Do październikowego głosowania, które ukształtuje polską scenę polityczną na kolejne cztery lata, zostało 41 dni. Partie polityczne zmobilizowały się, by przekonać wyborców do swoich pomysłów na rządzenie. W sobotę programowe prężenie muskułów wykonały: Prawo i Sprawiedliwość (PiS) — faworyt przedwyborczych sondaży i rządząca obecnie Platforma Obywatelska (PO), która wciąż traci do głównego rywala kilkanaście punktów procentowych poparcia.



PiS trzyma się planu
PiS niewiele nowego wniosło do swojego programu, którego główne punkty pokazało na początku lipca na kongresie w Katowicach. Wówczas priorytetami było podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, wsparcie rodzin z dziećmi dodatkiem w wysokości 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, a u najuboższych pieniądze miały trafić już na pierwszego potomka oraz powrót do poprzedniego wieku emerytalnego. PiS obliczył koszty swoich planów na 39 mld zł, ale zapewnił, że znalazł na ich sfinansowanie ponad 70 mld zł. Skąd? Głównie z poprawy ściągalności podatków i nowych danin, jakimi zostaną obłożone banki i sklepy wielkopowierzchniowe. Eksperci sceptycznie patrzyli zarówno na bilans dochodów, jak i wyliczenia wydatków, podkreślając, że będą one o wiele miliardów wyższe. Dlatego podczas sobotniej konwencji opozycja nieco inaczej ustawiła swoje priorytety i kalendarz działań. Beata Szydło, kandydatka PiS na premiera, zapowiedziała, że po wygranych wyborach jako pierwsze zostaną złożone projekty wspierające rolników i zmieniające obecny system ubezpieczeń. Po apelach do biznesu na Forum Ekonomicznym w Krynicy, żeby nie bał się jej partii, na konwencji wyborczej Beata Szydło przypomniała także swój pomysł na ulżenie przedsiębiorcom.
— Pierwszą sprawą jest wprowadzenie 15 proc. podatku CIT dla małych i średnich firm o obrotach do 1,2 mln EUR — zapowiedziała Beata Szydło.
Podtrzymała, że firmy te mogą spodziewać się też specjalnej ulgi na innowacje i możliwości odpisania w ciągu roku kosztów poniesionych na inwestycje. Kolejną zmianą ma być wprowadzenie zamiast dzisiejszej płacy minimalnej jej godzinowego odpowiednika.
— Jeśli PiS zwycięży wybory, zaproponujemy projekt ustawy o minimalnej stawce 12 złotych za godzinę — mówi kandydatka tej partii na premiera. Zapewnia, że najważniejszym przedsięwzięciem jej rządu — jeśli wygra wybory — będzie jednak zapowiadany już program „Rodzina 500+”.
— Chcemy, żeby z jednej strony była to pomoc dla rodzin, które mają problemy finansowe, a z drugiej — impuls demograficzny — wyjaśnia Beata Szydło. PiS przekonuje też, że ma już przygotowane projekty ustaw, którymi będzie przechodził od słów do czynów i będzie je sukcesywnie prezentował w najbliższych tygodniach.
PO wchodzi do licytacji
PO w ostatnich tygodniach była w defensywnie. Kiedy media brały pod lupę program opozycji, rządzący zapewniali jedynie, że prace nad ich wyborczym menu trwają, a efekty będą znane jesienią. Sobotnią konwencję PO rozpoczęło mocnym akordem i zapowiedzią małej rewolucji w opodatkowaniu pracy nad Wisłą.
— Chcemy jednolitej stawki PIT na poziomie 10 proc., która będzie podatkiem powszechnym, sprawiedliwym i prostym, a także likwidacji składek ZUS i na NFZ — mówi premier Ewa Kopacz. To główne hasło, które jej partia chce umieścić na sztandarach w walce o miejsca w sejmowych ławach. Na czym polega zmiana? Zamiast dwóch stawek podatkowych 18 i 32 proc. i składek na ubezpieczenia wprowadzony zostanie jednolity podatek — od 10 proc. dla najmniej zarabiających do 39,5 proc. dla najbogatszych, który będzie w sobie zawierał dotychczasowe składki. Przedstawiciele PO nie ujawniają na razie szczegółów, więc nie wiadomo jakie będą progi podatkowe. Wiadomo jedynie, że na 10 proc. podatku może liczyć rodzina z dochodem do wysokości płacy minimalnej. Jak przekonują politycy, będzie to duży krok w stronę ograniczenia szarej strefy. PO zapewnia, że zysk w portfelu odczują niemal wszyscy. Za jednym zamachem rządzący chcą też rozwiązać problem tzw. śmieciówek. Remedium ma być proste.
— Wprowadzimy jednorodny kontrakt, który zastąpi wszystkie formy zatrudnienia — deklaruje szefowa rządu. W ten sposób znikną dzisiejsze etaty i umowy zlecenia, a wszyscy podatnicy będą mieli tą samą formę zatrudnienia. Pracujący za płacę minimalną mogą zaś liczyć na to, że teraz będzie ona wyliczana, podobnie jak w planach PiS, na podstawie stawki godzinowej — co najmniej 12 zł. Datę rewolucji podatkowo-składkowej PO wyznaczyło dopiero na 2018 r., a jej koszt oszacowała na nieco ponad 10 mld zł rocznie. Kto zapłaci rachunek za te plany, Platforma jednak nie pokazała.
OKIEM EKSPERTA
Skąd wziąć pieniądze?
WIKTOR WOJCIECHOWSKI, główny ekonomista Plus Banku
Przedstawiony program jest bardzo ogólnikowy. Generalna idea, aby zmniejszyć obciążenia podatkowo- -składkowe osób o najniższych dochodach jest słuszna. Domyślam się, że PO chce stworzyć jeden podatek, z którego część wpływów resort finansów będzie przekazywał do ZUS. To może uprościć system i sprawić, że zniknie odmienne oskładkowanie różnego typu umów. To jest spójne z zapowiedzią wprowadzenia jednolitego kontraktu na pracę. Nie wiemy jednak, jakie konkretnie typy umów miałyby zniknąć. Największą wadą programu, oprócz jego bardzo ogólnego charakteru, są koszty. Zapowiedziane zmiany miałyby kosztować ok. 10 mld zł. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób miałoby być to sfinansowane. Stawki VAT maja być przecież docelowo obniżone. To przemilczenie jest najprawdopodobniej celowym zabiegiem przedwyborczym.
OKIEM EKSPERTA
Skąd wziąć pieniądze?
WIKTOR WOJCIECHOWSKI, główny ekonomista Plus Banku
Przedstawiony program jest bardzo ogólnikowy. Generalna idea, aby zmniejszyć obciążenia podatkowo- -składkowe osób o najniższych dochodach jest słuszna. Domyślam się, że PO chce stworzyć jeden podatek, z którego część wpływów resort finansów będzie przekazywał do ZUS. To może uprościć system i sprawić, że zniknie odmienne oskładkowanie różnego typu umów. To jest spójne z zapowiedzią wprowadzenia jednolitego kontraktu na pracę. Nie wiemy jednak, jakie konkretnie typy umów miałyby zniknąć. Największą wadą programu, oprócz jego bardzo ogólnego charakteru, są koszty. Zapowiedziane zmiany miałyby kosztować ok. 10 mld zł. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób miałoby być to sfinansowane. Stawki VAT maja być przecież docelowo obniżone. To przemilczenie jest najprawdopodobniej celowym zabiegiem przedwyborczym.
OKIEM EKSPERTA
Słuszna idea
RADOSŁAW PIEKARZ, ekonomista i doradca podatkowy w kancelarii A&RT
Pomysły Platformy Obywatelskiej, jeśli chodzi o opodatkowanie pracy, w samej idei są dobre. Jednolity kontrakt na pracę to rozwiązanie polecane przez międzynarodowe organizacje. Dzięki temu zrównamy opodatkowanie wszystkich typów umów, na których i tak wykonuje się tą samą pracę. Schody zaczynają się, gdy popatrzymy na szczegóły. Przede wszystkim wejście w życie tych zmian już od 2018 r. jest nierealne. Raczej trzeba mówić o 5-6 latach pracy nad zmianami w prawie pracy i ubezpieczeniach społecznych czy informatyzacji, która pozwoli na połączenie ZUS i skarbówki. Jeśli chodzi zaś o jednolitą stawkę podatkową, to wiemy jedynie, ile będzie wynosiła. Brakuje informacji o progach dochodowych i skali podatkowej. Nie wiadomo też, czy zmiany obejmą przedsiębiorców płacących liniowy PIT.
OKIEM EKSPERTA
Słuszna idea
RADOSŁAW PIEKARZ, ekonomista i doradca podatkowy w kancelarii A&RT
Pomysły Platformy Obywatelskiej, jeśli chodzi o opodatkowanie pracy, w samej idei są dobre. Jednolity kontrakt na pracę to rozwiązanie polecane przez międzynarodowe organizacje. Dzięki temu zrównamy opodatkowanie wszystkich typów umów, na których i tak wykonuje się tą samą pracę. Schody zaczynają się, gdy popatrzymy na szczegóły. Przede wszystkim wejście w życie tych zmian już od 2018 r. jest nierealne. Raczej trzeba mówić o 5-6 latach pracy nad zmianami w prawie pracy i ubezpieczeniach społecznych czy informatyzacji, która pozwoli na połączenie ZUS i skarbówki. Jeśli chodzi zaś o jednolitą stawkę podatkową, to wiemy jedynie, ile będzie wynosiła. Brakuje informacji o progach dochodowych i skali podatkowej. Nie wiadomo też, czy zmiany obejmą przedsiębiorców płacących liniowy PIT.
3 PYTANIA DO MATEUSZA SZCZURKA, MINISTRA FINANSÓW
Budżet stać na rewolucje w podatkach
Dlaczego PO zdecydowała się na tak fundamentalne zmiany w systemie opodatkowania pracy?
Przede wszystkim chcemy zrównać sytuację ludzi będących dzisiaj na różnych formach zatrudnienia. To ma się udać dzięki wprowadzeniu jednolitego kontraktu na pracę oraz likwidacji obecnej skali PIT i składek odprowadzanych do NFZ i ZUS. W ten sposób likwidujemy zachęty podatkowe zarówno po stronie pracodawców, jak i pracowników do pozostawania na tzw. umowach śmieciowych. Znacznie zmniejszamy obciążenia podatkowe na rynku pracy, co ułatwi wejście na ten rynek młodym ludziom, ograniczy wielkość szarej strefy, i będzie realnym wsparciem dla rodzin najmniej zarabiających. Dla nich opodatkowanie pracy, na które dziś składa się nie tylko PIT, ale przede wszystkim wszystkie składki pracownika i pracodawcy, spada z obecnych około 30 proc. do 10 proc.
Czy finansowe wsparcie dla najmniej zarabiających nie odbędzie się kosztem pozostałych podatników?
To nie jest prawda. W przypadku dzisiejszego zatrudnienia na umowę o pracę w zasadzie wszystkie grupy społeczne skorzystają na tej zmianie. Oczywiście podatek będzie miał charakter progresywny, więc największą korzyść odczują w portfelu najubożsi i najmniej zarabiający. Inaczej sytuacja ma się z pracownikami na umowach-zleceniach. Tutaj za sprawą jednolitego kontraktu faktycznie obciążenia może wzrosną , jednak nie w przypadku najbiedniejszych Polaków, ale tylko tych, którzy dzisiaj zarabiają powyżej średniej i pozostają na tej formie zatrudnienia jedynie po to, żeby uciec przed opodatkowaniem.
Zmiany nie zostały uwzględnione w projekcie budżetu państwa na 2016 r. Kiedy można spodziewać się ich wejścia w życie i czy to nie oznacza problemów dla finansów publicznych?
Potrzebne jest dostosowanie administracji i systemów informatycznych, a także samych podatników. Myślę, że mogłyby wejść w życie od 2018 r. To jednak na tyle dużo czasu, że pozwala nam na dodatkowe dostosowania po stronie wydatkowej i dochodowej budżetu. Roczny koszt zmian to ok. 10 mld zł i warto poszukać na to pieniędzy. Oczywiście do tego dołoży się jeszcze ubytek dochodów z VAT, bo od 2017 r. spadną stawki, ale część pieniędzy wróci do budżetu dzięki większej konsumpcji. Resztę będziemy musieli znaleźć albo dzięki rosnącemu PKB, albo kosztem innych wydatków. Oczywiście to wpłynie na ścieżkę ograniczania deficytu sektora finansów publicznych,ale nie w takim stopniu, żebyśmy znów wrócili do procedury nadmiernego deficytu.
Rozmawiał Bartek Godusławski
3 PYTANIA DO MATEUSZA SZCZURKA, MINISTRA FINANSÓW
Budżet stać na rewolucje w podatkach
Dlaczego PO zdecydowała się na tak fundamentalne zmiany w systemie opodatkowania pracy?
Przede wszystkim chcemy zrównać sytuację ludzi będących dzisiaj na różnych formach zatrudnienia. To ma się udać dzięki wprowadzeniu jednolitego kontraktu na pracę oraz likwidacji obecnej skali PIT i składek odprowadzanych do NFZ i ZUS. W ten sposób likwidujemy zachęty podatkowe zarówno po stronie pracodawców, jak i pracowników do pozostawania na tzw. umowach śmieciowych. Znacznie zmniejszamy obciążenia podatkowe na rynku pracy, co ułatwi wejście na ten rynek młodym ludziom, ograniczy wielkość szarej strefy, i będzie realnym wsparciem dla rodzin najmniej zarabiających. Dla nich opodatkowanie pracy, na które dziś składa się nie tylko PIT, ale przede wszystkim wszystkie składki pracownika i pracodawcy, spada z obecnych około 30 proc. do 10 proc.
Czy finansowe wsparcie dla najmniej zarabiających nie odbędzie się kosztem pozostałych podatników?
To nie jest prawda. W przypadku dzisiejszego zatrudnienia na umowę o pracę w zasadzie wszystkie grupy społeczne skorzystają na tej zmianie. Oczywiście podatek będzie miał charakter progresywny, więc największą korzyść odczują w portfelu najubożsi i najmniej zarabiający. Inaczej sytuacja ma się z pracownikami na umowach-zleceniach. Tutaj za sprawą jednolitego kontraktu faktycznie obciążenia może wzrosną , jednak nie w przypadku najbiedniejszych Polaków, ale tylko tych, którzy dzisiaj zarabiają powyżej średniej i pozostają na tej formie zatrudnienia jedynie po to, żeby uciec przed opodatkowaniem.
Zmiany nie zostały uwzględnione w projekcie budżetu państwa na 2016 r. Kiedy można spodziewać się ich wejścia w życie i czy to nie oznacza problemów dla finansów publicznych?
Potrzebne jest dostosowanie administracji i systemów informatycznych, a także samych podatników. Myślę, że mogłyby wejść w życie od 2018 r. To jednak na tyle dużo czasu, że pozwala nam na dodatkowe dostosowania po stronie wydatkowej i dochodowej budżetu. Roczny koszt zmian to ok. 10 mld zł i warto poszukać na to pieniędzy. Oczywiście do tego dołoży się jeszcze ubytek dochodów z VAT, bo od 2017 r. spadną stawki, ale część pieniędzy wróci do budżetu dzięki większej konsumpcji. Resztę będziemy musieli znaleźć albo dzięki rosnącemu PKB, albo kosztem innych wydatków. Oczywiście to wpłynie na ścieżkę ograniczania deficytu sektora finansów publicznych,ale nie w takim stopniu, żebyśmy znów wrócili do procedury nadmiernego deficytu.
Rozmawiał Bartek Godusławski