Porażka leśnej dyplomacji

opublikowano: 14-06-2018, 22:00

Gospodarkę leśną będą wkrótce regulować nowe unijne przepisy. Nie zadbaliśmy o to, by były dla nas korzystne. Ucierpią przemysły: drzewny, płytowy, meblowy i papierniczy

To, ile drewna z polskich lasów trafi do przemysłu, od przyszłej dekady będzie zależało m.in. od unijnej regulacji LULUCF (Land Use, Land-Use Change and Forestry). To akt prawny, który dzięki wprowadzeniu nowych zasad gospodarowania zasobami leśnymi ma doprowadzić w latach 2021-30 do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych w UE. Wciąż trwają prace nad ostatecznym kształtem tej regulacji, ale część ustaleń już poczyniono, np. wyznaczono tzw. okres referencyjny. Na jego podstawie będą ustalane limity pozyskania drewna na kolejne lata. Po wielomiesięcznych konsultacjach z przedstawicielami rządów państw członkowskich Rada i Parlament Europejski zdecydowały, że będzie to dekada 2000-09.

Pechowa dekada

Co to oznacza dla naszej gospodarki? W Polsce z roku na rok do przemysłu trafia coraz więcej drzewnego surowca. Ponadto, ponieważ rośnie średni wiek drzew, zasobność, czyli ilość drewna na jednostkę powierzchni, oraz lesistość, tj. powierzchnia lasów, można było mieć nadzieję, że przez kilkanaście lat pozyskiwanie surowca będzie się zwiększało. Tak było zresztą dotychczas. Głównym dostarczycielem drewna są oczywiście Lasy Państwowe (LP). W 2017 r. pozyskały i sprzedały 40,5 mln m sześc., czyli prawie 2 mln m sześc. więcej niż rok wcześniej. Plany na ten rok zakładają 43 mln m sześc. Tymczasem średnie roczne pozyskanie drewna w LP w latach 2000-09, które będzie bazą do ustalenia limitów na kolejne lata, aż do 2030 r., wyniosło tylko 29 mln mln sześc. Nie oznacza to — jak zapewnia Ministerstwo Środowiska (MŚ) — że pozyskanie surowca w LP spadnie do średniej z tego okresu.

Według resortu, jeszcze „nie można stwierdzić, jakie są niedobory i czy w ogóle występują”. Limity dla kolejnych lat będą dopiero wyliczone przez specjalny zespół, złożony m.in. z przedstawicieli MŚ, LP i Biura Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej (BULiGL), który ma uwzględnić np. zmieniającą się strukturę wiekową drzewostanów. Wyniki jego prac powinny być znane jesienią (KE ma je dostać w grudniu).

— Do obliczeń będzie zastosowana bliżej nieznana nam metodologia, dzięki której ten poziom ma być możliwie wysoki. Na razie zapewniono nas jedynie, że nie będzie on niższy niż 40 mln m sześc., a raczej będzie wyższy — mówi Bogdan Czemko, dyrektor Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego (PIGPD).

40 mln m sześc. dotyczy jednak nie tylko LP, ale całego krajowego pozyskania — z lasów wszystkich form własności. Według ostatniej Wielkoobszarowej Inwentaryzacji Stanu Lasów, wykonanej przez BULiGL, w ciągu ostatnich 10 lat z innych lasów niż zarządzane przez LP pozyskiwano przeciętnie rocznie około 4,7 mln m sześc.

— Zapewne podobnie jest dziś. To zaś oznacza, że aby LP mogły pozyskiwać tyle drewna, ile ostatnio, to poziom referencyjny musiałby wynosić co najmniej 46 mln m sześc. — szacuje Bogdan Czemko.

Niekorzystne szacunki

Uzyskanie takiego wyniku, wobec średniego poziomu pozyskania surowca w Polsce w przyjętym okresie referencyjnym, może być bardzo trudne. Na to, że oparcie się na średniej z lat 2000-09 jest dla Polski niekorzystne, wskazują m.in. analizy, do których dotarł „PB”. Sporządzono je na podstawie danych m.in. Instytutu Badawczego Leśnictwa, Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami, resortu środowiska i LP. Według obliczeń, przyjęty okres rozliczeniowy spowoduje, że średnie roczne pozyskanie drewna w państwowych lasach wyniesie: w latach 2017- 20 37,9 mln m sześc., w latach 2021-25 — niespełna 39,2 mln m sześc., a w latach 2026-30 — 40,75 mln m sześc. Oszacowano też, że gdyby za okres rozliczeniowy przyjąć lata 2010-19, limity byłyby przeciętnie o ponad 2,7 mln m sześc. rocznie wyższe. Gdyby zaś bazować na danych z okresu 2015-19 — byłoby średnio aż o 6 mln m sześc. więcej. Jędrzej Kasprzak, wiceszef Stowarzyszenia Producentów Płyt Drewnopochodnych w Polsce (SPPD), uważa, że poziomem referencyjnym dla naszego kraju powinna być następna dekada. Zdaniem Bogdana Czemki, na przyjętym już okresie referencyjnym Polska wyszła najgorzej ze wszystkich krajów unijnych, które dysponują większym potencjałem leśnym.

— Finlandia wynegocjowała sobie spore dodatkowe limity, zapisane od razu w samej dyrektywie LULUCF. Niemcy i Szwedzi, którzy są naszą największą konkurencją, nie tracą prawie nic. Pomaga im w tym fakt, że w okresie 2000-09 przeszły tam liczne i bardzo silne huragany, które skokowo zwiększyły pozyskanie — twierdzi dyrektor PIGPD.

Resort kluczy

Zapytaliśmy resort środowiska, który negocjował kwestie związane z dyrektywą LULUCF, za jakim okresem referencyjnym opowiadał się w trakcie rozmów, jakie argumenty i dokumenty przytaczał oraz jakie podjął działania, aby wybrano korzystniejszy dla Polski przedział czasowy. Chcieliśmy też wiedzieć, kto konkretnie go reprezentował w tych rozmowach. Niestety, nie dostaliśmy odpowiedzi. Biuro prasowe resortu odpisało m.in., że „Polska dążyła do jak najkorzystniejszego zapisu odnośnie do metodyki ustanawiania poziomu referencyjnego dla lasów”, że „korzystne jest kontynuowanie stosowania poziomu referencyjnego jako referencji dla lasów”. Z drugiej jednak strony, „Polska nigdy nie popierała zawartych w rozporządzeniuLULUCF rozwiązań (w szczególności wobec metodyki ustanawiania poziomu referencyjnego dla lasów)”. Ma o tym świadczyć sprzeciw Polski wyrażony w głosowaniu w październiku 2017 r. i 14 maja tego roku. Na koniec przyznaje, że „pomimo wielokrotnego sprzeciwu Polski, rozporządzenie LULUCF wejdzie w życie ze względu na tryb zatwierdzania legislacji w UE, gdzie nie jest wymagana jednomyślność, a nie ma wystarczającej mniejszości blokującej”.

— Polska dyplomacja poniosła totalną porażkę, bo przyjęto bardzo niekorzystne dla nas wyjściowe zasady. W kraju zabrakło informacji, że coś takiego jak LULUCF jest negocjowane, nie zaangażowano w to ani organizacji przedsiębiorców, ani tych instytucji, które teraz prosi się o pomoc. Chyba nawet Ministerstwo Rozwoju nie miało o niczym pojęcia — komentuje dyrektor PIGPD.

Łukaszenka nie pomoże

Wkrótce, bo już za dwa i pół roku, doczekamy się konsekwencji.

— Możemy zapomnieć o tym, że pozyskanie drewna w polskich lasach będzie rosło, mimo że pozwalają na to wciąż warunki przyrodnicze i dobrze do tej pory prowadzona gospodarka leśna — mówi Jędrzej Kasprzak. Mimo że w ostatnich latach pozyskanie i sprzedaż drewna rosły, na rynku był niewielki jego deficyt. Wynikało to głównie z rozwoju przemysłu, który bazował na tym surowcu, powstawaniu kolejnych fabryk płyt drewnopochodnych, papierniczych, meblarskich itd.

— W związku z wejściem w życie nowych regulacji, deficyt zapewne się pogłębi — mówi wiceszef SPPD. Dotychczas część surowca przerabianego w Polsce sprowadzano ze Wschodu, głównie z Białorusi (kiedyś nawet 3 mln m sześć. rocznie). Zdaniem Jędrzeja Kasprzaka, obecnie coraz mniej drewna będzie można stamtąd przywieźć, ponieważ duże rosyjskie i zachodnioeuropejskie koncerny postawiły tam swoje fabryki i władzom w Mińsku zależy, żeby miały surowiec.

— Prezydent Aleksandr Łukaszenka już zapowiedział, że sprzedaż za granicę białoruskiego drewna w ogóle zostanie wstrzymana — mówi Jędrzej Kasprzak.

Bogdan Czemko dodaje, że teoretycznie istnieje możliwość dokupowania jednostek od krajów, które debetów nie mają. Jednak trudno przypuszczać, by Polskę było na to stać, dlatego takiego scenariusza raczej nikt nie zakłada. Zdaniem dyrektora PIGPD, dalekosiężnym skutkiem nowej sytuacji może być wypchnięcie przez zachodnich konkurentów polskich firm sektora drzewnego z wielu rynków i tym samym zablokowanie ich rozwoju. Oprócz przemysłu drzewnego, producentów płyt, chodzi również o producentów mebli, czyli branży, w której Polska jest w europejskiej czołówce, ale także o wytwórców palet oraz celulozy i papieru. Ucierpią również LP, bo przecież ich przychody w zdecydowanej większości, bo blisko 90 proc., opierają się na sprzedaży drewna.

30 mld zł Taką kwotę przekraczają roczne przychody polskiego przemysłu drzewnego. To 2,3 proc. PKB.

42 mld zł Takie roczne przychody ma polska branża meblarska, ponad 90 proc. jej produkcji trafia na eksport.

10 mln m sześc. Tyle płyt drewnopochodnych produkuje się rocznie w Polsce. To 12 proc. produkcji w całej UE.

 

 

 

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Bartłomiej Mayer

Polecane