Pierwszy próg padł na amen

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2013-07-29 00:00

Wynik piątkowego głosowania Sejmu nad forsowaną przez premiera Donalda Tuska i ministra Jacka Rostowskiego w ekspresowym tempie zmianą ustawy o finansach publicznych był oczywistością. 235:210, przy pięciu posłach wstrzymujących się i dziesięciu nieobecnych to tyle, ile koalicja PO-PSL miała prawo się spodziewać.

Ubytek trzech wstrzymujących się dysydentów pod przewodem Jarosława Gowina nadrobili posłowie niezrzeszeni. Teraz Senat upora się z puszczeniem ustawy bez poprawek w dwie godzinki, a głowie państwa atrament w podpisowym piórze nie zaschnie.

Notabene ostatnio chwaliliśmy Bronisława Komorowskiego za twardą rękę wobec legislacyjnych bubli. Na początku roku zaskarżył prewencyjnie, i skutecznie, do Trybunału Konstytucyjnego nowelę ustawy przeciwalkoholowej, którą do podpisu dostał… tydzień przed zapisanym terminem wejścia jej w życie. Niedawno zaś zawetował nasyconą błędami PSL-owską (formalnie obywatelską) ustawę o okręgach sądowych, besztając jej twórców rzadko spotykanymi słowami. Nowelizacja ustawy o finansach publicznych powinna się doczekać ostrej oceny już za sam zapis „Ustawa wchodzi w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia”. Zerowe vacatio legis to zawsze, bez względu na cel, gwałt na zasadach dobrej legislacji, który powinien być z urzędu ścigany przez strażnika praw Rzeczypospolitej. Pytanie: czy Bronisław Komorowski postawi się politycznej macierzy, czy raczej taktycznie zawiesi tropienie prawnej hucpy — jest czysto retoryczne…

Rynki finansowe i media główną uwagę poświęcają zawieszeniu, a tak naprawdę likwidacji dłużnego progu ostrożnościowego 50 proc. Trochę na dalszy plan, a niesłusznie, zeszło drugie zdanie króciutkiej nowelizacji, zawieszające również tzw. regułę wydatkową, zapisaną w art. 112a i art. 112b ustawy o finansach publicznych. To dość skomplikowany przepis, wiążący budżety 2012, 2013 i nadchodzący 2014. Najkrócej mówiąc — utrzymanie kagańca wydatkowego w tym roku poskutkowałoby wręcz zadławieniem budżetu 2014. Arcymistrz kreatywnej księgowości Jacek Rostowski wykoncypował więc ratunkową hybrydę — trochę się na papierze zaoszczędzi w noweli budżetu 2013, a resztę dziury zwyczajnie zadrukuje pustym pieniądzem. Rok temu wybrał zupełnie inną metodę — projekt na 2013 dopasował arytmetycznie do spodziewanego wykonania budżetu 2012, co dało liczbową fikcję, o której wszyscy, na czele z autorem, wiedzieli już w momencie jej uchwalania.

Przedsiębiorcy uczepili się nadziei, że ciut mniej fikcyjny budżet 2014 będzie miał szanse podtrzymać wzrost gospodarczy. Bardzo dużo będzie zależało jednak od struktury wydatków. Rząd wniesie projekt do Sejmu do 30 września, czyli jego kształt finalny powstanie bezpośrednio po wrześniowej, ogólnokrajowej konfrontacji ze związkami zawodowymi. Kilka dni po tym starciu opublikowane zostaną kolejne hiobowe dla rządzącej ekipy sondaże wyborcze, więc… Kończę pytaniem, nadającym się na prosty i łatwy początek w teleturnieju: ile osób w Polsce wierzy Donaldowi Tuskowi, mówiącemu „…nie mamy żadnych innych zamiarów, jeśli chodzi o kolejne progi…”.