Linia elektroenergetyczna 750 kV (Chmielnicki—Rzeszów), łącząca Polskę z Ukrainą, nie działa od około 30 lat, czyli od wczesnych lat 90. Nie jest złomem, bo utrzymywane jest w niej śladowe napięcie, ale prądu nie przesyła. Pamięć o linii jednak nie zginęła, a w ostatnich dniach wręcz odżyła. Czy wraz z pamięcią odżyje sama linia? Dawno nie było tylu sprzyjających okoliczności.

Konkurencja dla polskich grup
Linia 750 kV należy do PSE, czyli państwowego operatora systemu elektroenergetycznego. Nie jest to jedyne połączenie systemu ukraińskiego z polskim, bo funkcjonuje niewielka linia Zamość—Dobrotwór.
Rozbudowy połączeń z Ukrainą PSE nie planowały i nie planują. Od wielu lat wyjaśnia się to dążeniem Polski do bycia energetyczną autarkią, niepotrzebującą wsparcia z importu. Tym bardziej że import z Ukrainy oznaczałby sprowadzanie prądu z elektrowni atomowej Chmielnicki, tańszego i czystszego niż prąd oferowany przez polskie elektrownie węglowe. Byłaby to więc konkurencja dla państwowych grup energetycznych.
Opinia PSE jest w tej kwestii niezmienna, a opublikowany niedawno 10-letni program inwestycyjny operatora nie przewiduje inwestycji na granicy z Ukrainą. Jest jednak presja na to, by PSE zmieniły zdanie.
Wojna ożywia idee
Presja ma chronologię. 24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę. 28 lutego ukraiński minister energetyki zwrócił się do Unii Europejskiej z prośbą o synchronizację ukraińskiego systemu z systemem energetycznym Europy „najszybciej, jak to możliwe”. 2 marca energetyczna firma ZE PAK, kontrolowana przez Zygmunta Solorza, ogłosiła, że w synchronizacji pomoże linia 750 kV, a ZE PAK jest gotowy do podjęcia się „w trybie natychmiastowym modernizacji i uruchomienia” tej linii. 14 marca PSE opublikowały program inwestycyjny, który nie przewiduje projektów na granicy z Ukrainą. 16 marca Ukraina przeprowadziła synchronizację z systemem europejskim i odłączyła się od Rosji. Wreszcie 4 kwietnia państwowy PKN Orlen i Synthos Green Energy z grupy kontrolowanej przez Michała Sołowowa ogłosiły, że chcą „realizacji inwestycji, która umożliwi import energii elektrycznej z Ukrainy i przyczyni się do stabilizacji i dywersyfikacji źródeł dostaw”.
Amerykanie widzą interes
To kwestia decyzji politycznych — można usłyszeć w kręgach zbliżonych do PSE, kiedy pytamy o przyszłość linii 750 kV.
Nadzór nad PSE sprawuje Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Nadzoruje jednocześnie projekt budowy elektrowni atomowej, negocjując partnerstwo m.in. z Amerykanami z Westinghuse. Ten sam Westinghouse współpracuje z elektrownią Chmielnicki i ma tam wybudować pięć reaktorów. Połączenie z Polską byłoby w interesie ukraińskiej elektrowni.
— Zwłaszcza że Ukraina ma nadmiar prądu, a przemysłu relatywnie mało — mówi jeden z naszych rozmówców.
Sprzedaż prądu do Polski byłaby dla Ukrainy źródłem przychodów, polski przemysł natomiast zyskałby dostęp do zeroemisyjnej energii. Drugi argument forsują Solorz, Sołowow i Orlen.
Biznesmeni, czołówka listy najbogatszych, wspólnie z Orlenem oferują po prostu sfinansowanie przywrócenia do życia linii 750 kV. Jej właścicielem pozostałby operator. Argumentują, że byłoby to korzystne dla polskiej gospodarki.
W środę, 6 kwietnia, otrzymaliśmy stanowisko PSE.
„Polskie Sieci Elektroenergetyczne są otwarte na dialog i konsultacje w sprawie rozbudowy infrastruktury przesyłowej, w tym także ewentualnego połączenia Polska – Ukraina” – czytamy w dokumencie.
Operator podkreśla jednak, że przywrócenie połączenia 750 kV w jego obecnym kształcie nie jest możliwe. Chodzi m.in. o uwarunkowania techniczne i normy środowiskowe, które nie zostałyby spełnione, gdyby wznowiono jego normalną pracę. Można więc dedukować, że koncepcja modernizacji linii, którą promuje ZE PAK, Orlen i Synthos, nie jest – według operatora – możliwa.
Operator przypomina też, że w najnowszym planie inwestycyjnym, na lata 2023-2032, przewidziane są inwestycje w woj. podkarpackim, służące również ewentualnej współpracy synchronicznej z systemem Ukrainy.
W stanowisku operator przypomina też, że to on jest właścicielem infrastruktury przesyłowej w Polsce i to on odpowiada za budowę nowych połączeń transgranicznych.
Nie jest jasne, czy Zygmunt Solorz i Michał Sołowow występują z tym pomysłem w porozumieniu, czy jest to raczej rywalizacja. Równolegle rozmawiają o współpracy przy SMR-ach, czyli małych reaktorach atomowych. Wyłączność na amerykańską technologię ma Sołowow, Solorz chce dołączyć, a rozmowy trwają.
Warto się przygotować
Czy wojna to dobry czas na takie inwestycje?
— Przygotowania można już zacząć. Nie trzeba czekać na zakończenie wojny — mówią nasi rozmówcy.
— Oferujemy pokrycie kosztów — dodają nie precyzując jednak kwot.
— Sprawa naprawdę nabiera rumieńców — przekonują.
Poprosiliśmy Piotra Naimskiego o komentarz. Czekamy na odpowiedź.
„Polska albo będzie importowała, czyli kupowała energię od firm zagranicznych, albo sama przeprowadzi niezbędne inwestycje, w tym w aktywa położone poza granicami kraju” — tak pisał Zygmunt Solorz, gdy niespełna rok temu ogłaszał, że interesuje go reaktywacja projektu budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim.
Projekt szybko zgasł, bo partnerem mieli być Rosjanie, czego nie mogli zaakceptować polscy i litewscy politycy. Nie zgasły jednak motywy skłaniające przemysł do poszukiwań źródeł prądu — prąd w Polsce jest z węgla, drożeje, a w najbliższych latach może go zabraknąć.