Na gdańską pochylnię jest kilku chętnych i tyle samo pomysłów na zmiany właścicielskie w stoczni.
Dziś mija termin, do którego Stocznia Gdynia miała możliwość zakupu za 26 mln zł pochylni znajdującej się na terenie należącym do deweloperskiej firmy Synergia 99. Wiadomo jednak, że właściciel gdańskiej stoczni jej nie kupi, bo nie ma na to środków. Otwierają się więc możliwości przed innymi chętnymi. Szczególnie ciekawy jest pomysł zakupu pochylni i wniesienia jej aportem do gdańskiej stoczni w zamian za pakiet większościowy spółki. To oznaczałoby zmiany w strukturze właścicielskiej spółki.
Nieoficjalnie wiadomo, że taką ofertą zainteresowane jest tczewskie biuro projektowe Sinus. Na razie jednak oferty nie potwierdza.
— Rzeczywiście prowadzimy rozmowy w sprawie inwestycji. Przy obecnej koniunkturze w przemyśle stoczniowym szkoda nie wykorzystać wolnych mocy gdańskiej stoczni — mówi Tomasz Łącki, prezes Sinusa.
Jest oczywiste, że Sinus nie posiada tak znacznych środków. Ma je jednak związany z nim niemiecki armator Stefan Patjens, z którym stocznia ma podpisanych 10 kontraktów.
— Chciałbym zainwestować w stocznię, ale na tym etapie nie ujawnię dokładnych warunków — mówi Stefan Patjens.
Dlaczego nie?
Stocznia Gdynia, właściciel Stoczni Gdańskiej, nie wyklucza takiego rozwiązania. Stawia jednak warunki.
— Wersja z aportem jest do przyjęcia, pod warunkiem, że nabywca odkupi także pozostałe akcje. Nie chcemy zostać akcjonariuszem mniejszościowym. Będziemy też potrzebować środków na wybudowanie własnej pochylni, bo bez niej nie moglibyśmy funkcjonować — mówi Jerzy Lewandowski, prezes Stoczni Gdynia.
Pochylnia jest dla gdyńskiej stoczni strategicznym obiektem, bo tam właśnie powstają kadłuby budowanych statków. Obecny właściciel chętnie pozbędzie się obiektu.
— Według planu zagospodarowania przestrzennego, pochylnia jest przeznaczona pod cele produkcyjne. Jeśli więc pojawi się poważna propozycja jej zakupu, chętnie z niej skorzystamy. Jednak warunkiem jest akceptacja przyszłego inwestora przez stocznię gdańską i gdyńską — mówi Janusz Lipiński, prezes Synergii 99.
Stoczniowcy też mają obawy.
— Każdego inwestora przyjmiemy z otwartymi ramionami. Zależy nam jednak, aby pochylnia została w stoczni. Obawiamy się sytuacji, że kupi ją inwestor, który następnie na jej bazie stworzy nową firmę — mówi Roman Gałęzewski, przewodniczący NSZZ Solidarność.
Problem ze znalezieniem inwestora dla gdańskiej stoczni leży także po stronie państwa. Potencjalni branżowi inwestorzy zanim jednoznacznie zdecydują się wyłożyć na gdańską stocznię pieniądze, muszą mieć pewność, w jakim kierunku rozwinie się polska strategia wobec tego sektora. Rząd planuje grupę gdyńsko-gdańską włączyć do Korporacji Polskie Stocznie (spółka Agencji Rozwoju Przemysłu) i jeśli nie zaakceptuje wejścia prywatnego partnera, transakcja przejęcia pochylni spali na panewce.
Szybkie decyzje
Warto podkreślić, że na poniedziałkowym zgromadzeniu akcjonariuszy Stoczni Gdynia może dojść do zmian w akcjonariacie. Może wówczas zapaść decyzja o konwersji 55 mln zł wierzytelności będących w posiadaniu izraelskiego armatora Ramiego Ungara na akcje przedsiębiorstwa. W ten sposób wszedłby w posiadanie około 10 proc. akcji stoczni.