Zabiera ona na stałe ministrowi sprawiedliwości przynależne mu od zawsze prawo ustalania struktury organizacyjnej sądów. A co ważniejsze — przywraca sieć istniejącą do 31 grudnia 2012 r., czyli samodzielność organizacyjną 79 małych sądów rejonowych, które od 1 stycznia zostały zdegradowane do wydziałów większych sąsiadów. Główny orędownik tej formalnie obywatelskiej ustawy, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe, w swojej naiwności kalkulował, że nowy minister Marek Biernacki może... anuluje rozporządzenie Jarosława Gowina. To mrzonka, jako że premier Donald Tusk z wyrzuconym ministrem akurat w kwestii sądów szedł ręka w rękę.
Cała opozycja popiera PSL i ta jednorazowa koalicja celowa dzisiaj z ogromną radochą pognębi PO. Dla Donalda Tuska będzie to największa porażka od początku premierostwa, wręcz polityczny policzek. Co najciekawsze, szef rządu nie ma żadnych możliwości ukarania krnąbrnego koalicjanta. Kiedy w 2003 r. premier Leszek Miller nie wytrzymał i wyrzucił PSL z rządu — zapoczątkowało to również jego osobisty upadek. W polskim ustroju mniejszościowo jednak rządzić się nie da, nawet mając swojego prezydenta.
Prowadzone przez PO działania rozpraszające efekt klęski kładą akcent na finał procesu legislacyjnego. Senat oczywiście podejmie uchwałę o odrzuceniu ustawy, a później w Sejmie ta sama egzotyczna spółka ponownie ją uchwali — czyli do prezydenta trafi niezmieniona wersja z dzisiejszego głosowania. Głowa państwa rozważy wszystkie za i przeciw, a następnie skieruje ustawę prewencyjnie do Trybunału Konsytucyjnego na miesiące czy nawet lata. Dlatego 79 sądów rejonowych o powrocie do samodzielności może do końca obecnej kadencji tylko pomarzyć...