Polskie chemiczne nadzieje

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2024-01-01 15:00

Zielona transformacja wymusza na branży duże wydatki, ale może też dać jej nieźle zarobić. Firmy liczą, że unijne regulacje uchronią je przed nierówną walką z konkurentami z Dalekiego Wschodu - o tym mówi Tomasz Zieliński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Czy nowy rok będzie dla polskiego przemysłu chemicznego łaskawszy niż wyjątkowo trudny miniony (patrz: ramka)?

Tomasz Zieliński: Na sytuację w naszej branży w 2024 r. wpływać będzie kilka kluczowych czynników - to w dalszym ciągu wojna w Ukrainie i rozwój konfliktu na Bliskim Wschodzie, postawa producentów ropy naftowej, będącej podstawowym surowcem dla przemysłu chemicznego, oraz skuteczność wprowadzania w życie regulacji europejskich. W tym kontekście należy wymienić tzw. zieloną transformację. Dla chemii, będącej branżą energochłonną, jest to przede wszystkim transformacja energetyczna, czyli z jednej strony kwestie dofinansowania inwestycji w niskoemisyjne i odnawialne źródła energii, a z drugiej - stworzenie ram prawnych pozwalających rozwijać technologie wspierające tego typu zmiany w naszym sektorze. Mam na myśli np. technologie wychwytywania, transportowania i magazynowania lub zagospodarowania dwutlenku węgla, czyli CCS/U, wykorzystania wodoru czy energii jądrowej. Unijne wymogi są bardziej restrykcyjne. Przy wprowadzaniu ich w życie należy uwzględnić poziom rozwoju i stopień przygotowania naszej gospodarki do proponowanych zmian. Oczywiście transformacja jest niezbędna, ale nie możemy sobie pozwolić na uduszenie naszego przemysłu.

W 2024 r. możemy spodziewać się wzrostu popytu na wszelkie materiały potrzebne do transformacji energetycznej. W związku z dużymi inwestycjami w czystą energię będzie rosło zapotrzebowanie na materiały do akumulatorów i baterii do pojazdów elektrycznych, czynników chłodniczych do pomp ciepła, turbin wiatrowych czy półprzewodników. Krótko mówiąc: jako branża mamy nadzieję, że to będzie lepszy rok niż miniony.

PB: Jednym z powodów osłabienia kondycji europejskiej chemii jest wpływ zewnętrznych rynków, zwłaszcza chińskiego. Tańsze produkty z Azji zaczęły wypierać niemieckie, francuskie i polskie, gdy tylko Unia uchyliła drzwi. Jak temu zaradzić?

Musimy oczywiście dążyć do ochrony rynku wspólnotowego. Gdyby unijna administracja nie zabezpieczyła w należyty sposób granic Wspólnoty, europejskiemu rynkowi chemicznemu groziłoby potężne załamanie.

W lutym UE ogłosiła plan przemysłowy Zielonego ładu. Jego celem jest ukrócenie praktyk polegających na przenoszeniu produkcji związanej z emisją dwutlenku węgla z państw europejskich poza Wspólnotę. Chodzi oczywiście o ominięcie restrykcyjnej polityki klimatycznej UE. Pamiętajmy, że produkcja poza UE jest zazwyczaj znacznie mniej ekologiczna. W dodatku bardzo trudno sobie wyobrazić sprawną kontrolę chociażby śladu węglowego i wypełniania celów emisyjnych przez chińskich producentów. W efekcie globalna emisja CO2 wcale nie spada, tymczasem wpływy do unijnego budżetu i inwestycje się kurczą, a miejsc pracy ubywa. Tym negatywnym zjawiskom musimy się przeciwstawić.

Dziś wiele europejskich firm działa, wykorzystując tylko część, czasami zaledwie dwie trzecie mocy produkcyjnych. Chcielibyśmy działać na 100 proc. i mieć gdzie sprzedawać produkty. Rynkiem dla nich powinna być Europa.

W najbliższych miesiącach Unię czeka więc praca zarówno nad nowymi rozwiązaniami legislacyjnymi, jak i usprawnianie już istniejących mechanizmów ochrony rynku w tym m.in. rewizja rozporządzenia REACH. Duży wpływ na kondycję naszej branży w najbliższej przyszłości będą miały wszelkie działania unijne, których celem jest ochrona wspólnotowego rynku przed nieuczciwą konkurencją państw trzecich. Liczę na pozytywny wpływ nowych regulacji także na polski przemysł chemiczny.

PB: Przemysł chemiczny to bardzo różnorodna produkcja. Które segmenty mają w najbliższym czasie największe szanse na rozwój?

Najbardziej obiecująco wyglądają perspektywy dla szeroko rozumianej branży tworzyw sztucznych. Na topie jest gospodarka obiegu zamkniętego, rozwija się recykling, projektowane są nowe, zrównoważone wyroby. Prognozy, zbieżne zresztą z prognozami z poprzednich lat, wskazują, że podsektor petrochemiczny prawdopodobnie odnotuje prawie czterokrotnie wyższy wzrost niż rafineryjny. Ma to oczywiście związek z większym - na poziomie globalnym - wykorzystaniem gazu ziemnego w produkcji petrochemikaliów.

Trzeba przy tym pamiętać, że cała branża chemiczna jest przemysłem energochłonnym i jej przyszłość - bliska i dalsza - zależy od kosztów energii.

PB: Czy przyszłość całej europejskiej i polskiej chemii istotnie się różni?

Dla naszego przemysłu najważniejszym rynkiem zbytu jest nasz kraj. W odróżnieniu od wielu krajów Europy Zachodniej Polska ma deficyt w handlu zagranicznym chemikaliami na poziomie kilkunastu miliardów euro. Nasz rodzimy rynek boryka się niestety z wieloma trudnościami spowodowanymi krajową polityką z kilku ostatnich lat. Wsparcie dla rozwoju branży chemicznej było zdecydowanie niewystarczające. Wypłata funduszy z KPO została na długi czas zablokowana, zabrakło programów wsparcia innowacji, a brak realizacji polityki unijnej dotyczącej zielonej transformacji postawił nas daleko w tyle za resztą Europy.

Ciężkie czasy dla chemii

Nasz przemysł chemiczny ma za sobą wyjątkowo trudny rok. O kondycji branży mogą świadczyć dane giełdowe. Podczas gdy WIG i WIG20 urosły odpowiednio o prawie 30 proc. i 29,7 proc., subindeks WIG Chemia skurczył się o 5,4 proc. Wpłynął na to głównie spadek notowań Grupy Azoty. Akcje największej firmy chemicznej w kraju potaniały o ok. 38 proc.