Polityczna majówka zaostrza kampanię

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-05-04 20:00

Czterodniowa kanikuła była praktycznym sprawdzianem, jak państwo i społeczeństwo może realnie funkcjonować podczas tygodnia roboczego skróconego do zaledwie trzech dni.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Piątek był czwartym jedynie w handlu oraz w części firm i placówek usługowych, Polska urzędnicza i korporacyjna generalnie się zamknęła. Od czasu do czasu tak się zdarza, następna okazja 19-22 czerwca w związku z Bożym Ciałem. Kalendarzowe prezenty od losu zestawiam z nagłaśnianiem i forsowaniem przez Lewicę absurdalnego pomysłu kodeksowego skrócenia tygodnia pracy do czterech dni, oczywiście przy zachowaniu wynagrodzeń za pięć. Komentarzy pod adresem ministerki Agnieszki Dziemianowicz-Bąk z sektora firm średnich, małych i mikro – będących opoką polskiej gospodarki – nie wypada przytaczać.

Jest specyficzna „branża”, która podczas majówki nie tylko nie zwolniła, lecz ostro przyspieszyła. Wielowątkowy weekend biało-czerwony dodatkowo nakręcił spiralę konfrontacji politycznej. Bodaj najciekawsze w ostatnich dniach było zjawisko, które utrwali się nie tylko w najbliższych dwóch tygodniach przed pierwszym głosowaniem 18 maja 2025 r., lecz jeszcze bardziej przed wielkim finałem 1 czerwca. Otóż dla wsparcia przewodzących sondażom Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego ostro weszli do kampanii ich mentorzy na dwóch najważniejszych stanowiskach państwowych, Donald Tusk i Andrzej Duda. Premier i prezydent podjęli ostrą konfrontację na orędzia, kontrorędzia i przemówienia, których upowszechnianie bez skrótów na antenach publicznych mają zagwarantowane ustawowo. Widocznie obaj dokonali krytycznych ocen i uznali, że forsowani kandydaci potrzebują werbalnego wsparcia, albowiem do ich kampanii wkradł się tzw. ciamciaramcizm czy miękiszonizm – prawa autorskie do tych określeń zachowują klasycy, Roman Giertych i Zbigniew Ziobro. W ofensywach premiera i prezydenta istotne znaczenie ma horyzont czasowy – Andrzej Duda już znajduje się na ścieżce do końcowego lądowania, jego mandat prezydencki wygasa w środę, 6 sierpnia chwilę po godz. 10, gdy następca wypowie przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego. Świadomość nieodwracalności losu powoduje wpadanie przez odchodzącego pierwszego urzędnika RP w nerwowy słowotok, wzmacniany krzykiem – podręcznikowym przykładem było jego pożegnalne wystąpienie 3 maja na placu Zamkowym.

Naprawdę zdumiewającym wydarzeniem kampanijnym podczas majówki była bytność Karola Nawrockiego u Donalda Trumpa. Kandydat PiS widział się z 47. prezydentem jeszcze krócej, niż Andrzej Duda 22 lutego, wpuszczony został wyłącznie na sztywne zdjęcie na stojąco, ale rzeczywiście do Gabinetu Owalnego, a nie do hotelowego holu. Na razie trudno powiedzieć, jakie znaczenie dla religijnego z definicji elektoratu PiS może mieć taka fotka, albowiem gospodarz Białego Domu właśnie wyśrubował rekord wizerunkowej autobłazenady, publikując w oficjalnym serwisie prezydenckim obrazoburczy produkt sztucznej inteligencji – siebie jako nowego papieża.

Rafał Trzaskowski po przegranej debacie telewizyjnej w Końskich nieoczekiwanie zyskał silny oręż. Niczym Onufry Zagłoba podczas oblężenia Zbaraża zdobył flagę – akurat biało-czerwoną – wyjątkowo bezmyślnie porzuconą po wspomnianej debacie przez Karola Nawrockiego. No i tym symbolicznym darem od losu uderza w miękkie podbrzusze rywala, który brnie w absurdalne tłumaczenia. Zdecydowany pogląd na wybór prezydenta RP mają natomiast kibice klubów piłkarskich, którzy schowali wszystkie kosy. W piątek na finale Pucharu Polski na PGE Narodowym spodziewałem się w tzw. żyletowym sektorze Legii gigantycznej sektorówki, ale skończyło się na skromnym transparencie: „Nie dopuśćmy, by zakłamany tęczowy Rafał rządził Polską ze Sławkiem narkomanem”. Ta końcówka napisu miała charakter okazjonalny, pozdrawiała siedzący akurat po drugiej stronie boiska Szczecin…