PiS zamienia maczugę na kij

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2015-09-16 22:00

Partia ma lepsze wiadomości dla banków. Nowy plan to opodatkowanie nie aktywów, lecz transakcji finansowych. Tyle że już całego sektora finansowego

W ostatnich tygodniach kampania wyborcza z przytupem weszła na giełdowy parkiet. Szczególnie ciężkie jest życie bankowców i akcjonariuszy banków, którym obrywa się przez co chwila pojawiające się pomysły na nowe podatki czy rozwiązanie problemu kredytów walutowych. O ile sprawa przewalutowania frankowych zobowiązań została na razie odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość, nad sektorem wciąż wisi ryzyko nowej daniny, która może solidnie uderzyć banki po kieszeni.

SZUKANIE KOMPROMISU:
SZUKANIE KOMPROMISU:
Henryk Kowalczyk z PiS szuka takiego rozwiązania kwestii podatku bankowego, które nie będzie nokautujące dla sektora, ale zapewni finansowanie dla kosztownego programu wyborczego. Na razie jednak musi wypracować kompromis we własnej partii, która jest podzielona co do kształtu daniny.]
Borys Skrzyński

— Na stole mamy obecnie dwa pomysły. Pierwszy, który już prezentowaliśmy, to opodatkowanie aktywów bankowych stawką 0,39 proc. Drugi to podatek od transakcji finansowych, który miałby objąć — oprócz banków — m.in. domy maklerskie, TFI czy ubezpieczycieli — mówi Henryk Kowalczyk, poseł PiS, który koordynuje prace na podatkowymi pomysłami partii.

Węgrom dziękujemy

Według naszych źródeł, PiS wzięło sobie do serca falę krytyki i węgierski model opodatkowania bankowych aktywów nie ma już w partii tylu zwolenników. Tym bardziej że na Węgrzech jest solidna posucha w portfelach kredytowych banków, które od 2008 r. do marca tego roku skurczyły się aż o 30 proc. Nasze banki w tym czasie mogły pochwalić się najwyższą w UE 50-procentową dynamiką wzrostu akcji kredytowej. Dlatego przedstawiciele PiS w ostatnich tygodniach spotykali się z analitykami i przedstawicielami instytucji finansowych, sondując ich nastroje i opinie na temat pomysłów programowych. Tak narodziła się nowa idea podatku — od transakcji finansowych.

— W tym wariancie chcemy, by opodatkowane były wszystkie transakcje instrumentami finansowymi dokonywane przez instytucje finansowe stawką wysokości 0,14 proc. W tym podatku obowiązywałaby również stawka 0,07 proc. od obrotu instrumentami pochodnymi. To powinno dać budżetowi jakieś 1,5-1,7 mld zł — informuje Henryk Kowalczyk. Podkreśla, że decyzja, który pomysł partia weźmie na sztandary, jeszcze nie zapadła.

— Wybór wariantu będzie też zależał od tego, jakie rozwiązanie wypracuje prezydencki zespół zajmujący się kredytami frankowymi. Jeśli będzie ono bardzo obciążało banki, wówczas należy być może rozważyć mniejsze dociążenie podatkiem — podkreśla poseł PiS.

Na razie w partii spierają się w sprawie podatku dwie grupy. Udało nam się ustalić, że Beacie Szydło, kandydatce PiS na premiera, bliższy jest obecnie podatek od transakcji, o którym wspomniała podczas sobotniej konwencji programowej. Problem jest jednak taki, że daje on budżetowi trzykrotnie mniejsze wpływy, a wyborczy program partii jest kosztowny.

Podatkowa karuzela

PiS miało pomysł podatku bankowego już w kampanii wyborczej w 2011 r. Wówczas nie udało się wygrać wyborów, a opozycyjna siła partii nie była na tyle duża, żeby znaleźć dla tej propozycji poparcie. Teraz PiS jest niekwestionowanym liderem sondaży przedwyborczych. Dlatego nowe propozycje podatkowe są przez branżę i ekspertów traktowane serio, co najlepiej widać było po rozchwianych notowaniach banków. W PiS od samego początku ścierały się jednak różne pomysły, jak opodatkować instytucjefinansowe. Zgoda była tylko co do jednego — że trzeba to zrobić. W pierwszej wersji podatku bankowego, który eksperci PiS prezentowali na początku lipca, nowa danina miała objąć całą paletę instytucji finansowych. Aktywa miały być opodatkowane w zależności od rodzaju działalności stawką od 0,15 do 0,25 proc. Kasa państwa miała na tym zyskać 7-8 mld zł. Później eksperci skłaniali się do obciążenia jedynie banków nową stawką podatkową w wysokości 0,39 proc. aktywów. To miało dać 5 mld zł dochodu budżetowego. Wszystkie propozycje spotkały się ze zgodną krytyką. Nawet Narodowy Bank Polski przestrzegał przed destabilizacją sektora, który dzisiaj jest na tyle dobrze skapitalizowany i bezpieczny, że można go stawiać za wzór w Unii Europejskiej.

— Faktycznie ryzyko, że banki ograniczą akcję kredytową, jest duże, znacznie większe niż to, że gwałtownie przeniosą koszty podatku na klientów. Do tego jeszcze wchodzi w grę potencjalne zagrożenie, że banki przeniosą działalność za granicę, i to, że mniejsze zyski sektora przełożą się na niższe, wpływy z CIT — mówi nam jeden z polityków PiS chcący zachować anonimowość. A przecież banki muszą płacić jeszcze składki do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG). W tym roku opłata ta będzie kosztowała sektor 2,3 mld zł. Do tego dojdą jeszcze nowe wymogi kapitałowe, które wymusza europejski nadzór.

— Gdybyśmy wprowadzali podatek od aktywów, należałoby też zastanowić się nad jakimiś zmianami w składce do BFG, żeby sektor nie był podwójnie opodatkowany. Planów zmian w BFG jednak na razie nie mamy — informuje Henryk Kowalczyk. Podobnie nie ma pewności, kiedy nowa danina miałaby wejść w życie: czy już w 2016 r., czy rok później. To będzie w dużej mierze zależało od tego, jak i kiedy zostanie rozwiązany problem frankowy. — Wciąż nie wiemy, co pomysłodawcy podatku bankowego chcą za jego sprawą tak naprawdę osiągnąć, czyli jakie mają być z niego wpływy budżetowe. Obecnie pewne jest jedynie to, że obie propozycje nie dają takich samym efektów finansowych, oraz to, że zarówno opodatkowanie aktywów, jak i transakcji finansowych jest negatywną informacją dla sektora bankowego. Przydałaby się jakaś spójna komunikacja ze strony przedstawicieli PiS. Tym bardziej, że wszystko wskazuje, że podatek wejdzie w życie relatywnie szybko, jeszcze przed 2017 r. — komentuje Izabela Rokicka, analityk sektora bankowego w Ipopema Securities.

OKIEM EKSPERTA
Nie tylko kasa

TOMASZ WRÓBLEWSKI, partner zarządzający Grant Thorntona

Różnicowanie obciążenia podatkowego między poszczególne branże czy sektory samo w sobie nie jest niczym nagannym. To normalny instrument polityki podatkowej, jednak takie różnicowanie powinno spełniać kilka kryteriów: powinno wynikać z długofalowej polityki rządu, być poprzedzone głęboką analizą ekonomiczną i nie powinno przysparzać dodatkowego bólu głowy dla podmiotów, których te zmiany dotyczą. Niestety praktyka wskazuje, że w polskich warunkach te postulaty często pozostają jedynie na papierze. Zmiany w systemie podatkowym służą głównie łataniu dziur w budżecie, w dodatku są wprowadzane nagle, w sposób chaotyczny i dodatkowo komplikują system podatkowy.

OKIEM EKSPERTA
Nie tylko kasa

TOMASZ WRÓBLEWSKI, partner zarządzający Grant Thorntona

Różnicowanie obciążenia podatkowego między poszczególne branże czy sektory samo w sobie nie jest niczym nagannym. To normalny instrument polityki podatkowej, jednak takie różnicowanie powinno spełniać kilka kryteriów: powinno wynikać z długofalowej polityki rządu, być poprzedzone głęboką analizą ekonomiczną i nie powinno przysparzać dodatkowego bólu głowy dla podmiotów, których te zmiany dotyczą. Niestety praktyka wskazuje, że w polskich warunkach te postulaty często pozostają jedynie na papierze. Zmiany w systemie podatkowym służą głównie łataniu dziur w budżecie, w dodatku są wprowadzane nagle, w sposób chaotyczny i dodatkowo komplikują system podatkowy.