka miesięcy temu wyrok sądu krytykował prezes UOKiK, ogłaszając „istotne stanowisko” w sprawie.