Polska-UE: kompromis rybny jest coraz bliżej

Mirosława Wszelaka
opublikowano: 2000-12-19 00:00

Polska–UE: kompromis rybny jest coraz bliżej

Polska i UE są bliskie zawarcia porozumienia o pełnej liberalizacji handlu rybami i ich przetworami. Na przeszkodzie stoją jeszcze tylko dwie kwestie. UE nie chce zaakceptować podwyższonej stawki celnej na śledzie. Jednocześnie żąda uregulowania nadmiernego — jej zdaniem — importu ryb z Norwegii.

Wszystko wskazuje na to, że porozumienie o liberalizacji handlu rybnego zostanie zawarte w ciągu kilkunastu dni. Jedyne zastrzeżenie, jakie ostatnio zgłosiła Bruksela do polskiego stanowiska, dotyczy postulowanych przez naszych rybaków podwyższonych stawek celnych na śledzie. Na to się z kolei nie chcieli zgodzić rodzimi przetwórcy. Jednak zdaniem Zdzisława Gandery, dyrektora Departamentu Rybołówstwa w Ministerstwie Rolnictwa, oczekiwany kompromis zarówno z UE, jak i między rybakami oraz przetwórcami jest już bliski.

— Liczymy na szybkie porozumienie polskich rybaków i przetwórców, które pozwoli na zamknięcie rozmów o liberalizacji. Na szczęście obie strony są jej zwolennikami — mówi Zdzisław Gandera.

Trzy stopnie

Obecnie w handlu rybnym z UE obowiązują różne stawki celne. Wynoszą one od 5 do 25 proc., w zależności od stopnia przetworzenia i gatunku ryby. Liberalizacja będzie polegała na zmniejszaniu ceł w trzech etapach. Obie strony preferują stopniową redukcję stawek tak, by przygotować się na pełną liberalizację krajowego rynku w chwili przystąpienia Polski do UE.

Problem śledzia

Pierwszy etap zmian miałby zacząć obowiązywać zaraz po podpisaniu porozumienia spodziewanego na początku przyszłego roku. Ostatni — od 2003 r. , czyli z chwilą zakładanego przez rząd uzyskania członkostwa Polski w UE. Według tego planu, najpierw stawki celne dwukrotnie zostaną obniżone o 30 proc. Ostatnim krokiem ma być pełna liberalizacja. Wyjątek, którego nie zaakceptowała Bruksela, dotyczył... śledzi. W polskim stanowisku dwie pierwsze obniżki cła wynoszą po 20 proc., zaś trzecia — 60 proc.

— Jedyne ustępstwo, na które możemy pójść, to obniżenie ostatniej stawki do 50 proc. — twierdzi Marek Gzel, sekretarz Zarządu Głównego Stowarzyszenia Armatorów Rybackich.

Nie wiadomo, czy Unia się na to zgodzi.

Innym problemem są śledzie z Norwegii. Polska na mocy umowy o wolnym handlu z krajami EFTA jest głównym importerem bezcłowych ryb z tego państwa. To powoduje, że saldo w handlu zagranicznym rybami od kilku lat jest ujemne. W 1999 roku osiągnęło sumę 50 mln USD (215 mln zł). Tymczasem sprzedaż norweskich ryb na rynki europejskie jest obłożona wysokimi cłami. Dlatego według UE sytuacja musi się zmienić.

Zdaniem Macieja Dlouhego, prezesa Krajowej Izby Rybackiej, czeka nas prawdziwa bitwa z Norwegami, którzy łatwo nie zrezygnują z tak chłonnego rynku, jakim jest Polska. Nasz kraj importuje z Norwegii 135 tys. ton śledzi rocznie bez cła. W całej UE kontyngent na import śledzia wynosi 30 tys. ton.

— Unia nie zgodzi się nawet na częściową liberalizację handlu rybnego z Polską, zanim nie uregulujemy handlu z Norwegią. Problem dotyczy wprowadzenia stawek celnych, które ograniczyłyby import śledzi po niezwykle konkurencyjnych cenach. Inaczej — zdaniem Brukseli — Polska mogłaby się stać krajem tranzytowym w przepływie taniego śledzia z Norwegii — tłumaczy Maciej Dlouhy.

Masowy import bezcłowych śledzi z Norwegii spowodował m.in. upadek wielu zakładów przetwórczych.

— Z około 40 zakładów produkujących filety śledziowe obecnie zostały jedynie cztery — dodaje Maciej Dlouhy.

To jest szansa

UE stwarza polskim rybakom szansę na wzrost eksportu dorszy i łososi. Polska otrzyma też szansę na promocję śledzi bałtyckich. W zakresie połowów ryb Unia wciąż nie jest samowystarczalna. Ograniczają ją corocznie zmniejszane limity połowowe. W całej „piętnastce” roczne odłowy ryb wynoszą od 6 do7 mln ton. Jednak prawie połowa tej sumy przypada na Hiszpanię. Taki sam jest import ryb na rynki UE.