Polityka zagraniczna ulega ekonomizacji

Jacek Zalewski
opublikowano: 2003-01-23 00:00

Wczorajsza debata sejmowa o polskiej polityce zagranicznej przebiegała podobnie do debaty grudniowej, poświęconej akcesji do Unii Europejskiej. Koalicja SLD-UP-PSL w pełni zaakceptowała informację ministra Włodzimierza Cimoszewicza, choć zgłosiła wiele szczegółowych uwag i pytań; opozycja proeuropejska odniosła się z dezaprobatą do błędów popełnianych na poziomie taktycznym; opozycja antyeuropejska oczywiście nie zostawiła suchej nitki zarówno na rządzie, jak i na UE.

Rządowy materiał potwierdził, że ogólne priorytety naszej polityki zagranicznej pokrywają się ze strukturą handlu zagranicznego (patrz diagramy obok). Absolutny priorytet w roku 2003 uzyskują sprawy Unii Europejskiej — w szczególności podpisanie 16 kwietnia akcesyjnego Traktatu Ateńskiego, a następnie aktywne wpływanie na jego ratyfikację przez państwa dotychczasowej Piętnastki (referendum w Polsce należy zaliczyć raczej do obszaru polityki wewnętrznej).

Gdyby zagraniczną aktywność Polski przedstawić w formie graficznej i porównać z diagramami handlowymi, to natychmiast dostrzegalna stałaby się nadreprezentacja kierunku amerykańskiego. W statystycznej klasyfikacji wymiany handlowej Stany Zjednoczone traktowane są zaledwie jako jedna z pozycji w grupie I (państw wysoko rozwiniętych spoza UE), w rankingu politycznym natomiast stanowią one grupę I samodzielnie. Podstawową barierą utrudniającą zwiększenie dwustronnych obrotów jest oczywiście odległość. Pokonywanie oceanu zdecydowanie łatwiej przychodzi ludziom — na przykład politykom — niż kapitałom i towarom. W najbliższych miesiącach rozstrzygnie się, jakie offsetowe inwestycje amerykańskie rzeczywiście przyfruną do Polski razem z zakontraktowanymi F-16.

Z punktu widzenia „PB” najciekawszym wątkiem wczorajszej debaty była postępująca ekonomizacja polityki zagranicznej Polski. Rząd podkreśla, że nie jest to hasło koniunkturalne — wszak naszą pozycję w Unii Europejskiej budować będą nie ogólnikowe deklaracje, lecz sprawność państwa, pozycja pieniądza (do czasu zastąpienia złotego przez euro), tempo wzrostu gospodarczego. Polska służba zagraniczna została zobowiązana do bardziej aktywnego wspomagania działań proeksportowych oraz przyciągania zagranicznych kapitałów i inwestycji. Strategicznie mamy się koncentrować na wybranych rynkach — oczywiście UE, następnie obszarze CEFTA, Ameryce Północnej, Chinach, Japonii oraz szeregu krajach rozwijających się.

Zarówno prezydent Aleksander Kwaśniewski, jak i premier Leszek Miller podkreślają, że kontaktując się ze swoimi odpowiednikami z innych państw bardzo często spotykają się z sytuacją, gdy ich rozmówca na zakończenie wizyty wyjmuje karteczkę i zwraca się słowami: „Słuchaj, mam jeszcze taką małą sprawę — otóż pewna nasza firma...”. I tu następuje rozwinięcie na najwyższym politycznym szczeblu tematu stricte biznesowego. Przykładem ekstremalnym były oczywiście rozmowy polsko-amerykańskie, -szwedzkie oraz -francuskie przed rozstrzygnięciem przetargu na samolot wielozadaniowy.

Sztuki państwowego lobbingu gospodarczego nasza strona dopiero się uczy. Wygląda na to, iż politycy krajowi opanowują ją trochę szybciej niż na przykład dyplomaci. Świat biznesu nadal narzeka, że ambasadorzy po staremu spychają promocję gospodarki Polski na wątłe barki radców i wydziałów ekonomiczno-handlowych swoich placówek, a sami poświęcają się jedynie „czystej” dyplomacji. Z drugiej strony — gdy jakieś przedstawicielstwo dyplomatyczne pragnie rozpropagować oferty przedsiębiorców, którzy na dany rynek eksportowaliby, to zamiast oczekiwanych konkretów otrzymuje z kraju jedynie końcówkę „by”...