Prezes Code ucieka sądom

Dawid Tokarz
opublikowano: 2006-11-17 00:00

Marek G. od kilku lat ma problemy, także dzięki „PB”, z wymiarem sprawiedliwości. Jednak w żadnej sprawie karnej nie został skazany.

Tylko przez dziesięć ostatnich dni Marek G. musiał odwiedzić sąd aż trzy razy w trzech różnych sprawach. Kiedyś stawał tam jako sędzia, a potem — adwokat.

Teraz bohater wielu naszych tekstów zjawia się w sądach jako były szef i właściciel krakowskiej spółki Code, w którą PZU Życie i Totalizator Sportowy wpompowały ponad 100 mln zł. Za każdym razem jako oskarżony. Lista prokuratorskich zarzutów jest długa: niekorzystne rozporządzenie mieniem znacznej wartości (zagrożenie: rok do 10 lat więzienia), wyrządzenie szkody w wielkich rozmiarach (rok do 10 lat), wyłudzenie kredytu (od 3 miesięcy do 5 lat), udaremnienie zaspokojenia wierzycieli (od 3 miesięcy do 5 lat), fałszerstwo weksla (od 3 miesięcy do 5 lat).

W każdym wypadku chodzi o miliony złotych.

Gra na zwłokę

— Jako prawnik Marek G. korzysta z wszystkich możliwości gry na zwłokę. Składa coraz to nowe wnioski dowodowe, występuje o akta innych postępowań, powołuje świadków, w ostateczności on albo jego obrońca nie stawiają się przed sądem z powodu choroby. Efekt? Co prawda ma zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, ale w żadnej z wielu spraw karnych nie został do dziś skazany — mówi prawnik jednego z wierzycieli Code.

— Ostatnio dostał 23 tys. zł od sądu za pomoc syndykowi w prowadzeniu upadłości — piekli się szef kolejnego z wierzycieli.

Niezadowoleniu wierzycieli trudno się dziwić. Będą musieli obejść się smakiem: długi Code to ponad 200 mln zł, majątek — góra 70 mln zł.

Na polecenie rady wierzycieli Mariusz Niziołek, syndyk Code, kilka tygodni temu poskarżył się Ministerstwu Sprawiedliwości na przewlekłość jednego ze śledztw. Chodzi o postępowanie prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Krakowie z zawiadomienia syndyka (szkody wyrządzone przez Marka G. wyliczył na prawie 150 mln zł).

Odbijanie piłeczki

„Świadkowie wzywani są na przesłuchania co jakiś czas, a nie w sposób skoncentrowany, co umożliwia nie tylko uzgadnianie przez nich wersji wydarzeń, ale i zacieranie przez sprawców śladów przestępstwa (…) W sprawie, mimo upływu 2 lat od daty zawiadomienia, nie przedstawiono dotychczas żadnych zarzutów, a dopuszczona ostatnio opinia biegłego nie zmierza do merytorycznego zakończenia postępowania” — czytamy w skardze.

— Śledztwo prowadzone jest prawidłowo. Nie podzielamy zastrzeżeń syndyka, który zamiast się skarżyć, mógłby wykazać się jakąkolwiek inicjatywą dowodową — odbija piłeczkę prokurator Andrzej Szutowski, nadzorujący postępowanie z ramienia Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

A śledztwa i sprawy sądowe ciągną się…