Andrzej Różycki
Klimatyzacją zajmuje się od ponad 30 lat. Pierwsze kroki w tym biznesie stawiał m.in. jako specjalista ds. utrzymania optymalnych warunków na salach operacyjnych w Centrum Zdrowia Dziecka. Jego firma SAR PW odpowiada za audyty, budowę i serwis rozwiązań klimatycznych w kluczowych obiektach (m.in. serwerowniach) szpitali, centrów finansowych i administracyjnych.
Gospodarz, cały rozpromieniony, pokazuje butelkę wydobytą z czeluści magazynu. Zawiera jasny płyn z gron odmiany Chardonnay, wytwarzany przez winnicę z Burgundii, rocznik 2000. Renoma wytwórcy, Domaine de la Romanée-Conti, powoduje, że tę butelkę wina Montrachet mogą kupić jedynie wybrani: kosztuje około 15 tys. zł.
— To wino zostanie otwarte przy wyjątkowej okazji. Jakiej? Już niedługo, gdy moje połączenie pasji z biznesem zacznie przynosić zyski — mówi Andrzej Różycki, na co dzień specjalista od najbardziej skomplikowanych systemów klimatyzacyjnych i chłodniczych. Firma Andrzeja Różyckiego, SAR PW, dostarcza rozwiązania m.in. dla największych szpitali i serwerowni oraz instytucji finansowych. Wielu uważa Andrzeja Różyckiego za jednego z najlepszych fachowców w branży. Nic dziwnego — w końcu często powtarza powiedzenie, że życie jest za krótkie, by pić podłe wino. Zatem wszystko, co robi, robi na 100 procent. Już kilkanaście lat temu jego znajomi i rodzina zdali sobie sprawę z tego, że winiarska przygoda właściciela SAR PW nie skończy się bynajmniej na popijaniu burgunda w doborowym towarzystwie.
Żona przeciwko leżakom
Gdzieś na opłotkach praskiego Kamionka, nieopodal Dworca Wschodniego w Warszawie, mieszczą się niewyględne, liczące sobie pół wieku budynki po dawnej dojrzewalni bananów. Banany w PRL brzmią jak bajka o żelaznym wilku. Ale cóż w takim razie powiedzieć o Sarwine — przechowalni tysięcy butelek szlachetnych trunków zgromadzonych w podziemiach dawnej dojrzewalni, której parametry zawstydzają niejednego francuskiego czy włoskiego znawcę win?
— Pomysł magazynu, w którym w idealnych warunkach temperaturowych i wilgotności dojrzewać może wino, rodził się stopniowo. Zaczęło się od sprzeciwu mojej żony, która nie zgodziła się, by w salonie stanęły dwie potężne chłodziarki na wino. Zacząłem zatem eksperymentować w garażu — opowiada Andrzej Różycki. Wtedy przyszły właściciel Sarwine zamontował systemy klimatyzacji i czujniki do precyzyjnychpomiarów.
Obserwował, rejestrował, analizował. Garaż miał się okazać perfekcyjnym prototypem pierwszej nad Wisłą specjalistycznej przechowalni win. Dziś każda butelka trafiająca do Sarwine jest fotografowana i wprowadzana do systemu komputerowego. Po tym udaje się na zasłużone leżakowanie.
Czip dla perfekcji
Inwestycja w wyposażenie i przygotowanie magazynu pochłonęła kilkaset tysięcy złotych Regały, stojaki, oświetlenie i ogólny remont to ledwie ułamek tej kwoty. Główny koszt to pokaźne metalowe szafy, w których kryje się najnowocześniejsza aparatura klimatyzacji precyzyjnej.
— To miejsce jest idealne, bo wykorzystujemy naturalną izolację i temperaturę gruntu, obniżając koszty energii elektrycznej. Jednocześnie każda butelka przy wyjeździe z magazynu dostaje czip, na którym jest cała informacja dotycząca parametrów jej przechowywania. Ręczę, że wszystko jest perfekcyjne — zapewnia Andrzej Różycki, członek Stowarzyszenia Sommelierów Polskich.
Piotr Kamecki, inwestor i konsultant na rynku wina, właściciel Wine Taste i prezydent Stowarzyszenia Sommelierów Polskich, ocenia, że trudno o piwnicę, w której będą doskonalsze warunki klimatyczne do przechowywania cennych trunków. — Sarwine w długim terminie może być naprawdę dobrym, rentownym biznesem. Potrzebuje zwiększenia skali. Ja właśnie do Sarwine skierowałem wina, które swoim klientom prezentuje znana kancelaria prawna. Szansą dla Sarwine może być też rynek aukcyjny — ocenia Piotr Kamecki.
Czas i 16 stopni
Sarwine to bynajmniej nie klimat francuskiego chateau (zamku), gdzie piwnice zapewniają 12-14 stopni Celsjusza i niemal 90 proc. wilgotności. Znawcy twierdzą, że wino dojrzewa nie gorzej w temperaturze 16 stopni i wilgotności około 75 proc. Takie parametry pozwalają zachować skrzynki i etykiety w nienaruszonym stanie. W Sarwine leżakuje teraz 7 tys. butelek, z czego 2 tys. należy do właściciela obiektu. Cena detaliczna za miesięczne przechowanie jednej butelki zaczyna się od 2 zł.
— Marzy mi się zejście do 1 zł za butelkę. Będzie to możliwe, gdy zwiększymy skalę działania. Dziś pracujemy z kolekcjonerami, restauracjami i profesjonalnymi firmami zajmującymi się inwestycjami na rynku win.
W magazynie jest miejsce na nawet 20 tys. butelek. Gdzieś przy 10 tys. butelek koszty i wydatki zaczną się równoważyć. Ale do tego dojdziemy w ciągu dwóch lat — prognozuje Andrzej Różycki.
Orkiestra na kotwicy
Czy właściciela martwi nierentowność przedsięwzięcia? Niespecjalnie. Analogie nasuwają się bowiem same: wino, dojrzewające latami w idealnych warunkach, potrafi się odwdzięczyć bogatym smakiem i aromatem, harmonią i gładkością. Winna orkiestra potrzebuje czasu, by grać jak z nut. Podobnie jest w Sarwine — jego właściciel jest przekonany, że inspirowany pasją, a nie zwykłą chęcią zysku, zbuduje coś, co przetrwa długie lata i wyda dorodne owoce.
— Potencjał wzrostu całego rynku wina w Polsce jest bardzo duży. To napój łączony z klasą średnią. Obecnie nad Wisłą jego spożycie jest na poziomie Danii w 1954 r. — przypomina twórca Sarwine. Niełatwo pozbyć się wrażenia, że są dwie mocne kotwice w biznesplanie Andrzeja Różyckiego: pierwsza to emocje i radość dzielenia się pasją. Druga? To ta opatrzona białą etykietą z wybitym „Montrachet”. &