Pomostówki a’la rząd przynosiłyby 10 mld zł oszczędności rocznie. Lech Kaczyński wolał danie przygotowane przez OPZZ i Solidarność.
Miała być reforma, będą strajki — to efekt wczorajszej decyzji prezydenta, który zawetował ustawę o emeryturach pomostowych (świadczenia wypłacane od momentu zakończenia pracy do osiągnięcia wieku uprawniającego do emerytury powszechnej).
— To niesprawiedliwa ustawa, bo jednym osobom przyznaje prawo do pomostówki, a innej, urodzonej kilka dni później, już nie. Obniża też wysokość wcześniejszych emerytur. W trakcie prac nad ustawą rząd zignorował dialog społeczny — uzasadnia prezydent Lech Kaczyński.
— Czy sprawiedliwe jest, że kilkanaście milionów pracujących co miesiąc płaci na przywileje dla pewnej grupy? To nieodpowiedzialna decyzja, która zagraża stabilności systemu emerytalnego i oznacza miliardowe dopłaty w obliczu kryzysu — mówi Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO.
Według rządowej koncepcji, prawo do emerytur pomostowych mieli wykonujący pracę z listy 36 prac w szczególnych warunkach i 24 o szczególnym charakterze, którzy pracowali przed 1999 r.
Jeśli Sejm nie odrzuci weta prezydenta, od 1 stycznia nikt z osób pracujących w szczególnych warunkach lub wykonujące pracę o szczególnym charakterze nie będzie mógł przejść wcześniej na emeryturę. Stare regulacje bowiem wygasną.
— Decyzja nie ma poparcia w argumentach merytorycznych. W obliczu zbliżającego się kryzysu, zamiast zajmować się wspomaganiem gospodarki, będziemy toczyli boje w atmosferze strajków, bo od stycznia nikt nie będzie miał prawa do pomostówek i można się domyślać, że związkowcy tego nie odpuszczą. Niepewność co do kształtu systemu emerytalnego zniechęci inwestorów do inwestowania w energetykę, stocznie czy kolej, a te branże bardzo potrzebują kapitału — komentuje Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.
— To zła decyzja, bo odbiera prawo do emerytur pomostowych 270 tys. osób, które na nie w pełni zasługują. Zaczynanie prac nad ustawą od nowa nie ma sensu, bo w Komisji Trójstronnej nie ma potencjału emocjonalnego do rozmów. Strony przedstawiły wszystkie argumenty, doszły do granic możliwych ustępstw i nie wyobrażam sobie lepszego kompromisu — mówi Wojciech Nagel, członek rady nadzorczej ZUS.