Najnowszy pakiet danych z polskiej gospodarki wzmocnił oczekiwania na to, że w najbliższym roku zobaczymy zarówno znaczące hamowanie PKB, jak też stabilizację cen. Choć nadzieje na szybki spadek inflacji do niskich poziomów jeszcze są przedwczesne.
Krajowe zakupy konsumentów i firm zaczynają w ujęciu realnym hamować wręcz z piskiem opon, a jednocześnie dynamika cen zaliczyła pierwszy spadek od półtora roku. Ten zestaw danych został odebrany jako sygnał mrożenia gospodarki. Rentowność obligacji skarbowych spadła, sygnalizując oczekiwania na niższe stopy procentowe w długim okresie.
GUS podał w środę wstępne szczegółowe dane o polskim PKB w III kw. w rozbiciu na jego składowe — zarówno od strony popytu (inwestycje, konsumpcja, eksport netto, zapasy), jak też od strony produkcji (wartość dodana generowana przez najważniejsze sektory). PKB wzrósł o 3,6 proc. rok do roku, czyli wciąż w niezłym tempie, ale widać spowolnienie. W II kw. wzrost wyniósł 5,6 proc., a w I kw. 8,6 proc. Na początku przyszłego roku możemy spaść poniżej zera lub przynajmniej otrzeć się o recesję.

To, co najciekawsze w środowych danych, to sygnały wyraźnego hamowania konsumpcji i inwestycji, czyli kluczowych komponentów popytu krajowego (na który składają się też zapasy). Łączna wartość konsumpcji i inwestycji liczona w cenach stałych wzrosła w III kw. zaledwie o 1 proc. rok do roku wobec ponad 6 proc. w II kw. W ujęciu kwartał do kwartału zaliczyliśmy nawet recesję. Zatem większość wzrostu była generowana przez zapasy i eksport netto.
Tutaj trzeba jednak poczynić ważne zastrzeżenie. Słaby wynik konsumpcji częściowo wynika z faktu, że zakupy imigrantów są traktowane w rachunkach narodowych (dziedzina statystyki zajmująca się opisem sytuacji makroekonomicznej kraju) jako eksport, a nie jako konsumpcja. Następuje bowiem sprzedaż na rzecz nierezydentów. Wzrost zakupów dokonywanych w Polsce przez osoby znajdujące się w kraju jest wyższy, niż wskazują dane o konsumpcji.
Jednocześnie GUS podał w środę wstępne dane o inflacji za listopad. Okazały się bardzo ciekawe, bo mocno skoczyły w dół, co dawno się nie zdarzyło. Inflacja wyniosła 17,4 proc. wobec oczekiwanych przez rynek 17,9 proc. Miesiąc wcześniej inflacja wyniosła 17,9 proc. Był to pierwszy spadek inflacji od czerwca 2021 r., nie licząc sztucznie wywołanego spadku cen w lutym 2022 r., kiedy mocno obniżono podatek VAT. Coraz częściej mówi się o nadchodzącej dezinflacji, czyli szybkiego spadku wskaźnika inflacji.
Z optymizmem inflacyjnym trzeba jednak na razie się wstrzymać. Spadek inflacji wynika w głównej mierze ze spadku cen paliw i niektórych innych produktów energetycznych. Takie spadki po gigantycznych wzrostach z minionego roku mogą być czymś normalnym. Bardzo możliwe, że dostosowanie cen energii pociągnie inflację jeszcze bardziej w dół w najbliższym roku, nawet jeżeli na jego początku zobaczymy jeszcze przejściowo wyższe wartości niż obecnie.
Niepokojący natomiast jest fakt, że ceny bazowe, czyli nie uwzględniające energii, paliw i żywności, wciąż rosną bardzo szybko i nie wykazują żadnych oznak hamowania. Fundamentalny trend inflacyjny, czyli średnia zmiana cen bazowych z miesiąca na miesiąc po oczyszczeniu z sezonowości, wynosi wciąż 13 proc. w ujęciu rocznym i nie wykazuje żadnych oznak hamowania.
Największa zagadka jest taka — na ile inflacja zakorzeniła się w gospodarce. Wydaje się, że jej obniżenie z 18-20 proc. do poziomów wysokich jednocyfrowych będzie relatywnie łatwe — odbędzie się dzięki stabilizacji cen energii i recesji w gospodarce. Jeżeli jednak okaże się, że inflacja jest zakorzeniona w gospodarce, to jej obniżenie do 2-3 proc. może być już bardzo trudne i zająć lata.
Podpis: Ignacy Morawski