Początek dobrej passy

Emil Górecki
opublikowano: 2015-01-07 00:00

Sukces podobno murowany — nie tylko z powodu deszczu unijnych pieniędzy, ale także doświadczeń, jak je wykorzystać i się nie utopić

Strategie spółek budowlanych z ostatnich kilku lat opierały się zwykle na stwierdzeniu, że „jakoś trzeba przetrzymać”. Jedni próbowali nowych rynków, inni odżegnywali się od autostrad, a jeszcze inni wierzyli w gigantyczne zamówienia z energetyki. Dziś już prawie żaden z budowlanych menedżerów nie ma wątpliwości, że nadchodzą tłuste lata.

Niezachwiany optymizm wzmacnia przyjęcie przez Komisję Europejską programu Infrastruktura i Środowisko, w ramach którego do 2020 r. Polska zbuduje drogi, tory, połączenia energetyczne, systemy wodno-kanalizacyjne czy szpitale za 27,4 mld EUR.

— W 2015 r. z pewnością nastąpi zdecydowane ożywienie w branży. Będzie dużo przetargów, część wspieranych nadchodzącymi wyborami — mówi Piotr Kledzik, prezes Bilfingera.

— Ożywienie nie będzie pewnie tak samo silne we wszystkich branżach, ale wszędzie wyraźne. To będzie pierwszy rok z kilku dobrych lat. Wygląda na to, że ruszą przetargi infrastrukturalne z nowego unijnego budżetu. Jest też silny popyt na mieszkania, niezły na biura i centra handlowe. Mam nadzieję, że firmy będą potrafiły to wykorzystać — dodaje Jan Mikołuszko, szef rady nadzorczej Unibepu.

Choć bolesne wspomnienie branżowych upadłości powoli się zaciera, menedżerowie przekonują, że coś po nim zostało: obie stronyprzetargów nauczyły się współpracy.

— Dziś w kuluarowych rozmowach zamawiający już się nie chwalą, że mają dwustu wykonawców. Chwalą się piętnastoma, którzy sprawnie kończą powierzone zadania — mówi Piotr Kledzik.

— Jestem przekonany, że przetargi będą rozpisywane i rozstrzygane szybciej. Kilka lat temu urzędnicy musieli się tego uczyć, dziś tę wiedzę już mają. Wysoko oceniam też rząd i nie spodziewam się, że po wyborach układ sił politycznych znacząco się zmieni — mówi Dariusz Grzeszczak, prezes Erbudu.

Co z eksportem? Unibep, który celował głównie w rynki wschodnie, skupi się raczej na utrzymaniu przyczółków niż rozwoju, bo rosyjskim, białoruskim czy norweskim inwestorom coraz bardziej dokuczają słabnące lokalne waluty. Takich problemów nie ma obecny w Niemczech i Belgii Erbud.