Prawo Rząd obiecuje firmom więcej wolności. To samo obiecał firmom Leszek Miller
Pakiet Kluski to stary projekt rządu SLD po drobnym liftingu — twierdzą eksperci. I jak tamten może się rozmyć.
Wczorajszej konferencji prasowej premiera Jarosława Kaczyńskiego na warszawskiej giełdzie towarzyszyło uczucie deja vu. Oto premier prezentuje propozycje zmian w ustawie o swobodzie gospodarczej, będącej pierwszym etapem wprowadzania tzw. pakietu Kluski: jedno okienko, przyspieszenie rejestracji firm, zmniejszenie biurokracji, ograniczenie kontroli firm. Nowelizacja ma ułatwić życie firmom i sprzyjać gospodarce. Brzmi dobrze, ale skądś już to znamy.
Liftingowany projekt
Eksperci twierdzą, że rozwiązania te nie są niczym nowym. Zdecydowana ich większość jest już zapisana w przepisach. Nie wszystkie jeszcze weszły w życie (np. rejestracja firmy w jednym okienku), inne nie są przestrzegane przez urzędników (np. ograniczenia kontroli firm).
— Obawiam się, że jeśli rząd nie zdyscyplinuje urzędników do respektowania prawa o swobodzie gospodarczej (a małe są na to szanse), to duża część tej nowelizacji pozostanie martwą literą prawa — uważa Katarzyna Urbańska, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych (PKPP) Lewiatan.
Projekt w ciągu kilku tygodni ma trafić do Sejmu.
Krytycznie o pakiecie Kluski wypowiada się Małgorzata Okońska-Zaremba, współtwórca ustawy o swobodzie, wiceminister gospodarki w rządzie Leszka Millera (zastępczyni Jerzego Hausnera). Jej zdaniem, pakiet Kluski to praktycznie zdublowana propozycja z 2004 r.
— Część projektów, które przedstawiono, już się znajduje w ustawie o swobodzie, którą wprowadził rząd Leszka Millera. O jednym okienku dla zakładających firmy jest mowa w art. 23. Miało ono wejść w życie już 1 stycznia 2007 r. Nie weszło, gdyż obecny rząd odsunął termin do października 2008 r. Teraz znowu mówi się o jednym okienku. Z tą różnicą, że zamiast w gminie okienko ma być w urzędzie skarbowym. Wątpliwe, by to było korzystniejsze dla firm. Mówi się o jednym wniosku o zarejestrowanie firmy. To już jest zapisane w obecnym art. 27. Chce się przyspieszyć rejestrację firm do trzech dni. Proszę zajrzeć do art. 29, który już mówi o tym terminie. Również elektroniczne składanie wniosków przewiduje art. 40 — wylicza Małgorzata Okońska-Zaremba.
Jej zdaniem, zapisy pakietu Kluski to nic innego jak cytaty z millerowskiej ustawy o swobodzie z lekkim liftingiem.
— Zasada jednej kontroli w tym samym czasie w firmie jest ujęta w art. 82. Owszem, obecnie proponowany zapis skraca z 4 do 2 tygodni czas trwania kontroli w małych firmach. To dobra propozycja — mówi była wiceminister.
Na wczorajszej konferencji prasowej Michał Krupiński, wiceminister skarbu podkreślił, że obecnie jest siedem wyjątków od zasady jednej kontroli w tym samym czasie i jego projekt zmniejszy ich liczbę. W projekcie zaś takich wyjątków naliczyliśmy... osiem.
Wina urzędników
Czemu więc ma służyć nowelizacja tej ustawy? Propagandzie czy prawdziwym zmianom? Jedno jest pewne: bez zdyscyplinowania urzędników i organów kontrolnych propozycje premiera Kaczyńskiego pozostaną na papierze.
— Ten projekt gładko przejdzie przez parlament. Nie ma jednak pewności, że w praktyce zadziała tak, jak oczekuje rząd. Gdy rząd Millera wprowadzał ustawę o swobodzie, rozmaite lobby urzędnicze broniły się przed utratą władzy. Po części skutecznie. Kontroli firm nie ograniczono. Rząd powinien wymóc na urzędnikach respektowanie przepisów o swobodzie. W przeciwnym razie pakiet Kluski pozostanie martwym zapisem — dodaje Katarzyna Urbańska.
Czy ten rząd da sobie radę z krnąbrnymi urzędnikami?
— Myślę, że tak. Konieczne jest zlikwidowanie uznaniowości. Tylko wtedy zwycięży swoboda — mówi Małgorzata Okońska-Zaremba.
Rząd Jarosława Kaczyńskiego nie patyczkuje się z urzędnikami. Właśnie pracuje nad tzw. opcją zerową w skarbówce, czyli lustracją zatrudnienia. Na fiskusa padł blady strach.