Wciąż nie wiadomo, czym zakończy się sprawa niedzielnego zatrzymania Artura Piłki, doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. sportu. W momencie oddawania „PB” do druku śledczy Prokuratury Okręgowej w Lublinie nie wiedzieli, czy wystąpią o areszt dla urzędnika podejrzanego o handel kokainą. Już jednak jest pewne, że afery mogło nie być. Prezydent Lech Kaczyński uniknąłby pojawiających się dziś niewygodnych pytań, gdyby z uwagą czytał „Puls Biznesu”.
Dawne sprawki
W marcu 2006 r. ujawniliśmy skandal, jakim zakończył się konkurs na prezesa jednej z największych spółek skarbu państwa: Totalizatora Sportowego. Głównym jego bohaterem był Artur Piłka, wtedy członek rady nadzorczej hazardowego giganta. Opisaliśmy, że nie tylko oceniał on pretendentów do fotela szefa Totalizatora, będąc jednym z nich, ale też miał dostęp do ofert zgłoszonych przez konkurentów. Pikanterii sprawie dodawało to, że Artur Piłka (na co dzień szef biura sportu i rekreacji w warszawskim magistracie) był popieranym przez PiS głównym faworytem do fotela szefa Totalizatora
W wyniku ujawnionych nieprawidłowości konkurs został unieważniony (jak podano „z ważnych przyczyn formalnych”) i rozpisano nowy. Co więcej: jeden z najbliższych współpracowników braci Kaczyńskich, szef ministerstwa skarbu państwa Wojciech Jasiński, sprawił, że Artur Piłka z hukiem wyleciał z rady nadzorczej Totalizatora. I choć biuro prasowe ministerstwa nie podało powodów decyzji szefa resortu, nieoficjalne źródła nie kryły, że zdecydowało zachowanie Piłki, który chciał być jurorem w swojej sprawie. Odwołanie z rady nie było końcem jego zmartwień. Decyzja szefa ministerstwa skarbu zamknęła mu też w praktyce drogę do fotela szefa Totalizatora.
Zamieszanie wokół Artura Piłki miało też spore konsekwencje dla hazardowej spółki. Miedzy innymi to ono sprawiło, że przez prawie rok Totalizator działał bez prezesa i rady nadzorczej, wpisanej do rejestru. Efekt? Słabe wyniki i spadek sprzedaży oraz udziałów Totalizatora w rynku hazardu.
Zaufany człowiek
Wydarzenie to nie zmieniło jednak podejścia PiS i braci Kaczyńskich do Artura Piłki. Wciąż cieszył się on ich dużym zaufaniem. Tak było już w styczniu 2003 r., kiedy Lech Kaczyński tuż po wygranych wyborach na prezydenta Warszawy sprowadził go do stołecznego ratusza i powierzył funkcję dyrektora Biura Sportu, Turystyki i Wypoczynku. Afera w Totalizatorze Sportowym nie pozbawiła go tego stołka. Kazimierz Marcinkiewicz, ówczesny komisarz Warszawy, utrzymywał go na stanowisku do końca swego urzędowania. Dopiero nowa prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz wręczyła mu wypowiedzenie — w październiku 2006 r.
Wkrótce wyszła na jaw sprawa kortów tenisowych Legii i Jerzego Hertla, b. starosty i b. posła PO. Okazało się, że w 2006 r. właśnie na prośbę Piłki warszawscy radni do uchwały o długich dzierżawach bez przetargu dołączyli obiekty sportowe i rekreacyjne. To pozwoliło Jerzemu Hertlowi na wydzierżawienie kortów Legii na 12 lat za 5 tys. zł miesięcznie (doszło do tego w ostatnim dniu roboczym ekipy Kazimierza Marcinkiewicza).
Mimo tych niejasności Artur Piłka po odejściu z warszawskiego ratusza nowe zajęcie znalazł w kilka dni. 9 października 2006 r. został jednym z zaledwie dziewięciu doradców Lecha Kaczyńskiego. O jego stosunkach w ostatnich latach z prezydentem i premierem może świadczyć nie tylko to, że do rady nadzorczej Totalizatora trafił tuż po wygranych wyborach 2005 r. — jako jeden z pierwszych ludzi nowej ekipy, ale też to, że jeszcze niedawno był wymieniany w mediach jako kandydat na ministra sportu po ewentualnej dymisji Tomasza Lipca.
W sporcie Artur Piłka działał od zawsze. Skończył AWF i od 1995 r. pracował w Urzędzie Kultury Fizycznej i Turystyki i Urzędzie Kultury Fizycznej i Sportu. Tam kolejno był wicedyrektorem departamentu, dyrektorem sekretariatu prezesa oraz dyrektorem generalnym. W 2002 r. krótko pracował w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu. Działał też w stowarzyszeniach sportowych: Polskim Komitecie Olimpijskim (był jego wiceprezesem) i Szkolnym Związku Sportowym (prezes zarządu głównego).
A dziś musi czekać na decyzję prokuratury, która zastanawia się nad wystąpieniem do sądu o jego areszt. Zarzuty są poważne: udział w rozprowadzeniu w ciągu dwóch lat blisko 1,2 kg kokainy o czarnorynkowej wartości 240 tys. zł. Arturowi Piłce grozi 10 lat więzienia. O jego losie zdecyduje przesłuchanie, które choć zaczęło się o godzinie 10.30, to jeszcze przed 18.00 wciąż trwało.
Dawid Tokarz, [email protected]