W ostatnich tygodniach kampania wyborcza z przytupem weszła na giełdowy parkiet. Szczególnie ciężkie jest życie bankowców i akcjonariuszy banków, którym obrywa się przez co chwila pojawiające się pomysły na nowe podatki czy rozwiązanie problemu kredytów walutowych. O ile sprawa przewalutowania frankowych zobowiązań została na razie odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość, nad sektorem wciąż wisi ryzyko nowej daniny, która może solidnie uderzyć banki po kieszeni.

— Na stole mamy obecnie dwa pomysły. Pierwszy, który już prezentowaliśmy, to opodatkowanie aktywów bankowych stawką 0,39 proc. Drugi to podatek od transakcji finansowych, który miałby objąć — oprócz banków — m.in. domy maklerskie, TFI czy ubezpieczycieli — mówi Henryk Kowalczyk, poseł PiS, który koordynuje prace na podatkowymi pomysłami partii.
Węgrom dziękujemy
Według naszych źródeł, PiS wzięło sobie do serca falę krytyki i węgierski model opodatkowania bankowych aktywów nie ma już w partii tylu zwolenników. Tym bardziej że na Węgrzech jest solidna posucha w portfelach kredytowych banków, które od 2008 r. do marca tego roku skurczyły się aż o 30 proc. Nasze banki w tym czasie mogły pochwalić się najwyższą w UE 50-procentową dynamiką wzrostu akcji kredytowej. Dlatego przedstawiciele PiS w ostatnich tygodniach spotykali się z analitykami i przedstawicielami instytucji finansowych, sondując ich nastroje i opinie na temat pomysłów programowych. Tak narodziła się nowa idea podatku — od transakcji finansowych.
— W tym wariancie chcemy, by opodatkowane były wszystkie transakcje instrumentami finansowymi dokonywane przez instytucje finansowe stawką wysokości 0,14 proc. W tym podatku obowiązywałaby również stawka 0,07 proc. od obrotu instrumentami pochodnymi. To powinno dać budżetowi jakieś 1,5-1,7 mld zł — informuje Henryk Kowalczyk. Podkreśla, że decyzja, który pomysł partia weźmie na sztandary, jeszcze nie zapadła.
— Wybór wariantu będzie też zależał od tego, jakie rozwiązanie wypracuje prezydencki zespół zajmujący się kredytami frankowymi. Jeśli będzie ono bardzo obciążało banki, wówczas należy być może rozważyć mniejsze dociążenie podatkiem — podkreśla poseł PiS.
Na razie w partii spierają się w sprawie podatku dwie grupy. Udało nam się ustalić, że Beacie Szydło, kandydatce PiS na premiera, bliższy jest obecnie podatek od transakcji, o którym wspomniała podczas sobotniej konwencji programowej. Problem jest jednak taki, że daje on budżetowi trzykrotnie mniejsze wpływy, a wyborczy program partii jest kosztowny.
Podatkowa karuzela
PiS miało pomysł podatku bankowego już w kampanii wyborczej w 2011 r. Wówczas nie udało się wygrać wyborów, a opozycyjna siła partii nie była na tyle duża, żeby znaleźć dla tej propozycji poparcie. Teraz PiS jest niekwestionowanym liderem sondaży przedwyborczych. Dlatego nowe propozycje podatkowe są przez branżę i ekspertów traktowane serio, co najlepiej widać było po rozchwianych notowaniach banków. W PiS od samego początku ścierały się jednak różne pomysły, jak opodatkować instytucjefinansowe. Zgoda była tylko co do jednego — że trzeba to zrobić. W pierwszej wersji podatku bankowego, który eksperci PiS prezentowali na początku lipca, nowa danina miała objąć całą paletę instytucji finansowych. Aktywa miały być opodatkowane w zależności od rodzaju działalności stawką od 0,15 do 0,25 proc. Kasa państwa miała na tym zyskać 7-8 mld zł. Później eksperci skłaniali się do obciążenia jedynie banków nową stawką podatkową w wysokości 0,39 proc. aktywów. To miało dać 5 mld zł dochodu budżetowego. Wszystkie propozycje spotkały się ze zgodną krytyką. Nawet Narodowy Bank Polski przestrzegał przed destabilizacją sektora, który dzisiaj jest na tyle dobrze skapitalizowany i bezpieczny, że można go stawiać za wzór w Unii Europejskiej.
— Faktycznie ryzyko, że banki ograniczą akcję kredytową, jest duże, znacznie większe niż to, że gwałtownie przeniosą koszty podatku na klientów. Do tego jeszcze wchodzi w grę potencjalne zagrożenie, że banki przeniosą działalność za granicę, i to, że mniejsze zyski sektora przełożą się na niższe, wpływy z CIT — mówi nam jeden z polityków PiS chcący zachować anonimowość. A przecież banki muszą płacić jeszcze składki do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG). W tym roku opłata ta będzie kosztowała sektor 2,3 mld zł. Do tego dojdą jeszcze nowe wymogi kapitałowe, które wymusza europejski nadzór.
— Gdybyśmy wprowadzali podatek od aktywów, należałoby też zastanowić się nad jakimiś zmianami w składce do BFG, żeby sektor nie był podwójnie opodatkowany. Planów zmian w BFG jednak na razie nie mamy — informuje Henryk Kowalczyk. Podobnie nie ma pewności, kiedy nowa danina miałaby wejść w życie: czy już w 2016 r., czy rok później. To będzie w dużej mierze zależało od tego, jak i kiedy zostanie rozwiązany problem frankowy. — Wciąż nie wiemy, co pomysłodawcy podatku bankowego chcą za jego sprawą tak naprawdę osiągnąć, czyli jakie mają być z niego wpływy budżetowe. Obecnie pewne jest jedynie to, że obie propozycje nie dają takich samym efektów finansowych, oraz to, że zarówno opodatkowanie aktywów, jak i transakcji finansowych jest negatywną informacją dla sektora bankowego. Przydałaby się jakaś spójna komunikacja ze strony przedstawicieli PiS. Tym bardziej, że wszystko wskazuje, że podatek wejdzie w życie relatywnie szybko, jeszcze przed 2017 r. — komentuje Izabela Rokicka, analityk sektora bankowego w Ipopema Securities.
OKIEM EKSPERTA
Nie tylko kasa
TOMASZ WRÓBLEWSKI, partner zarządzający Grant Thorntona
Różnicowanie obciążenia podatkowego między poszczególne branże czy sektory samo w sobie nie jest niczym nagannym. To normalny instrument polityki podatkowej, jednak takie różnicowanie powinno spełniać kilka kryteriów: powinno wynikać z długofalowej polityki rządu, być poprzedzone głęboką analizą ekonomiczną i nie powinno przysparzać dodatkowego bólu głowy dla podmiotów, których te zmiany dotyczą. Niestety praktyka wskazuje, że w polskich warunkach te postulaty często pozostają jedynie na papierze. Zmiany w systemie podatkowym służą głównie łataniu dziur w budżecie, w dodatku są wprowadzane nagle, w sposób chaotyczny i dodatkowo komplikują system podatkowy.
OKIEM EKSPERTA
Nie tylko kasa
TOMASZ WRÓBLEWSKI, partner zarządzający Grant Thorntona
Różnicowanie obciążenia podatkowego między poszczególne branże czy sektory samo w sobie nie jest niczym nagannym. To normalny instrument polityki podatkowej, jednak takie różnicowanie powinno spełniać kilka kryteriów: powinno wynikać z długofalowej polityki rządu, być poprzedzone głęboką analizą ekonomiczną i nie powinno przysparzać dodatkowego bólu głowy dla podmiotów, których te zmiany dotyczą. Niestety praktyka wskazuje, że w polskich warunkach te postulaty często pozostają jedynie na papierze. Zmiany w systemie podatkowym służą głównie łataniu dziur w budżecie, w dodatku są wprowadzane nagle, w sposób chaotyczny i dodatkowo komplikują system podatkowy.