Polska chce mieć spożywczą Nokię

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2014-10-01 00:00

Niska cena to za mało, nasza żywność potrzebuje marki — uważają producenci. Barierą są pieniądze i czas.

Mamy kolejne rekordy w eksporcie, ale nie mamy marki — przyznaje branża spożywcza. A eksportu, którego podstawą są atrakcyjne ceny, nie można zwiększać w nieskończoność. Z 4,5 mld USD w 2003 r. sprzedaż polskiej żywności za granicę wrosła do 27 mld USD w ubiegłym roku. W tym czasie zwiększał się również import, ale saldo też — w 2013 r. wynosiło 8 mld USD (dane Agencji Rynku Rolnego na podstawie informacji Ministerstwa Finansów).

— Popyt na polskie produkty rośnie i mamy warunki, by go zwiększać — największy odsetek młodych rolników w UE, wykształconych i zainteresowanych wprowadzaniem nowinek technologicznych. Dzięki pieniądzom z UE sporo zainwestowali i średni poziom technologiczny naszych gospodarstw jest wyższy niż w większości krajów europejskich. Mamy też doświadczenie z najbardziej wymagającymi niemieckimi konsumentami — mówi Lucjan Zwolak, wiceprezes ARR. Łyżkę dziegciu dokłada Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŻ).

— Nie jesteśmy w stanie zwiększać eksportu w nieskończoność z wielu powodów, choćby geopolitycznych, czego dowiodły problemy na Wschodzie. Kolejna sprawa to wizerunek polskiej żywności — jego kryzys w Czechach został wywołany m.in. przez to, że nasza przewaga konkurencyjna została zbudowana na cenie. Cena jest zaś niestety skorelowana z jakością produktu. Czesi mieli nikłe szanse, żeby zapoznać się z polskimi produktami premium, bo nie było ich na półkach. Jeśli marzymy, żeby stać się markowym producentem, musimy postawiać na jakość, a nie cenę, co jest dużo bardziej kosztowne, trudniejsze i wymaga długoterminowych działań — uważa Andrzej Gantner.

Zdaniem Marka Sypka, prezesa grupy Agros Nova, bardzo trudno będzie zbudować globalną spożywczą markę z Polski.

— Światowe brandy zaczynają się od 1 mld USD. Polskie marki spożywcze to nazwy miejscowości, w których działały zakłady — Tymbark, Łowicz, Kotlin. Trudno wejść z nimi na rynek zagraniczny, choćby ze względu na trudną wymowę. Przez lata rozwijaliśmy działy zbytu, a nie marketingu, wiec wchodzimy na rynek światowy z dużym opóźnieniem — uważa Marek Sypek.

Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka, jest jednak przekonany, że właśnie w branży spożywczej należy szukać „polskiej Nokii”.

— Skoro szynka parmeńska, odpowiednio wypromowana, stała się specjalnością narodową, a Szwajcarię każdy kojarzy m.in. z czekoladą, to nie ma powodu, by Polska nie była kojarzona z polskim rolnictwem i polską kuchnią — przekonuje Andrzej Szumowski.

Andrzej Gantner przypomina jednak, że najbardziej znane marki spożywczych kategorii, jak choćby wołowina argentyńska, powstawały przez wiele lat. — Jej renoma to efekt sprzedawania wysokiej jakości produktów, z pełną gwarancją powtarzalności cech. To stworzyło markę. My natomiast próbujemy przejść ten proces odwrotnie — najpierw mówimy o marce, potem staramy się dobudować do niej filozofię jakości. Do zbudowania globalnej marki musimy jeszcze posiąść umięjętność produkowania dużych na skalę światowa partii żywności o powtarzalnej jakości. Przy dzisiejszym rozdrobnieniu naszego rolnictwa nie jesteśmy w stanie tego zrobić — dodaje dyrektor generalny PFPŻ. Zdaniem Lucjana Zwolaka, rozdrobnienie może być atutem.

— Sprzedaż do Chin wymaga dużych jednorodnych partii surowca — to jest nasza słabość. Mniejsze gospodarstwa jednak mogą szybciej dostosować się do potrzeb konsumentów, a dobrostan zwierząt jest wyższy — uważa wiceszef ARR.