Polska deregulacja i nowe sankcje. PB BRIEF

Marcin DobrowolskiMarcin Dobrowolski
opublikowano: 2025-05-20 07:00

Rząd bierze się za pakiet deregulacyjny i szykuje likwidację Akademii Kopernikańskiej, na giełdzie sezon wyników w pełni, a za oceanem inwestorzy czekają na raport Home Depot. Porozmawiamy też o poważnej diagnozie Joe Bidena i jego osobistej walce z rakiem oraz zajrzymy do „Pulsu Biznesu”, gdzie dziś m.in. wywiad z Rafałem Brzoską o wojnie, pokoju i inwestycjach.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Rząd wraca do deregulacji, a dziś już konkretnie zajmie się pakietem ustaw. W centrum uwagi na posiedzeniu o 11:00 znajdą się zmiany w prawie bankowym, podatkowym oraz systemie sądownictwa.

Rząd zajmie się też projektem ustawy o likwidacji Akademii Kopernikańskiej i Szkoły Głównej Mikołaja Kopernika. Instytucje te, powołane w 2022 roku, miały wspierać naukę poprzez stypendia i wydarzenia akademickie. Jednak ich działalność dublowała zadania już realizowane przez PAN i inne instytucje, a efektywność wydatkowania środków była szeroko krytykowana. Koszty funkcjonowania Akademii sięgały 25 mln zł rocznie, a w 2024 roku – mimo cięć – nadal wynosiły 11,7 mln zł. Likwidacja ma pozwolić na wzmocnienie Polskiej Akademii Nauk i lepsze wykorzystanie środków publicznych.

Dziś, 20 maja, przypada rocznica podpisania Konwencji Metrycznej – dokumentu, który w 1875 roku rozpoczął proces globalnej unifikacji jednostek miar. Podpisało ją 17 państw, w tym Francja, która wcześniej miała ponad 250 tys. lokalnych przeliczeń miar i wag – inny łokieć obowiązywał w Paryżu, inny w Marsylii.

W Polsce przed zaborami też panował chaos: łokieć królewski miał 59,6 cm, chełmiński – 48,8 cm, a korzec zboża w jednym regionie ważył 128 kg, a w innym 96.

Konwencja dała początek międzynarodowemu systemowi SI, który dziś obowiązuje w większości krajów świata.

Biuro byłego prezydenta USA Joe Bidena poinformowało, że 82-letni polityk został zdiagnozowany z agresywną postacią raka prostaty. Choroba została wykryta w zaawansowanym stadium – nowotwór zdążył już zaatakować kości. Biden wraz z zespołem lekarzy analizuje teraz możliwe opcje leczenia.

Choć rak prostaty bywa uleczalny, zwłaszcza we wczesnym stadium, przypadek prezydenta pokazuje, jak zdradliwa potrafi być ta choroba. U mężczyzn powyżej 70. roku życia rutynowe badania PSA nie są już rekomendowane, a sam test nie zawsze wychwytuje najbardziej agresywne formy nowotworu. Biden – jak wielu innych mężczyzn – mógł więc przez długi czas nie mieć świadomości rozwijającej się choroby. Lekarze prognozują, że w tym konkretnym przypadku, były prezydent może żyć z chorobą ok 4 do 5 lat.

To nie pierwszy raz, gdy nowotwór tak dotkliwie dotyka rodzinę Bidena. Jego syn, Beau Biden – były prokurator generalny stanu Delaware i obiecujący polityk Partii Demokratycznej – zmarł w 2015 roku na glejaka, agresywny nowotwór mózgu. Śmierć Beau'a była dla prezydenta ogromnym ciosem i osobistą motywacją do walki z rakiem. Pod koniec drugiej kadencji Baracka Obamy to właśnie Joe Biden został wyznaczony na lidera inicjatywy "Cancer Moonshot" – programu mającego na celu przyspieszenie postępów w leczeniu nowotworów, poprawę współpracy między instytucjami badawczymi oraz zwiększenie dostępu do innowacyjnych terapii.

Po objęciu prezydentury w 2021 roku, Biden przywrócił program i nadał mu nową dynamikę – celem stało się m.in. zmniejszenie liczby zgonów na raka o połowę w ciągu 25 lat. Dziś, zmagając się sam z chorobą, której przeciwdziałaniu poświęcił lata pracy, staje się symbolem nie tylko politycznego, ale i osobistego zaangażowania w walkę z nowotworami.

Dla nas, jako redakcji i jako ludzi, to również temat osobisty – nowotwory dotykają naszych bliskich, przyjaciół, współpracowników. Choroby nie omijają nikogo – ani zwykłych obywateli, ani głów państw. I fałszem jest twierdzenie jakoby cudowna pigułka na raka była ukrywana przez światowy spisek, skoro nie mogą z niej skorzystać nawet najpotężniejsi ludzie na świecie.

A co wydarzy się dziś na rynkach finansowych?

Na warszawskiej giełdzie trwa sezon wyników – raporty kwartalne opublikują dziś m.in. JSW, MLP Group, Shoper, Answear.com, Digital Network, Comp, Ulma, Vercom, PCC Rokita, PCC Exol oraz Enea. Dodatkowo, na konta akcjonariuszy Santandera trafi dziś 46,37 zł dywidendy na akcję – to jeden z najwyższych tegorocznych wypłat na GPW.

Za oceanem inwestorzy czekają na wyniki detalicznego giganta Home Depot, który wcześniej rozczarował prognozami – spółka spodziewa się wzrostu sprzedaży na poziomie 2,8%, co jest poniżej oczekiwań analityków. Również dziś raport opublikuje Palo Alto Networks – dostawca usług cyberbezpieczeństwa, który w poprzednim kwartale zyskał na rosnącym popycie związanym z AI i modernizacją chmur obliczeniowych.

A o czym piszemy dziś w Pulsie Biznesu?

– „Russkij mir jest innym mirem niż nasz” – mówi Rafał Brzoska w obszernym wywiadzie udzielonym naszej redakcji, podkreślając, że Rosja nie zrezygnuje z imperialnych ambicji, a pokój nastanie tylko dlatego, że wojna stanie się zbyt kosztowna. Założyciel InPostu przekonuje, że Polska musi inwestować w gospodarkę i zbrojenia mądrze – nie przez jeden państwowy koncern, lecz przez rozwój sektora prywatnego. Wskazuje technologie kosmiczne i AI jako szansę na przyszłość i apeluje o aktywny udział Polski w odbudowie Ukrainy.

“Wojna i pokój według Brzoski” - bardzo ciekawy wywiad przeprowadzony nie na kolanach, tylko w Pulsie Biznesu.

No i giełda. Choć po pierwszej turze wyborów prezydenckich GPW zareagowała spadkami, analitycy podkreślają, że nie oznacza to końca hossy. Artykuł o tych reakcjach napisał Kamil Kosiński. Rynek pozostaje pod wpływem silnych fundamentów – dobrej kondycji gospodarki i oczekiwań na obniżki stóp procentowych. Zwycięstwo Karola Nawrockiego może zakończyć okres lepszej relatywnej kondycji GPW, ale nie musi oznaczać spadków. Obecna przecena to raczej korekta wywołana zaskoczeniem wyborczym i sytuacją globalną, niż trwała zmiana trendu.

Rozmowa z Tomaszem Włostowskim, EU Strategies

Puls Biznesu: Trwa wojna w Ukrainie, Zachód szuka kolejnych sposobów, by wywrzeć presję na Moskwę. Sankcje wobec Rosji są jednym z głównych narzędzi tej presji, ale po trzech latach wojny pytanie brzmi, co jeszcze można zrobić i czy Unia Europejska wciąż mówi w tej sprawie jednym głosem? Choć zaczniemy od innego tematu. Czy słyszał Pan określenie „Brentrance”?

Tomasz Włostowski: Nie.

Puls Biznesu: „Brentrance” to określenie, które czasem pojawia się w komentarzach dotyczących niedawnej umowy handlowej między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Wprowadzono w niej m.in. nowe zasady kontroli żywności. Wydaje się, że Zjednoczone Królestwo zbliża się z powrotem do Unii. Czy Pana zdaniem reintegracja jest możliwa?

Tomasz Włostowski: Reintegracja jest możliwa i konieczna, ale raczej nie w formie ponownego przystąpienia Wielkiej Brytanii do UE – to z różnych powodów jest temat bardzo odległy. Pamiętajmy jednak, że Unia to jak cebula – ma wiele warstw integracji. Wielka Brytania jest po prostu skazana na bliższą współpracę z Unią, a Unia z nią. Brexit powszechnie uważa się za porażkę – nie przyniósł oczekiwanych korzyści. Dodatkowo, wycofywanie się USA z Europy oraz zagrożenie ze strony Rosji zbliżają obie strony do siebie. W Londynie niezależnie od partii, która rządzi, Rosja postrzegana jest jako zagrożenie – podobnie jak w UE, choć tam jest to bardziej zróżnicowane.

Puls Biznesu: Rosja przez ostatnie lata pokazała swoją brutalność, także na terenie UE – choćby zabijając przeciwników politycznych. To jeden z powodów, dla których sankcje wobec Moskwy miały dotąd charakter niemal jednomyślny. Na jakie jeszcze sankcje Unia mogłaby się zdecydować, by realnie zabolały Kreml? Które kraje mogą się im sprzeciwiać i czy przy obecnych realiach politycznych w ogóle da się takie środki wprowadzić?

Tomasz Włostowski: Dzieje się kilka rzeczy naraz. Po pierwsze – pojawiło się ryzyko związane z tym, że prezydent Putin znalazł nowego „przyjaciela” w Waszyngtonie. To może wzmocnić przeciwników sankcji w Europie, jak premierzy Węgier czy Słowacji. Pamiętajmy – do tej pory obowiązuje zasada jednomyślności. Jeśli jednak Unia miałaby wolę i jednomyślność, to można byłoby uderzyć mocniej – na przykład sankcjami na Nord Stream 2 czy gaz ogółem. Komisja Europejska przedstawiła niedawno plan odejścia od rosyjskich paliw kopalnych – nie sankcyjny, ale legislacyjny.

UE grała wcześniej kluczową rolę w umożliwieniu eksportu rosyjskiej ropy – poprzez ubezpieczenia, statki, finansowanie. To się skończyło, ale nadal można by uderzyć mocniej – zakazując firmom unijnym jakiegokolwiek udziału w tych transakcjach. Moim zdaniem najsilniejszym, a dotąd niewykorzystanym środkiem byłby zakaz importu do UE produktów wytworzonych z rosyjskiego gazu i ropy – niezależnie od tego, czy bezpośrednio pochodzą z Rosji, czy z krajów trzecich.

Puls Biznesu: Ale czy takie środki można by wprowadzić mimo braku jednomyślności?

Tomasz Włostowski: To bardzo dobre pytanie. Formalnie nie – sankcje wymagają jednomyślności. Ale są pewne obejścia. Po pierwsze, Komisja szuka alternatywnych ścieżek – np. taryfowych. Przykładem są wysokie cła na rosyjskie nawozy, które nie przeszłyby jako sankcje, ale przeszły jako legislacja celna. Rada i Parlament popierają tę propozycję, więc wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Po drugie, pojawiają się głosy, że być może można obejść jednomyślność w sankcjach, stosując zwykłą ścieżkę legislacyjną. To oczywiście dłuższa procedura i pozbawiona efektu natychmiastowości, ale działa. Przykładem jest wspomniany już plan odejścia od rosyjskich paliw kopalnych – formalnie nie są to sankcje, ale de facto mają taki skutek. Komisja wyraźnie przygotowuje się na sytuację, w której sankcje nie będą możliwe do przedłużenia tradycyjną drogą i szuka legislacyjnych alternatyw.

Puls Biznesu: Wspomniał Pan, że Władimir Putin znalazł „przyjaciela” w osobie Donalda Trumpa. Oczywiście nie wiemy, jakie są ich rzeczywiste relacje, ale Trump otwarcie deklaruje chęć normalizacji stosunków z Moskwą. Po niedawnej rozmowie z Putinem napisał w mediach społecznościowych o „nieskończonych możliwościach biznesowych” po takim resecie. Jakie korzyści USA mogłyby mieć z takiego zwrotu i jak może to wpłynąć na politykę Europy wobec Rosji?

Tomasz Włostowski: To złożone zagadnienie, ale w skrócie – każdy prezydent USA, poza Bidenem, próbował resetu z Rosją. I każdy z tych resetów kończył się fiaskiem, bo interesy Stanów i Rosji są sprzeczne. Ten mit Rosji jako Eldorado dla zachodnich inwestorów ciągle żyje – szczególnie w sektorach surowcowych i energetycznych. Ale praktyka pokazuje, że większość firm się tam sparzyła. Warunki prowadzenia działalności w Rosji są trudne, panuje korupcja, pojawiają się wrogie przejęcia (rejderstwo), a bezpieczeństwo prawne jest iluzoryczne.

Firmy amerykańskie nie przebierają nogami, żeby wrócić. Po pierwsze – rynek jest trudny, po drugie – ogromne ryzyko regulacyjne. Kadencja Trumpa trwa jeszcze tylko 3,5 roku, a szansa na trwały pokój z Rosją czy Ukrainą w tym czasie jest minimalna. Może nastąpić zawieszenie broni, ale nikt nie wierzy w jego długowieczność. Sankcje mogą wrócić po zmianie prezydenta w USA lub w UE. Inwestorzy to wiedzą. Dlatego nie spodziewam się wielkiego powrotu amerykańskiego kapitału do Rosji – to byłoby zbyt ryzykowne.